Czy polska nauka przestanie istnieć?
Kolejny rok akademicki rozpoczęliśmy z tym samym schorowanym systemem uniwersyteckim, który nieudolnie próbujemy uleczyć przez ostatnie dziesięć lat. Zaczynamy ten rok z niemal 1,25 mln studentów - duża część z nich podjęła studia na płatnych prywatnych uczelniach, powstałych jako "duma" systemu naszej edukacji. Uczelnie państwowe są formalnie nadal darmowe, za to szamoczą się z ciągłym niedostatkiem pieniędzy, spetryfikowane przez błędny zapis konstytucyjny o "bezpłatności" nauczania. Zapis ten zmusza uczelnie państwowe do ekwilibrystyki w tworzeniu różnego rodzaju quasi-studiów wieczorowych i zaocznych, już płatnych, które przy finansowej mizerii uczelni wydają się ostatnią deską ratunku. Skutkiem tej sytuacji jest pogorszenie się poziomu nauczania nawet w najlepszych szkołach. Niestety, również szkoły prywatne w swej zasadniczej masie reprezentują niski poziom kształcenia. Wkrótce będziemy więc mieli dużo uczelni wyższych na niskim poziomie. Dołączą do tego niechybnie państwowe wyższe szkoły zawodowe, powołane przedziwną ustawą sejmową. Powodem utrzymywania się tej niekorzystnej dla perspektyw cywilizacyjnego rozwoju kraju sytuacji jest wadliwe finansowanie szkolnictwa wyższego. I nie zmieni tego wprowadzenie kredytów dla studentów. Pomysł ten obrósł skądinąd brodawkami żywcem przypominającymi punkty za pochodzenie społeczne. Tymczasem zasadniczym problemem szkół wyższych, także państwowych, prowadzącym do obniżenia ich poziomu, jest sytuacja kadry naukowej. Nędznie opłacani, zaganiani za zarobkiem pomiędzy różnymi uczelniami "wykładowcy" (samo uczenie na kilku uczelniach jednocześnie jest działaniem nieetycznym - to praca dla konkurencji, przeciw swojej firmie) powoli tracą kwalifikacje. Nie mają przecież czasu na niezbędną naukę, nie mówiąc już o aktywnej działalności badawczej. Nawet w tak rynkowych dziedzinach, jak ekonomia i zarządzanie, postępuje deprofesjonalizacja, bowiem świat nie czeka na nas - w ostatnich latach dokonała się prawdziwa rewolucja w badaniach podstaw ekonomii i zarządzania. Wystarczy porównać ostatnie wypowiedzi Jeffreya Sachsa z tymi sprzed pięciu lat.
Zwlekanie z niezbędną reformą szkół wyższych w dużej mierze wynika z oporu środowiska akademickiego, niechętnego (nie tylko zresztą w Polsce) jakimkolwiek zmianom. Utrzymywanie się "szarej" sytuacji w szkolnictwie wyższym prowadzi tymczasem do nowych zjawisk patologicznych: ostatnio - handlu dyplomami wyższych uczelni z krajów dawnego ZSRR. Dyplomy te są potem nostryfikowane na mocy starych umów międzypaństwowych. W tym roku akademickim odbędą się też wybory władz Polskiej Akademii Nauk. Choć jest to właściwie wewnętrzna sprawa tej korporacji naukowej, jednak dzięki nowej ustawie władze akademii będą decydować o przekazaniu swoim placówkom mienia wielkiej wartości, którym formalnie zarządza obecnie centrala PAN. Prawidłowe rozdysponowanie tego majątku, a potem jego właściwe wykorzystanie, powinno być przedmiotem zainteresowania opinii publicznej. Także dlatego, że nowa ustawa nie wymaga od PAN obligatoryjnego prowadzenia działalności edukacyjnej, czyli wykorzystywania w tym celu posiadanego mienia. Działalność edukacyjna akademii pozostanie nadal prywatnym hobby jej pracowników, na co dotychczasowe władze patrzyły przychylnie.
W nowy rok akademicki weszliśmy też ze starą, nie przystającą do obecnych warunków ustawą o Komitecie Badań Naukowych. Tymczasem tak zwana obieralna część KBN nie przygotowała żadnego rozsądnego projektu reformy badań naukowych. Zamiast tego otrzymaliśmy w tym roku nowe druki oceny projektów badawczych, zawierające żenujące błędy formalne. Otrzymaliśmy też nową koncepcję oceny placówek naukowych z wykorzystaniem wzoru matematycznego zawierającego ułamek, którego mianownik może jeszcze zostać przez KBN zmieniony. Można to przeczytać w instrukcji KBN dla przygotowujących materiały na ten temat. Ostatnie tygodnie przyniosły również zmianę warunków działania i finansowania układu nerwowego współczesnej nauki, czyli sieci komputerowej zarządzanej przez NASK. Zanosi się więc na kolejne pogorszenie sytuacji finansowej tych, którzy jeszcze zajmują się działalnością naukową. KBN drukuje też w swoim biuletynie informacje o podziale środków finansowych: można się tam dowiedzieć, jak mała część z tych nieszczęsnych 0,48 proc. przeznaczonych w budżecie na naukę naprawdę idzie na działalność badawczą. KBN finansuje np. laboratorium badawcze dawno już sprywatyzowanej firmy oponiarskiej. Ośrodek Badawczo Rozwojowy Pojazdów Szynowych, zakwalifikowany przez tenże KBN jako placówka kategorii C, a więc nędznej jakości, otrzymuje dotację statutową przewyższającą dotację dla placówki badawczej porównywalnej wielkości, zajmującej się badaniami podstawowymi, wygrywającej od lat wszystkie rankingi jakości w Polsce i będącej jedną z najlepszych placówek swego typu w Europie. To skandal. Jeśli środowisko naukowe nadal tak niemrawo zabierać się będzie do reformy badań naukowych i będziemy wciąż tracić czas na jałowe debaty bibliometryczne o tym, czy warto lub nie warto publikować w czasopismach z lub spoza tzw. listy filadelfijskiej, a nie włączymy się w reformowanie szkolnictwa powszechnego i wyższego, za rok podniesie się krzyk pod niebiosa, że w budżecie państwa na dział 77 (naukę) przeznacza się nie 0,48 proc. PKB, lecz 0,38 proc. I sami będziemy temu winni.
Zwlekanie z niezbędną reformą szkół wyższych w dużej mierze wynika z oporu środowiska akademickiego, niechętnego (nie tylko zresztą w Polsce) jakimkolwiek zmianom. Utrzymywanie się "szarej" sytuacji w szkolnictwie wyższym prowadzi tymczasem do nowych zjawisk patologicznych: ostatnio - handlu dyplomami wyższych uczelni z krajów dawnego ZSRR. Dyplomy te są potem nostryfikowane na mocy starych umów międzypaństwowych. W tym roku akademickim odbędą się też wybory władz Polskiej Akademii Nauk. Choć jest to właściwie wewnętrzna sprawa tej korporacji naukowej, jednak dzięki nowej ustawie władze akademii będą decydować o przekazaniu swoim placówkom mienia wielkiej wartości, którym formalnie zarządza obecnie centrala PAN. Prawidłowe rozdysponowanie tego majątku, a potem jego właściwe wykorzystanie, powinno być przedmiotem zainteresowania opinii publicznej. Także dlatego, że nowa ustawa nie wymaga od PAN obligatoryjnego prowadzenia działalności edukacyjnej, czyli wykorzystywania w tym celu posiadanego mienia. Działalność edukacyjna akademii pozostanie nadal prywatnym hobby jej pracowników, na co dotychczasowe władze patrzyły przychylnie.
W nowy rok akademicki weszliśmy też ze starą, nie przystającą do obecnych warunków ustawą o Komitecie Badań Naukowych. Tymczasem tak zwana obieralna część KBN nie przygotowała żadnego rozsądnego projektu reformy badań naukowych. Zamiast tego otrzymaliśmy w tym roku nowe druki oceny projektów badawczych, zawierające żenujące błędy formalne. Otrzymaliśmy też nową koncepcję oceny placówek naukowych z wykorzystaniem wzoru matematycznego zawierającego ułamek, którego mianownik może jeszcze zostać przez KBN zmieniony. Można to przeczytać w instrukcji KBN dla przygotowujących materiały na ten temat. Ostatnie tygodnie przyniosły również zmianę warunków działania i finansowania układu nerwowego współczesnej nauki, czyli sieci komputerowej zarządzanej przez NASK. Zanosi się więc na kolejne pogorszenie sytuacji finansowej tych, którzy jeszcze zajmują się działalnością naukową. KBN drukuje też w swoim biuletynie informacje o podziale środków finansowych: można się tam dowiedzieć, jak mała część z tych nieszczęsnych 0,48 proc. przeznaczonych w budżecie na naukę naprawdę idzie na działalność badawczą. KBN finansuje np. laboratorium badawcze dawno już sprywatyzowanej firmy oponiarskiej. Ośrodek Badawczo Rozwojowy Pojazdów Szynowych, zakwalifikowany przez tenże KBN jako placówka kategorii C, a więc nędznej jakości, otrzymuje dotację statutową przewyższającą dotację dla placówki badawczej porównywalnej wielkości, zajmującej się badaniami podstawowymi, wygrywającej od lat wszystkie rankingi jakości w Polsce i będącej jedną z najlepszych placówek swego typu w Europie. To skandal. Jeśli środowisko naukowe nadal tak niemrawo zabierać się będzie do reformy badań naukowych i będziemy wciąż tracić czas na jałowe debaty bibliometryczne o tym, czy warto lub nie warto publikować w czasopismach z lub spoza tzw. listy filadelfijskiej, a nie włączymy się w reformowanie szkolnictwa powszechnego i wyższego, za rok podniesie się krzyk pod niebiosa, że w budżecie państwa na dział 77 (naukę) przeznacza się nie 0,48 proc. PKB, lecz 0,38 proc. I sami będziemy temu winni.
Artykuł został opublikowany w 43/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.