Sytuacja podbramkowa

Sytuacja podbramkowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
W tym roku nie będzie nadzwyczajnego zjazdu PZPN. Nie będzie obiecanej przez Mariana Dziurowicza "władzy dla klubów" ani reformy futbolu. Piłkarska Autonomiczna Liga Polska pozostaje fikcją, związek nie chce oddać pierwszoligowcom ani uprawnień wydziału dyscypliny rozstrzygającego piłkarskie spory, ani organizacji sędziowskiej. "Magnat", obrzucany obelgami niemal na wszystkich polskich stadionach, nie tylko nie zamierza rezygnować z funkcji, ale prawdopodobnie pozostanie na swoim stanowisku do połowy 2000 r. Czy Jacek Dębski, szef Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki, definitywnie przegrał batalię z Polskim Związkiem Piłki Nożnej, czy może odniósł sukcesy, których jeszcze nie widać?
PZPN nie dotrzymał obietnicy, jaką złożył działaczom FIFA i najwyższym urzędnikom państwowym. Termin planowanego na listopad zjazdu przesunięto na początek przyszłego roku. Wszystko wskazuje na to, że wybory nowych władz odbędą się dopiero po igrzyskach w Sydney.
- Patowa sytuacja. Rząd został wypunktowany przez człowieka, który prawie wszystkich ma przeciwko sobie - mówi Zbigniew Boniek. - Daliśmy się zastraszyć działaczom światowej federacji i teraz płacimy za to rachunki. Jeśli Dziurowicz pozostanie na swoim stanowisku, będzie to druzgocąca porażka nie tyle ministra Dębskiego, ile większości polskich klubów - dodaje Andrzej Grajewski, prezes Lecha. - Nie rozumiem tej decyzji. Przecież nadzwyczajny zjazd delegatów związku mógł być szansą dla jego działaczy. Można było przedstawić nowe propozycje, oczyścić atmosferę, zaproponować na kierownicze stanowiska nowych ludzi. Chęć utrzymania status quo obróci się wkrótce przeciwko obecnemu zarządowi - mówi Paweł Krzykowski, rzecznik UKFiT. - Gdyby drużyny nadal strajkowały, a minister Dębski nie odwiesił członków zarządu PZPN, nie mielibyśmy co prawda sukcesów reprezentacji, ale za to tempo reform byłoby dziś znacznie większe. Dziurowicz jest twardy i nie lubi ustępować, dlatego dziś osobiste ambicje stały się ważniejsze niż programowe działanie - twierdzi Ryszard Dolata, szef Piłkarskiej Autonomicznej Ligi Polskiej.
PZPN nie podziela tych opinii. - Nie można zwoływać delegatów, skoro nie zostały zakończone prace kontrolne w związku. Nie ma już wprawdzie przedstawicieli Najwyższej Izby Kontroli (rezultaty ich pracy znane będą dopiero za dwa miesiące - przyp. KO), ale pozostali jeszcze ludzie z Urzędu Kontroli Skarbowej oraz z UKFiT, kontrolujący związek już sześć miesięcy. Jedyną rzeczą, której jeszcze nie sprawdzano w naszej siedzibie, jest gospodarka papierem toaletowym - denerwuje się Tomasz Jagodziński, rzecznik PZPN. - Poza tym skoro prezesowi Dziurowiczowi tak długo niesłusznie przypisywano marnowanie publicznych pieniędzy i działalność znaczoną aferami, należy poczekać z werdyktem na rezultaty kontroli.
Tymczasem prace mające uregulować współpracę PZPN z autonomiczną ligą toczą się w ślimaczym tempie. Związek nie chce się zgodzić na utratę prawa do pobierania 10 proc. wartości każdego transferu, przeznaczanych ponoć na szkolenie młodzieży. - To fikcja, sytuację drużyn młodzieżowych znam doskonale i nie pamiętam, by otrzymały one jakieś środki pochodzące z tego swoistego podatku - mówi Dolata. - Chodzi tu o poważne pieniądze. Obrońcę Pawła Wojtalę sprzedawaliśmy za 1,3 mln marek. PZPN dostał więc z tego tytułu ok. 250 tys. zł.
Piłkarski związek obawia się także, że zatwierdzenie obecnego statutu autonomicznej ligi przyczyni się do powstania konkurencyjnego związku piłkarskiego. Ryszard Dolata przyznaje, że autonomia, jakiej domaga się polska ekstraklasa, byłaby największą w Europie. Tłumaczy to jednak sytuacją w rodzimym futbolu i nie widzi w tym zagrożenia ani dla rozgrywek, ani dla samego PZPN, w którego gestii mają pozostać sprawy związane z drużyną narodową, pucharem Polski i reprezentowaniem piłkarskiego środowiska na arenie międzynarodowej.
Burza wokół całego sporu byłaby dziś znacznie większa, gdyby nie sukcesy kadry Janusza Wójcika. Reprezentacja wygrywa, kluby nie strajkują, działacze okopali się w swojej siedzibie. Czy zatem dotychczasowe działania ministra Dębskiego miały jakikolwiek sens? Co prawda nie przyniosły imponujących rezultatów, ale zarazem trudno je lekceważyć. Choć kontrole są powolne, dobiegają końca. Niezależne od PZPN kolegia sędziów oraz autonomiczna liga nie wydają się już abstrakcją. Dębskiemu z pewnością udało się skonsolidować środowisko piłkarskie pierwszej i drugiej ligi, chcące traktować futbol jak nowoczesną dziedzinę show businessu i dlatego w znacznej części przeciwne obecnemu zarządowi związku. Niewiele się zmieniło, ale coś pękło i chyba nie ma już powrotu do nietykalnego "Dziurolandu".


Więcej możesz przeczytać w 43/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.