Miłość została odarta z romantyczności
Zdaniem naukowców, jest ona, zwłaszcza w swej ekstremalnej postaci, po prostu jeszcze jedną chorobą, skutkiem nadmiaru zidentyfikowanych związków chemicznych bądę dopływu ściśle określonych bodęców. Miejsce romantycznych książek i filmów zajmują raporty laborantów. Emocjonalne problemy przestaną wkrótce rozwiązywać psychoterapeuci, zaczną to robić farmakolodzy. To oni znaleęli odpowiedzi na zadawane od tysiącleci pytania. Dlaczego żadna kultura ani religia, żadne zakazy ani nakazy nie są w stanie poskromić namiętności? Dlaczego narażamy siebie i innych na kłopoty, wybierając ,,zajętego" partnera? Dlaczego rozsądni ludzie stają się śmieszni, żebrząc o odrobinę miłości? ,,Szaleństwo, pociąg, zauroczenie, ekstaza i namiętności muszą stanowić uniwersalną ludzką cechę. Historie i mity miłosne, legendy, kłótnie między kochankami, porwania i samobójstwa są bowiem trwałymi składnikami życia jak świat długi i szeroki" - napisała Helen E. Fisher w ,,Anatomii miłości".
Na całym świecie reakcje zakochanych są podobne. Kochankowie myślą o sobie bez przerwy. Wspominają uśmiech, gesty, błyskotliwe riposty umiłowanej osoby. Zachwycają się jej wadami. Niedostatki oceniają jako rzecz zupełnie wyjątkową i czarującą. Niechętnie mówią o niedoskonałościach i natychmiast w rozmowie wymieniają liczne jej zalety. Z badań przeprowadzonych pod koniec lat 70. przez psycholog Dorothy Tennov wynika, że wraz z pogłębianiem się uczucia większość zakochanych poświęca 85-100 proc. czasu myśleniu o tej jedynej istocie. Aż 95 proc. kobiet i 91 proc. mężczyzn prawdziwie zakochanych nie zgadza się ze stwierdzeniem, że w miłości najważniejszy jest seks. Myśli zakochanych zdominowane są przez dwa uczucia: nadzieję i niepewność. Onieśmielenie, obawa przed odmową, szczegółowe wyobrażanie sobie przyszłych, nie zawsze przyjemnych wydarzeń oraz pragnienie wzajemności i uczucie bezradności bez przerwy im towarzyszą. ,,Miłość rozpoczyna się od lekkiego przechylenia głowy, przelotnego spojrzenia, delikatnego muśnięcia, czułego półsłówka, kęsa befsztyka w restauracji lub cichego szeptu podczas tańca. I wtedy odpowiada ciało, zostawiając intelekt bezradnym wobec fali uczucia i pytania: ťdlaczego właśnie on?Ť, ťdlaczego właśnie ona?Ť" - napisała Fisher. Niektórzy naukowcy uważają, że nasze upodobania miłosne kształtowane są już wtedy, gdy mamy pięć, sześć, siedem lat. Seksuolog John Money z Johns Hopkins University stworzył teorię map miłosnych. Uważa on, że w dzieciństwie wytwarzamy wzorzec tego, co nas pociąga i odpycha. Dom rodzinny i najbliższe otoczenie kształtują nasze gusty, które decydują póęniej o wyborze partnera. Pewne cechy charakteru, zachowania przyjaciół i krewnych kojarzą się nam przyjemnie, inne - odpychają. W mózgu tworzy się obraz idealnego kochanka. Napotkana osoba jest porównywana z tym wzorcem. Im jest ona bliższa ideałowi, tym prawdopodobnie większe emocje przeżywamy, tym większą mamy szansę na płomienny romans. Miłość została zmierzona, opisana, zracjonalizowana. Za wszystko - twierdzą naukowcy - odpowiada mózg: jego układ limbiczny, zwłaszcza ciało migdałowate, podwzgórze, śródmózgowie. Do śródmózgowia docierają informacje o świecie zewnętrznym, o wyglądzie potencjalnego partnera, o jego sposobie poruszania się, mówienia. Podwzgórze tworzy pomost między czynnościami mózgu a pracą organizmu. Jego działanie powoduje, że zaczynamy się czerwienić na widok ,,tej" osoby, szybciej bije nam serce, intensywnie się pocimy. Szczególną funkcję pełni jednak ciało migdałowate. Nadaje ono ,,koloryt" emocjonalny i motywacyjny bodęcom napływającym ze środowiska. Ocenia, jaką przyjąć strategię postępowania, czy emocje te uznać za przyjemne - wyjaśniają neurobiolodzy. To, czy struktury te stanowią jedyny i uniwersalny system dla wszystkich rodzajów emocji, wciąż pozostaje nie zbadane. Nie wiadomo także, jakie neuroprzekaęniki odpowiedzialne są za przesyłanie informacji o miłości. Coraz częściej głos w tej sprawie zabierają też biochemicy. Gwałtowne uczuciowe powikłanie, nazywane miłością, bywa - według nich - powodowane przez związek zwany fenyloetylaminą (PEA). Jej obecność w mózgu wywołuje uczucie radości, szczęścia i euforii. Jest ona naturalną amfetaminą i zwiększa operatywność mózgu. Zdanie to podziela znany amerykański psychiatra Michael Liebowitz z New York State Psychiatric Institute. Uważa on, że zakochujemy się wówczas, gdy neurony w układzie limbicznym, czyli w tej części mózgu, która jest odpowiedzialna za powstawanie uczuć, są nasycone i uwrażliwione przez PEA oraz inne chemiczne substancje mózgowe, jak dopamina i katecholamina. Być może to właśnie obecność naturalnej amfetaminy powoduje, że kochankowie potrafią rozmawiać i czulić się do siebie całą noc, nie odczuwając zmęczenia, że w dni szczególnych uniesień stają się roztargnieni, niezrównoważeni i niezwykle ożywieni. Nie przeszkadzają im wady ukochanej osoby, a cały świat jawi im się w różowych kolorach. Liebowitz przebadał grupę nieszczęśliwie zakochanych, którzy nieustannie wybierali nieodpowiednich partnerów, przez nich cierpieli z powodu depresji, próbowali popełnić samobójstwo. Okazało się, że u chorych z miłości zaburzone jest wydzielanie PEA. Potwierdzają to między innymi badania innego psychiatry amerykańskiego, Hectora Sabelli. W moczu osób szczęśliwych stwierdził on podwyższoną zawartość produktów przemiany PEA. Ci, którzy przeżywali zaś uczuciowy kryzys, mieli tych związków zdecydowanie mniej. Chorym z miłości zaczęto podawać zatem specjalne leki, dzięki którym nastąpiło podwyższenie poziomu PEA i innych naturalnych amfetamin, odpowiedzialnych za utrzymywanie się stanu oczarowania. Terapia okazała się skuteczna. Leczeni pacjenci zaczęli wreszcie tworzyć udane związki, odzyskali wiarę w miłość. ,,Stan miłosnego zauroczenia jest prawdopodobnie konsekwencją napływu PEA i innych naturalnych stymulatorów, które oddziałują na zmysły i odmieniają rzeczywistość" - twierdzą zwolennicy teorii chemii miłości. ,,W miłości istotną rolę odgrywa także oksytocyna, która zmusza nasze ciało i mózg do irracjonalnych niekiedy zachowań. Ten miłosny ťnapójŤ wpływa na całą grupę zachowań opiekuńczych, lokomocyjnych, seksualnych i macierzyńskich. Ułatwia między innymi stosunki międzyludzkie i indukuje powstawanie więzi między partnerami seksualnymi" - przekonuje prof. Antonio R. Damasio, neurolog z University of Iowa College of Medicine, w wydanej niedawno u nas książce ,,Błąd Kartezjusza".
Katastrofa emocjonalna
,,Umysł jest wyposażony w wielki protektor, chroniący przed emocjonalnymi katastrofami, przed wpadaniem w zbytnią przesadę, przed wyolbrzymianiem znaczenia zdarzeń" - twierdzi na łamach ,,New Scientist" Daniel Gilbert z Harvard University w Bostonie. Dzięki temu mechanizmowi ochronnemu spotkanie ukochanej z obcym mężczyzną nie zostanie uznane za zdradę, a jednego uśmiechu czy wspólnego wypadu nad morze nie potraktujemy od razu jako zachęty do wspólnego życia. Zdaniem Gilberta, umysł został wyposażony w ,,psychologiczny system odpornościowy", pozwalający poddać zdarzenia racjonalizacji i uspokoić naszą psyche w czasie trudnych chwil. Osoby, u których działa on bez zarzutu, starają się chłodno ocenić zaistniałe niepowodzenia i znaleęć ich dobre strony, zgodnie z powiedzeniem: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ci zaś, u których system ten szwankuje, nie tylko wpadają w emocjonalne dołki i depresje, lecz także częściej chorują.
Uwaga! Sama tylko obecność neuroprzekaęników nie wystarcza, aby przeżyć szaleńcze uniesienie. Byłoby to zbyt proste. Niezbędny jest dopływ bodęców ze świata zewnętrznego, w tym wywołujących bardzo silne wrażenia zapachowe. W mózgu znajduje się niemal 5 mln neuronów węchowych. Przenoszą one sygnały do tej części mózgu, która kontroluje zmysł powonienia. Ośrodek ten łączy się z układem limbicznym, odpowiadającym za uczucia trwogi, wściekłości, nienawiści, ekstazy i rozkoszy. Zapachy mogą więc wywoływać intensywne doznania erotyczne. Osoba może zatem wydawać się atrakcyjna, bo jej zapach budzi przyjemne skojarzenia. Dochodząca nas woń może wprawiać w stan gotowości do romansu. Sam zapach ukochanej staje się afrodyzjakiem. Uczucie sią pogłębia. Zapach napotkanej osoby może wyzwalać przeróżne wspomnienia, a w związku z tym, że w układzie limbicznym znajdują się też miejsca odpowiedzialne za pamięć trwałą, pewne wonie pamiętamy przez całe lata. Tak jak pierwszą miłość. Osoby, które nigdy nie przeżyły miłosnego zauroczenia, cierpią na niedoczynność przysadki - przekonują naukowcy. ,,W międzymózgowiu, podwzgórzu i przysadce odbywa się bezpośrednia wymiana sygnałów między układem nerwowym a hormonalnym. Kiedy na przykład matka głaszcze i pieści dziecko, wywołuje to określone procesy chemiczne w jego organizmie, stanowiące podstawę kształtowania się uczuć. Wewnątrzustrojowe substancje wywołujące uczucie przyjemności są tylko jednym z wielu czynników w rozwoju emocjonalnym. Doznawanie i zachowanie są zatem sterowane przez chemiczne przekaęniki w mózgu. Substancje te regulują przesyłanie informacji pomiędzy neuronami" - twierdzi prof. Ernst Poppel z Instytutu Psychologii Medycznej w Monachium. Dlaczego jednak tak łatwo przychodzi nam zranić ukochaną osobę? Być może odpowiedę na to pytanie dostarczą coraz liczniej prowadzone badania laboratoryjne. Już dziś wiemy, że podczas orgazmu w zapisie aktywności bioelektrycznej mózgu na elektroencefalogramie pojawiają się takie same fale jak podczas doznawania intensywnego bólu. U osób przechodzących po rozżarzonych węglach zarejestrowano w mózgu takie same zmiany prądów czynnościowych jak podczas doznań seksualnych. U podłoża przeżywania rozkoszy i męki leżą podobne mechanizmy mózgowe. Przyjemność i cierpienie nie są zatem przeciwnymi biegunami, lecz istnieje między nimi ścisła relacja. Wymieszane w różnych proporcjach stanowią o emocjonalnym zabarwieniu całej sfery naszych doznań. Kiedy wygasa oczarowanie i jego miejsce zajmuje zwykłe przywiązanie, do głosu dochodzą kolejne związki chemiczne: endorfiny, czyli ,,otępiacze umysłu". Substancje te są podobne do morfiny, znieczulającego narkotyku. W przeciwieństwie do PEA uspokajają one umysł i koją ból. Do nieporozumień między kochankami może dochodzić wówczas, gdy poszczególne neuroprzekaęniki wydzielane są w różnym czasie. Jedno z dwojga jest jeszcze na fali uniesień i miłosnych wyrzeczeń. Dla niego miłość jest nadal najważniejsza. Drugie pragnie już spokoju, oferując kochankowi jedynie przyjaęń. Więcej czasu chce przeznaczyć na inne sprawy, zaczyna na nowo dostrzegać otaczający go świat i przyjaciół, z którymi był przez kilkanaście lat, a których odsunął ze swego życia na czas namiętnych uniesień. Nieraz szybko znajduje sobie nowy, zastępczy obiekt westchnień. Nie dostrzega, że taką postawą rani ukochanego.
Na całym świecie reakcje zakochanych są podobne. Kochankowie myślą o sobie bez przerwy. Wspominają uśmiech, gesty, błyskotliwe riposty umiłowanej osoby. Zachwycają się jej wadami. Niedostatki oceniają jako rzecz zupełnie wyjątkową i czarującą. Niechętnie mówią o niedoskonałościach i natychmiast w rozmowie wymieniają liczne jej zalety. Z badań przeprowadzonych pod koniec lat 70. przez psycholog Dorothy Tennov wynika, że wraz z pogłębianiem się uczucia większość zakochanych poświęca 85-100 proc. czasu myśleniu o tej jedynej istocie. Aż 95 proc. kobiet i 91 proc. mężczyzn prawdziwie zakochanych nie zgadza się ze stwierdzeniem, że w miłości najważniejszy jest seks. Myśli zakochanych zdominowane są przez dwa uczucia: nadzieję i niepewność. Onieśmielenie, obawa przed odmową, szczegółowe wyobrażanie sobie przyszłych, nie zawsze przyjemnych wydarzeń oraz pragnienie wzajemności i uczucie bezradności bez przerwy im towarzyszą. ,,Miłość rozpoczyna się od lekkiego przechylenia głowy, przelotnego spojrzenia, delikatnego muśnięcia, czułego półsłówka, kęsa befsztyka w restauracji lub cichego szeptu podczas tańca. I wtedy odpowiada ciało, zostawiając intelekt bezradnym wobec fali uczucia i pytania: ťdlaczego właśnie on?Ť, ťdlaczego właśnie ona?Ť" - napisała Fisher. Niektórzy naukowcy uważają, że nasze upodobania miłosne kształtowane są już wtedy, gdy mamy pięć, sześć, siedem lat. Seksuolog John Money z Johns Hopkins University stworzył teorię map miłosnych. Uważa on, że w dzieciństwie wytwarzamy wzorzec tego, co nas pociąga i odpycha. Dom rodzinny i najbliższe otoczenie kształtują nasze gusty, które decydują póęniej o wyborze partnera. Pewne cechy charakteru, zachowania przyjaciół i krewnych kojarzą się nam przyjemnie, inne - odpychają. W mózgu tworzy się obraz idealnego kochanka. Napotkana osoba jest porównywana z tym wzorcem. Im jest ona bliższa ideałowi, tym prawdopodobnie większe emocje przeżywamy, tym większą mamy szansę na płomienny romans. Miłość została zmierzona, opisana, zracjonalizowana. Za wszystko - twierdzą naukowcy - odpowiada mózg: jego układ limbiczny, zwłaszcza ciało migdałowate, podwzgórze, śródmózgowie. Do śródmózgowia docierają informacje o świecie zewnętrznym, o wyglądzie potencjalnego partnera, o jego sposobie poruszania się, mówienia. Podwzgórze tworzy pomost między czynnościami mózgu a pracą organizmu. Jego działanie powoduje, że zaczynamy się czerwienić na widok ,,tej" osoby, szybciej bije nam serce, intensywnie się pocimy. Szczególną funkcję pełni jednak ciało migdałowate. Nadaje ono ,,koloryt" emocjonalny i motywacyjny bodęcom napływającym ze środowiska. Ocenia, jaką przyjąć strategię postępowania, czy emocje te uznać za przyjemne - wyjaśniają neurobiolodzy. To, czy struktury te stanowią jedyny i uniwersalny system dla wszystkich rodzajów emocji, wciąż pozostaje nie zbadane. Nie wiadomo także, jakie neuroprzekaęniki odpowiedzialne są za przesyłanie informacji o miłości. Coraz częściej głos w tej sprawie zabierają też biochemicy. Gwałtowne uczuciowe powikłanie, nazywane miłością, bywa - według nich - powodowane przez związek zwany fenyloetylaminą (PEA). Jej obecność w mózgu wywołuje uczucie radości, szczęścia i euforii. Jest ona naturalną amfetaminą i zwiększa operatywność mózgu. Zdanie to podziela znany amerykański psychiatra Michael Liebowitz z New York State Psychiatric Institute. Uważa on, że zakochujemy się wówczas, gdy neurony w układzie limbicznym, czyli w tej części mózgu, która jest odpowiedzialna za powstawanie uczuć, są nasycone i uwrażliwione przez PEA oraz inne chemiczne substancje mózgowe, jak dopamina i katecholamina. Być może to właśnie obecność naturalnej amfetaminy powoduje, że kochankowie potrafią rozmawiać i czulić się do siebie całą noc, nie odczuwając zmęczenia, że w dni szczególnych uniesień stają się roztargnieni, niezrównoważeni i niezwykle ożywieni. Nie przeszkadzają im wady ukochanej osoby, a cały świat jawi im się w różowych kolorach. Liebowitz przebadał grupę nieszczęśliwie zakochanych, którzy nieustannie wybierali nieodpowiednich partnerów, przez nich cierpieli z powodu depresji, próbowali popełnić samobójstwo. Okazało się, że u chorych z miłości zaburzone jest wydzielanie PEA. Potwierdzają to między innymi badania innego psychiatry amerykańskiego, Hectora Sabelli. W moczu osób szczęśliwych stwierdził on podwyższoną zawartość produktów przemiany PEA. Ci, którzy przeżywali zaś uczuciowy kryzys, mieli tych związków zdecydowanie mniej. Chorym z miłości zaczęto podawać zatem specjalne leki, dzięki którym nastąpiło podwyższenie poziomu PEA i innych naturalnych amfetamin, odpowiedzialnych za utrzymywanie się stanu oczarowania. Terapia okazała się skuteczna. Leczeni pacjenci zaczęli wreszcie tworzyć udane związki, odzyskali wiarę w miłość. ,,Stan miłosnego zauroczenia jest prawdopodobnie konsekwencją napływu PEA i innych naturalnych stymulatorów, które oddziałują na zmysły i odmieniają rzeczywistość" - twierdzą zwolennicy teorii chemii miłości. ,,W miłości istotną rolę odgrywa także oksytocyna, która zmusza nasze ciało i mózg do irracjonalnych niekiedy zachowań. Ten miłosny ťnapójŤ wpływa na całą grupę zachowań opiekuńczych, lokomocyjnych, seksualnych i macierzyńskich. Ułatwia między innymi stosunki międzyludzkie i indukuje powstawanie więzi między partnerami seksualnymi" - przekonuje prof. Antonio R. Damasio, neurolog z University of Iowa College of Medicine, w wydanej niedawno u nas książce ,,Błąd Kartezjusza".
Katastrofa emocjonalna
,,Umysł jest wyposażony w wielki protektor, chroniący przed emocjonalnymi katastrofami, przed wpadaniem w zbytnią przesadę, przed wyolbrzymianiem znaczenia zdarzeń" - twierdzi na łamach ,,New Scientist" Daniel Gilbert z Harvard University w Bostonie. Dzięki temu mechanizmowi ochronnemu spotkanie ukochanej z obcym mężczyzną nie zostanie uznane za zdradę, a jednego uśmiechu czy wspólnego wypadu nad morze nie potraktujemy od razu jako zachęty do wspólnego życia. Zdaniem Gilberta, umysł został wyposażony w ,,psychologiczny system odpornościowy", pozwalający poddać zdarzenia racjonalizacji i uspokoić naszą psyche w czasie trudnych chwil. Osoby, u których działa on bez zarzutu, starają się chłodno ocenić zaistniałe niepowodzenia i znaleęć ich dobre strony, zgodnie z powiedzeniem: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ci zaś, u których system ten szwankuje, nie tylko wpadają w emocjonalne dołki i depresje, lecz także częściej chorują.
Uwaga! Sama tylko obecność neuroprzekaęników nie wystarcza, aby przeżyć szaleńcze uniesienie. Byłoby to zbyt proste. Niezbędny jest dopływ bodęców ze świata zewnętrznego, w tym wywołujących bardzo silne wrażenia zapachowe. W mózgu znajduje się niemal 5 mln neuronów węchowych. Przenoszą one sygnały do tej części mózgu, która kontroluje zmysł powonienia. Ośrodek ten łączy się z układem limbicznym, odpowiadającym za uczucia trwogi, wściekłości, nienawiści, ekstazy i rozkoszy. Zapachy mogą więc wywoływać intensywne doznania erotyczne. Osoba może zatem wydawać się atrakcyjna, bo jej zapach budzi przyjemne skojarzenia. Dochodząca nas woń może wprawiać w stan gotowości do romansu. Sam zapach ukochanej staje się afrodyzjakiem. Uczucie sią pogłębia. Zapach napotkanej osoby może wyzwalać przeróżne wspomnienia, a w związku z tym, że w układzie limbicznym znajdują się też miejsca odpowiedzialne za pamięć trwałą, pewne wonie pamiętamy przez całe lata. Tak jak pierwszą miłość. Osoby, które nigdy nie przeżyły miłosnego zauroczenia, cierpią na niedoczynność przysadki - przekonują naukowcy. ,,W międzymózgowiu, podwzgórzu i przysadce odbywa się bezpośrednia wymiana sygnałów między układem nerwowym a hormonalnym. Kiedy na przykład matka głaszcze i pieści dziecko, wywołuje to określone procesy chemiczne w jego organizmie, stanowiące podstawę kształtowania się uczuć. Wewnątrzustrojowe substancje wywołujące uczucie przyjemności są tylko jednym z wielu czynników w rozwoju emocjonalnym. Doznawanie i zachowanie są zatem sterowane przez chemiczne przekaęniki w mózgu. Substancje te regulują przesyłanie informacji pomiędzy neuronami" - twierdzi prof. Ernst Poppel z Instytutu Psychologii Medycznej w Monachium. Dlaczego jednak tak łatwo przychodzi nam zranić ukochaną osobę? Być może odpowiedę na to pytanie dostarczą coraz liczniej prowadzone badania laboratoryjne. Już dziś wiemy, że podczas orgazmu w zapisie aktywności bioelektrycznej mózgu na elektroencefalogramie pojawiają się takie same fale jak podczas doznawania intensywnego bólu. U osób przechodzących po rozżarzonych węglach zarejestrowano w mózgu takie same zmiany prądów czynnościowych jak podczas doznań seksualnych. U podłoża przeżywania rozkoszy i męki leżą podobne mechanizmy mózgowe. Przyjemność i cierpienie nie są zatem przeciwnymi biegunami, lecz istnieje między nimi ścisła relacja. Wymieszane w różnych proporcjach stanowią o emocjonalnym zabarwieniu całej sfery naszych doznań. Kiedy wygasa oczarowanie i jego miejsce zajmuje zwykłe przywiązanie, do głosu dochodzą kolejne związki chemiczne: endorfiny, czyli ,,otępiacze umysłu". Substancje te są podobne do morfiny, znieczulającego narkotyku. W przeciwieństwie do PEA uspokajają one umysł i koją ból. Do nieporozumień między kochankami może dochodzić wówczas, gdy poszczególne neuroprzekaęniki wydzielane są w różnym czasie. Jedno z dwojga jest jeszcze na fali uniesień i miłosnych wyrzeczeń. Dla niego miłość jest nadal najważniejsza. Drugie pragnie już spokoju, oferując kochankowi jedynie przyjaęń. Więcej czasu chce przeznaczyć na inne sprawy, zaczyna na nowo dostrzegać otaczający go świat i przyjaciół, z którymi był przez kilkanaście lat, a których odsunął ze swego życia na czas namiętnych uniesień. Nieraz szybko znajduje sobie nowy, zastępczy obiekt westchnień. Nie dostrzega, że taką postawą rani ukochanego.
Więcej możesz przeczytać w 40/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.