Tylko ktoś, kto poradził sobie z własną córką, może stanąć na czele państwa, mocarstwa i supermocarstwa. Posiadanie córki nie jest warunkiem wystarczającym, ale jest warunkiem koniecznym
Na wyspie Santa Cruz już 19 lat trwają starania, by Solitario Jorge, Samotnego Jerzego, przekonać do kopulacji i przedłużenia gatunku. Ale Jorge absolutnie nie jest zainteresowany podsuwanymi mu samicami. Jeśli nic się nie zmieni, będzie ostatnim żółwiem z podgatunku Gechelone nigra abingdoni. Naukowcy myślą, że Jorge jest impotentem albo - gorzej - homoseksualistą i w ogóle nie rozpatrują trzeciej możliwości, według mnie, najbardziej prawdopodobnej. Solitario Jorge woli się kryć pod swym pancerzem, niż ryzykować ojcostwo, które sprowadziłoby go do roli poddanego, zwłaszcza gdyby urodziła się żółwica.
Na niedawnym kongresie "O godność ojcostwa" wśród zagrożeń czyhających na ojców wymieniano atak feministek na ojcostwo, aborcję, pornografię, rozwody i bezrobocie. Nikt nie miał odwagi albo świadomości, by powiedzieć, jak wielkim zagrożeniem dla ojcostwa są dzieci, szczególnie córki. W starożytnym Rzymie Pater Familias, ojciec rodziny, decydował o życiu i śmierci dzieci. U mnie, na przykład, jest dokładnie odwrotnie. To moja córka decyduje o każdej sekundzie swego Pater Familias. Przykłady z pierwszej niedzieli z brzegu. Pośpijmy jeszcze chwilę, tatuś jest zmęczony - wstawaj, tata, jestem głodna; zrobię jajecznicę - nie, naleśniki; dobre? - mama robi lepsze; posłuchamy "Śniadania w Radiu Zet" - nie, zaśpiewamy "Jedzie pociąg z daleka"; założysz spodnie, bo jest zimno - nie chcę spodni, chcę spódnicę; pojedziemy do parku? - nie, masz brudny samochód; idziemy na spacer - chcę na barana; nie jemy słodyczy - chcę wuzetkę; może rosołek - nie, lizaka; może pójdziemy do kina na Tarzana - nie, ale chcę popcorn; teraz tata poczyta "Wyborczą" - nie, oglądaj ze mną "Krecika"; obejrzymy "Fakty"? - nie, "Gumisie". Każda propozycja napotyka kontrpropozycję, na każdy wniosek jest weto. Nigdy nie mam dość głosów, by je obalić. I kto tu mówi o wychowaniu bezstresowym. Ono jest absolutnie stresowe. Dla mnie. Dyktatura, której zostałem poddany, jest chyba gorsza niż dyktatura proletariatu, bo silniejszy jest tu element przyzwolenia ze strony ofiary. Jak w wypadku wielu dyktatur, można zauważyć nawet identyfikację ofiary z katem. Kat jest zresztą szczególnie wyrafinowany. Z pełnym wyrachowaniem stwarza ofierze wrażenie, że jest wszechmocna, tylko po to, by lepiej ofiarą manipulować. "O, kolega tatusia" - mówi niezmiennie moja córka, gdy widzi w telewizji prezydenta Kwaśniewskiego albo premiera Buzka. Przecież wie, że nie są to moi koledzy, ale mówi tak, by dać mi poczucie ważności, a zaraz potem bezceremonialnie wejść mi na głowę i wyegzekwować to, na co akurat ma ochotę.
Ojcostwo, o którego godność tylu się troszczy, nie dostrzegając prawdziwych dla niego zagrożeń, to ciężki kawałek chleba. Szczególnych trudności nastręcza sprostanie oczekiwaniom córki. Potrafią to tylko ludzie o bardzo rozwiniętych cechach przywódczych. Nie jest przecież przypadkiem, że córki były jedynymi albo najważniejszymi dziećmi takich polityków, jak Józef Stalin, Leonid Breżniew, Michaił Gorbaczow, Borys Jelcyn, Franois Mitterrand, Jacques Chirac, Wojciech Jaruzelski, Aleksander Kwaśniewski, Jerzy Buzek, Richard Nixon, Jimmy Carter i Bill Clinton. Nie jest przypadkiem, że dwaj najpoważniejsi kandydaci do amerykańskiej prezydentury mają córki - George W. Bush dwie, a Al Gore nawet trzy (ma też syna, lecz córki były pierwsze). Trochę za dużo tych przykładów, by można było mówić o zrządzeniu losu. Sprawa jest ponadgraniczna i ponadustrojowa. Tylko ktoś, kto poradził sobie z własną córką, może stanąć na czele państwa, mocarstwa i supermocarstwa. Posiadanie córki nie jest warunkiem wystarczającym, ale jest warunkiem koniecznym. Oczywiście dla polityka dziecko jest wspaniałym darem, nawet, a może szczególnie to nie narodzone. Przekonał się o tym Tony Blair. Jego notowania w sondażach poszły w górę o pięć punktów na wieść, że będzie pierwszym od ponad stu lat brytyjskim premierem, który zostanie ojcem w czasie sprawowania urzędu. Zobaczymy jednak, co się stanie, gdy urodzi mu się córka i będzie musiał podzielić swój czas między pannę Blair a panią Brytanię. Nie twierdzę, że moje obserwacje na temat ustawiania ojców przez córki są odkrywcze. Ich wartość polega na czymś innym - na przełamaniu tabu. W toczącej się nie tylko u nas dyskusji o ojcostwie - godnym, a czasem niezupełnie godnym - pomija się bowiem jeden z najważniejszych wątków. A zamiast mówić o problemach ojcostwa w ogóle, podważa się jego znaczenie. Dwójka znanych amerykańskich psychologów napisała ostatnio, że rola ojca nie jest tak ważna, bo liczy się to, czy w domu są pieniądze, a nie. czy jest w nim ojciec. Na to odpowiedzieli im inni, że ojciec jest dziecku niezbędny, a ojcostwo jest potrzebne także mężczyźnie, bo po ślubie i urodzinach dziecka statystycznie mniej pije, mniej pali i ciężej pracuje. Dlaczego jedni i drudzy nie chcą zauważyć coraz częstszego pod różnymi szerokościami geograficznymi zjawiska "dziecko w dom, ojciec w kąt".
PS. Gdy w niedzielny wieczór kończyłem ten tekst i jak Solitario Jorge planowałem schowanie się w pancerz, usłyszałem wołanie: - Tata. - Myszko, to ty nie śpisz? - Nie, tata, jak się jutro obudzę, zrobisz mi jajecznicę. Ale nie przesolisz, dobrze?
Na niedawnym kongresie "O godność ojcostwa" wśród zagrożeń czyhających na ojców wymieniano atak feministek na ojcostwo, aborcję, pornografię, rozwody i bezrobocie. Nikt nie miał odwagi albo świadomości, by powiedzieć, jak wielkim zagrożeniem dla ojcostwa są dzieci, szczególnie córki. W starożytnym Rzymie Pater Familias, ojciec rodziny, decydował o życiu i śmierci dzieci. U mnie, na przykład, jest dokładnie odwrotnie. To moja córka decyduje o każdej sekundzie swego Pater Familias. Przykłady z pierwszej niedzieli z brzegu. Pośpijmy jeszcze chwilę, tatuś jest zmęczony - wstawaj, tata, jestem głodna; zrobię jajecznicę - nie, naleśniki; dobre? - mama robi lepsze; posłuchamy "Śniadania w Radiu Zet" - nie, zaśpiewamy "Jedzie pociąg z daleka"; założysz spodnie, bo jest zimno - nie chcę spodni, chcę spódnicę; pojedziemy do parku? - nie, masz brudny samochód; idziemy na spacer - chcę na barana; nie jemy słodyczy - chcę wuzetkę; może rosołek - nie, lizaka; może pójdziemy do kina na Tarzana - nie, ale chcę popcorn; teraz tata poczyta "Wyborczą" - nie, oglądaj ze mną "Krecika"; obejrzymy "Fakty"? - nie, "Gumisie". Każda propozycja napotyka kontrpropozycję, na każdy wniosek jest weto. Nigdy nie mam dość głosów, by je obalić. I kto tu mówi o wychowaniu bezstresowym. Ono jest absolutnie stresowe. Dla mnie. Dyktatura, której zostałem poddany, jest chyba gorsza niż dyktatura proletariatu, bo silniejszy jest tu element przyzwolenia ze strony ofiary. Jak w wypadku wielu dyktatur, można zauważyć nawet identyfikację ofiary z katem. Kat jest zresztą szczególnie wyrafinowany. Z pełnym wyrachowaniem stwarza ofierze wrażenie, że jest wszechmocna, tylko po to, by lepiej ofiarą manipulować. "O, kolega tatusia" - mówi niezmiennie moja córka, gdy widzi w telewizji prezydenta Kwaśniewskiego albo premiera Buzka. Przecież wie, że nie są to moi koledzy, ale mówi tak, by dać mi poczucie ważności, a zaraz potem bezceremonialnie wejść mi na głowę i wyegzekwować to, na co akurat ma ochotę.
Ojcostwo, o którego godność tylu się troszczy, nie dostrzegając prawdziwych dla niego zagrożeń, to ciężki kawałek chleba. Szczególnych trudności nastręcza sprostanie oczekiwaniom córki. Potrafią to tylko ludzie o bardzo rozwiniętych cechach przywódczych. Nie jest przecież przypadkiem, że córki były jedynymi albo najważniejszymi dziećmi takich polityków, jak Józef Stalin, Leonid Breżniew, Michaił Gorbaczow, Borys Jelcyn, Franois Mitterrand, Jacques Chirac, Wojciech Jaruzelski, Aleksander Kwaśniewski, Jerzy Buzek, Richard Nixon, Jimmy Carter i Bill Clinton. Nie jest przypadkiem, że dwaj najpoważniejsi kandydaci do amerykańskiej prezydentury mają córki - George W. Bush dwie, a Al Gore nawet trzy (ma też syna, lecz córki były pierwsze). Trochę za dużo tych przykładów, by można było mówić o zrządzeniu losu. Sprawa jest ponadgraniczna i ponadustrojowa. Tylko ktoś, kto poradził sobie z własną córką, może stanąć na czele państwa, mocarstwa i supermocarstwa. Posiadanie córki nie jest warunkiem wystarczającym, ale jest warunkiem koniecznym. Oczywiście dla polityka dziecko jest wspaniałym darem, nawet, a może szczególnie to nie narodzone. Przekonał się o tym Tony Blair. Jego notowania w sondażach poszły w górę o pięć punktów na wieść, że będzie pierwszym od ponad stu lat brytyjskim premierem, który zostanie ojcem w czasie sprawowania urzędu. Zobaczymy jednak, co się stanie, gdy urodzi mu się córka i będzie musiał podzielić swój czas między pannę Blair a panią Brytanię. Nie twierdzę, że moje obserwacje na temat ustawiania ojców przez córki są odkrywcze. Ich wartość polega na czymś innym - na przełamaniu tabu. W toczącej się nie tylko u nas dyskusji o ojcostwie - godnym, a czasem niezupełnie godnym - pomija się bowiem jeden z najważniejszych wątków. A zamiast mówić o problemach ojcostwa w ogóle, podważa się jego znaczenie. Dwójka znanych amerykańskich psychologów napisała ostatnio, że rola ojca nie jest tak ważna, bo liczy się to, czy w domu są pieniądze, a nie. czy jest w nim ojciec. Na to odpowiedzieli im inni, że ojciec jest dziecku niezbędny, a ojcostwo jest potrzebne także mężczyźnie, bo po ślubie i urodzinach dziecka statystycznie mniej pije, mniej pali i ciężej pracuje. Dlaczego jedni i drudzy nie chcą zauważyć coraz częstszego pod różnymi szerokościami geograficznymi zjawiska "dziecko w dom, ojciec w kąt".
PS. Gdy w niedzielny wieczór kończyłem ten tekst i jak Solitario Jorge planowałem schowanie się w pancerz, usłyszałem wołanie: - Tata. - Myszko, to ty nie śpisz? - Nie, tata, jak się jutro obudzę, zrobisz mi jajecznicę. Ale nie przesolisz, dobrze?
Więcej możesz przeczytać w 50/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.