Granica przyzwoitości

Granica przyzwoitości

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z GEORGE`EM CLOONEYEM
Kinga Dębska: - Zainicjował pan niedawno protest przeciwko naruszaniu prywatności gwiazd, do którego przyłączyli się Steven Spielberg, Madonna i Tom Hanks.
George Clooney: - Nigdy nie walczyłem z paparazzimi, za to zawsze krytykowałem brukowce i dokładnie wskazywałem za co. Mój ojciec był dziennikarzem przez 30 lat i ciągle podkreślał, jaką zmorą dla uczciwego redaktora jest oddzielanie autoryzowanych informacji od nie potwierdzonych, plotkarskich rewelacji. Dzisiaj granica między gazetami, które opierają się na informacji, a prasą wykorzystującą plotkę jest dość wyraźna, ale wyznaczanie jej trwało kilkadziesiąt lat. Odpowiedzialny dziennikarz zaczyna pisanie tekstu od oddzielenia tego, co jest informacją, od tego, co nią nie jest.
- Czy natarczywość prasy bulwarowej dotknęła pana osobiście?
- Taki incydent zdarzył mi się kilka lat temu. Kilkoro dzieciaków z kamerami - podkreślam, że nie byli to żadni dziennikarze, tylko wysłani "w miasto" amatorzy, którzy chcą się dorobić, sprzedając redakcjom tanią sensację - dopadło mnie na lotnisku. Szedłem do terminalu z moją sekretarką, kiedy osaczyli mnie i zaczęli krzyczeć: "Hej George! Kim jest ta grubaska?". Zareagowałem z wściekłością, co ich wyraźnie ucieszyło. Sfilmowali cały incydent i sprzedali kasetę telewizji z dużym zyskiem. Wprawdzie nie przyłapali mnie na niczym zdrożnym, ale i tak wypadłem niekorzystnie. Wtedy zrozumiałem, że taki styl dziennikarstwa to po prostu zwykłe świństwo, które wyrządza się popularnej postaci.
- Media wykreowały paparazzich na największe zagrożenie dla ludzi z pierwszych stron gazet.
- Amerykanie są najbardziej agresywnym społeczeństwem na świecie. Kochamy nasze pistolety, lubimy brutalne filmy. Powstaje zaklęte koło: rząd mówi, że seks i agresja w telewizji są powodem tego, co się dzieje na ulicach w kraju, a właściciele stacji telewizyjnych odpowiadają, że oni tylko przedstawiają fakty. I tak w kółko. Co więcej: nie dostrzegam na razie jakichkolwiek oznak poprawy sytuacji. Obawiam się tylko, że zamiast wprowadzać autocenzurę, zaczniemy się coraz wyraźniej domagać cenzury odgórnej, ustalającej za nas, jaki poziom gwałtu jest dopuszczalny. To by już było bardzo źle.
- Ostatni film z pana udziałem - "Out of Sight" - reżyserował Steven Sodeberg. Ma on opinię artysty w swoim fachu.
- Steven jest kimś więcej niż reżyserem - jest filmowcem w znacznie szerszym znaczeniu, jest malarzem, artystą. Każdy element dzieła, które tworzy, zyskuje pod jego ręką znacznie więcej wymiarów niż u innych reżyserów. Kontroluje nie tylko scenariusz i grę aktorów, ale także decyduje o tym, jakie kolory będą dominować w poszczególnych ujęciach. W ten sposób dzieło filmowe staje się kompozycją doskonale dobranych składników.
- Niezależnie od sukcesów w sztuce aktorskiej stał się pan ulubieńcem popularnych mediów. Za co lubi pana ich publiczność?
- Każdemu, kto mnie lubi, daję samochód za darmo. A mówiąc serio: serial telewizyjny "Ostry dyżur" odniósł wielki sukces, ja stałem się częścią tego sukcesu. Wcześniej zagrałem w paru "gniotach", ale to się zdarza każdemu.

Więcej możesz przeczytać w 43/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał: