Rozmowa z KIRKIEM HAMMETTEM, gitarzystą amerykańskiej grupy rockowej Metallica
Roman Rogowiecki: - Nowy album grupy Metallica "S&M" nagrany z orkiestrą symfoniczną - połączenie smyczków i ciężkiego rocka - wydawał się przedsięwzięciem bardzo ryzykownym. Tymczasem stał się jednym z najważniejszych wydarzeń muzycznych tego roku. Według jakiego klucza dobieraliście utwory na płytę?
Kirk Hammett: - Przeanalizowaliśmy każdy nasz album, utwór po utworze. Zrobiliśmy wspólnie listę i daliśmy ją Michaelowi Kamenowi, dyrygentowi orkiestry symfonicznej. Pół roku później on przedstawił nam kompakt z wstępnymi aranżami na syntezatory. Wybraliśmy utwory, które - naszym zdaniem - zabrzmiały najlepiej.
- Zapowiadało się na ujarzmienie bestii w klatce, gdyż aranże Kamena musiały ograniczać dziką wyobraźnię muzyczną członków zespołu. Współdziałając z orkiestrą, nie mogliście już przecież improwizować tak swobodnie, jak na koncertach.
- Rzeczywiście, to była próba okiełznania bestii. Pojawiły się też problemy natury technicznej: musieliśmy usunąć ze sceny wzmacniacze i używać specjalnych słuchawek odsłuchowych, bo orkiestra nie zniosłaby hałasu, jaki panuje normalnie na scenie. Odgrodziliśmy też orkiestrę specjalną ścianą z pleksiglasu, by cały impet nagłośnienia muzyki skierować w stronę publiczności.
- Co dała wam współpraca z tak słynnym kompozytorem jak Michael Kamen?
- Teraz doskonale rozumiemy, jak pracuje orkiestra symfoniczna. Mamy świadomość, jaką atmosferę kreują poszczególne instrumenty. Zrozumieliśmy też, co znaczy dynamika studia, jakie smaczki można wydobyć z różnych grup instrumentów. Gdy wejdziemy do studia, by nagrać kolejny album, będziemy w pełni świadomi, co może dać danemu utworowi użycie kwartetu smyczkowego.
- Czy można porównać waszą płytę z orkiestrowym dziełem grupy Deep Purple z 1969 r.?
- Album nagrany przez Deep Purple z orkiestrą był wówczas ewenementem, bo John Lord napisał specjalnie na tę okazję sporo nowej muzyki. My wybraliśmy utwory dobrze znane naszym fanom z różnych okresów działalności zespołu i zagraliśmy je z orkiestrą. To największa różnica. W naszym wypadku to praktycznie przegląd całej kariery. Każdy może łatwo porównać oryginał z wersją symfoniczną. Bardzo jestem ciekaw, jak zareagują na to fani.
- Podejrzewam, że dobrze, skoro dotychczas sprzedaliście ponad 60 mln płyt.
- Już ponad 65 mln.
- No właśnie. Wasza niezbyt łatwa muzyka, którą trudno zagwizdać przy goleniu, zyskuje więcej zwolenników niż albumy gwiazd pop.
- Jestem tym zdziwiony. Pamiętam, że po nagraniu pierwszego albumu "KiII Em All" liczyłem, że sprzedamy ok. 50 tys. płyt i zagramy w paru klubach. Wtedy miałem 20 lat i Metallica dopiero zaczynała karierę. Teraz, kiedy wszystko rozrosło się do tak gigantycznych rozmiarów, tamto spojrzenie wydaje się bardzo naiwne.
- Jak wytłumaczysz fakt, że Metallica to jedyny zespół metalowy z lat 80., który potrafił przetrwać różne mody i umiał się odnaleźć w muzyce lat 90. i to w roli gwiazdy?
- To kwestia atmosfery panującej w naszym zespole. Szybko się nudzimy, ciągle szukamy nowej drogi artystycznej. Zawsze tacy byliśmy. Nie zmuszamy się do niczego, nie kombinujemy na siłę, wszystko, co robimy, jest naturalne. Wiemy, że brzmienie zwane Metallica możemy osiągnąć tylko we czterech, potrzebujemy siebie nawzajem. Oczywiście kłócimy się i mamy różne opinie na wiele spraw, ale łączy nas tyle dokonań, że byłoby głupotą odchodzić z zespołu ze względu na czyjeś urażone ego. Pamiętam, jak kiedyś Keith Richards powiedział, że z The Rolling Stones odchodzi się tylko w drewnianym pudełku. I podobnie jest z Metallicą.
- Z pośród wielu gwiazd rocka wyróżniało cię to, że czytałeś bardzo dużo książek. Czy nadal tyle czytasz?
- Owszem, przeglądam ciągle listy bestsellerów i wybieram książki beletrystyczne, jak i dokumenty. Jedni oglądają telewizję, inni są przywiązani do komputerów, a ja lubię czytać książki i zabiera mi to wiele czasu. Teraz czytam "Hannibala" Thomasa Harrisa, tego samego, który napisał "Milczenie owiec".
- Kiedy Metallica zawita znowu do Polski?
- Prawdopodobnie w roku 2002, a może jeszcze pod koniec 2001 r. Od dziesięciu lat przyjeżdżamy do Polski i wrócimy tu znowu, bo polska publiczność jest energetyczna. Lubimy czuć tę energię. Poza tym widzę, że Polska zmienia się w dobrym kierunku.
Kirk Hammett: - Przeanalizowaliśmy każdy nasz album, utwór po utworze. Zrobiliśmy wspólnie listę i daliśmy ją Michaelowi Kamenowi, dyrygentowi orkiestry symfonicznej. Pół roku później on przedstawił nam kompakt z wstępnymi aranżami na syntezatory. Wybraliśmy utwory, które - naszym zdaniem - zabrzmiały najlepiej.
- Zapowiadało się na ujarzmienie bestii w klatce, gdyż aranże Kamena musiały ograniczać dziką wyobraźnię muzyczną członków zespołu. Współdziałając z orkiestrą, nie mogliście już przecież improwizować tak swobodnie, jak na koncertach.
- Rzeczywiście, to była próba okiełznania bestii. Pojawiły się też problemy natury technicznej: musieliśmy usunąć ze sceny wzmacniacze i używać specjalnych słuchawek odsłuchowych, bo orkiestra nie zniosłaby hałasu, jaki panuje normalnie na scenie. Odgrodziliśmy też orkiestrę specjalną ścianą z pleksiglasu, by cały impet nagłośnienia muzyki skierować w stronę publiczności.
- Co dała wam współpraca z tak słynnym kompozytorem jak Michael Kamen?
- Teraz doskonale rozumiemy, jak pracuje orkiestra symfoniczna. Mamy świadomość, jaką atmosferę kreują poszczególne instrumenty. Zrozumieliśmy też, co znaczy dynamika studia, jakie smaczki można wydobyć z różnych grup instrumentów. Gdy wejdziemy do studia, by nagrać kolejny album, będziemy w pełni świadomi, co może dać danemu utworowi użycie kwartetu smyczkowego.
- Czy można porównać waszą płytę z orkiestrowym dziełem grupy Deep Purple z 1969 r.?
- Album nagrany przez Deep Purple z orkiestrą był wówczas ewenementem, bo John Lord napisał specjalnie na tę okazję sporo nowej muzyki. My wybraliśmy utwory dobrze znane naszym fanom z różnych okresów działalności zespołu i zagraliśmy je z orkiestrą. To największa różnica. W naszym wypadku to praktycznie przegląd całej kariery. Każdy może łatwo porównać oryginał z wersją symfoniczną. Bardzo jestem ciekaw, jak zareagują na to fani.
- Podejrzewam, że dobrze, skoro dotychczas sprzedaliście ponad 60 mln płyt.
- Już ponad 65 mln.
- No właśnie. Wasza niezbyt łatwa muzyka, którą trudno zagwizdać przy goleniu, zyskuje więcej zwolenników niż albumy gwiazd pop.
- Jestem tym zdziwiony. Pamiętam, że po nagraniu pierwszego albumu "KiII Em All" liczyłem, że sprzedamy ok. 50 tys. płyt i zagramy w paru klubach. Wtedy miałem 20 lat i Metallica dopiero zaczynała karierę. Teraz, kiedy wszystko rozrosło się do tak gigantycznych rozmiarów, tamto spojrzenie wydaje się bardzo naiwne.
- Jak wytłumaczysz fakt, że Metallica to jedyny zespół metalowy z lat 80., który potrafił przetrwać różne mody i umiał się odnaleźć w muzyce lat 90. i to w roli gwiazdy?
- To kwestia atmosfery panującej w naszym zespole. Szybko się nudzimy, ciągle szukamy nowej drogi artystycznej. Zawsze tacy byliśmy. Nie zmuszamy się do niczego, nie kombinujemy na siłę, wszystko, co robimy, jest naturalne. Wiemy, że brzmienie zwane Metallica możemy osiągnąć tylko we czterech, potrzebujemy siebie nawzajem. Oczywiście kłócimy się i mamy różne opinie na wiele spraw, ale łączy nas tyle dokonań, że byłoby głupotą odchodzić z zespołu ze względu na czyjeś urażone ego. Pamiętam, jak kiedyś Keith Richards powiedział, że z The Rolling Stones odchodzi się tylko w drewnianym pudełku. I podobnie jest z Metallicą.
- Z pośród wielu gwiazd rocka wyróżniało cię to, że czytałeś bardzo dużo książek. Czy nadal tyle czytasz?
- Owszem, przeglądam ciągle listy bestsellerów i wybieram książki beletrystyczne, jak i dokumenty. Jedni oglądają telewizję, inni są przywiązani do komputerów, a ja lubię czytać książki i zabiera mi to wiele czasu. Teraz czytam "Hannibala" Thomasa Harrisa, tego samego, który napisał "Milczenie owiec".
- Kiedy Metallica zawita znowu do Polski?
- Prawdopodobnie w roku 2002, a może jeszcze pod koniec 2001 r. Od dziesięciu lat przyjeżdżamy do Polski i wrócimy tu znowu, bo polska publiczność jest energetyczna. Lubimy czuć tę energię. Poza tym widzę, że Polska zmienia się w dobrym kierunku.
Więcej możesz przeczytać w 50/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.