Serce Afryki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jego okrągła twarz na plakacie spoziera zza każdego rogu Kinszasy. "Mężczyzna, którego potrzebujemy" - brzmią plakatowe hasła. Tymczasem Laurent Desire Kabila, samozwańczy prezydent Demokratycznej Republiki Konga, walczy o przetrwanie, także w dosłownym znaczeniu.
Jego okrągła twarz na plakacie spoziera zza każdego rogu Kinszasy. "Mężczyzna, którego potrzebujemy" - brzmią plakatowe hasła. Tymczasem Laurent Desire Kabila, samozwańczy prezydent Demokratycznej Republiki Konga, walczy o przetrwanie, także w dosłownym znaczeniu.
Na pytanie niemieckiego tygodnika "Focus", czy się nie boi, że historia może się powtórzyć, czy również on będzie musiał w końcu ulec pod presją siły, były dowódca rebeliantów odpowiada chłodno: - To czyste "myślenie życzeniowe" spiskowców. Tej sytuacji nie można porównywać z poprzednią. Nasza armia pochodziła z powstania narodowego. Terenów, które zdobyliśmy, nie musieliśmy kontrolować siłą. Dzisiaj mamy jednak do czynienia z zagranicznymi agresorami.
Kabila twierdzi, że tylko mała część społeczeństwa popiera powstańców. - Ich podstawą są żołnierze i najemnicy z Rwandy i Ugandy. Te dwa karły mają iluzję swej wielkości - atakuje prezydenta Ugandy Yoweriego Museveniego i jego rwandyjskiego kolegę Pasteura Bizimungu. - Oni marzą o stworzeniu własnych imperiów. Mała ryba nie może jednak połknąć większej.
Rebelianci zmusili Kabilę do tego, że musiał prosić o pomoc z zewnątrz. - Jesteśmy ofiarą agresji. Nasi afrykańscy bracia powinni nam przyjść z pomocą. Również we własnym interesie - podkreśla. - Jeśli dojdzie do destabilizacji sytuacji w Kongu, zmieni się cała mapa Afryki. Gdyby zwyciężyła anarchia, mogłaby się ona przenieść na tuzin innych państw.
Przyjaciele Kabili długo jednak kazali się prosić. Dopiero przed dwoma tygodniami, gdy buntownicy stali już sto kilometrów od Kinszasy, przywódcy Angoli i Zimbabwe wysłali do stolicy Konga swoje oddziały i broń. Inni politycy, jak prezydent RPA Nelson Mandela, uważają, że wraz z interwencją rośnie ryzyko wybuchu konfliktu w sercu Afryki i wzywają zwaśnione strony do rozmów. Na razie Kabila jest przeciwny jakimkolwiek ustępstwom. Nawet w największej opresji broni on swojego reżimu i odrzuca wszelkie zarzuty. Panosząca się korupcja? To jedynie "złośliwe plotki", rozsiewane przez poirytowanych byłych sojuszników. - Kraj, który przejęliśmy, był jak chore ciało - ocenia prezydent Konga. - Państwo było wykrwawione, armia niezdyscyplinowana, a gospodarka zrujnowana.
Teraz, gdy sytuacja w Kongu powoli się poprawia, zamachowcy nie chcą dopuścić do tego, by państwo stanęło na nogi. Kabila dementuje informacje, jakoby spiskowcy kontrolowali większą część kraju. Twierdzi, że jego przeciwnicy dalecy są od zwycięstwa: - Może wywiesili swoje flagi, ale niczego nie kontrolują. Społeczeństwo nigdy się im nie podporządkuje.


Więcej możesz przeczytać w 36/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.