Producenci alkoholi reklamują się poprzez działalność kulturalną i wydawniczą
Kron. Komiks prawdziwych mężczyzn, nieźle narysowana "mocna rzecz" - głosi slogan reklamowy, emitowany w prywatnych stacjach telewizyjnych, nawiązujący do milicyjnych dowcipów sprzed lat ("Przeczytaliśmy książkę, potem drugą, później u kolegi pisaliśmy książkę"). Pojawienie się komiksu w kioskach jest logiczną konsekwencją triku reklamowego z "łódką Bols", piwem "bezalkoholowym" i "fundacją" dla popierania uzdolnionych Ballantine's. To kolejny epizod w wielkiej wojnie o ominięcie zakazu reklamy alkoholu, w której firmy mają wprawdzie wspólnego przeciwnika (prawodawcę), ale rywalizują również z sobą. Rozumowanie instancji odpowiedzialnych za reklamę jest klarowne: jeśli konkurencja znajdzie się na ustach wszystkich, my także musimy zwrócić na siebie uwagę. Im zabawniejszy trik wymyślimy, tym lepiej. Metodą w tej wojnie jest ostentacja, a nie cichy manewr. Pojedynek myślenia marketingowego z sądzeniem podług wartości toczy się bowiem na oczach publiczności. Klientela reklamy jest przekorna, ma wyczucie fałszu i paradoksu. Skoro papierosy wolno jeszcze reklamować, a wódki nie, czy należy się wkrótce spodziewać na butelkach napisów: "Uwaga, użycie może być przyczyną nietrzeźwości i wielu bolesnych kaców"? "Komiks prawdziwych mężczyzn" miał być zaproszeniem do zabawy z przymrużeniem oka: my wiemy i wy wiecie. Rzeczywiście, nazwa wódki zaistniała w mediach, stała się popularna, przedsięwzięcie się więc udało. Niestety, nie dotyczy to komiksu. Dwudziestoczterostronicowy zeszyt wydrukowano w kolorze, na papierze kredowym, lecz od strony poligraficznej przygotowano go niestarannie. W dodatku jest drogi (4,50 zł), co sugeruje, że wydawnictwo nie traktuje go wyłącznie jako gadżet reklamowy, ale chce także na nim zarobić. Obiecuje "mnóstwo wrażeń, rozrywki i przyjemności, kilkanaście dobrych i jeszcze lepszych dowcipów oraz krótkie treściwe opowiadania". Wszystko to zapowiedzi na wyrost. Dowcipy są stare i w złym guście, opowiadań nie ma, a zamiast nich znajdujemy kryptoprzewodnik po krakowskich knajpach. Piętnastoplanszowy komiks opowiada o czterech przyjaciołach: Krzysztofie, Robercie, Olku i Norbercie, którzy jadą samochodem do Krakowa. Tracą go - auto zabiera uzbrojony bandyta - ale po krótkim pościgu bohaterowie odzyskują wóz. Po pewnym czasie sami zaczną w oczach policji uchodzić za złodziei. Na koniec poznają fajne dziewczyny i ruszą tropem przestępcy do Płocka. Ciąg dalszy nastąpi. Nie ma w tym ani jednego oryginalnego pomysłu, a szkoda, bo scenarzysta Rafał Skarżycki jest przedstawicielem twórców młodego polskiego komiksu, współautorem cenionego wśród znawców, utrzymanego w tonacji absurdu "Jerzego Jeża". Rysunki (w dwu stylach) wykonały dwie sławy: Bogusław Polch (30 lat temu zaczynał od "Kapitana Żbika", potem opracował znany na świecie serial dänikenowski, komiksową wersję "Wiedźmina" i "Funky Kovala") i młodszy rysownik Przemysław Truściński (współorganizator Łódzkich Festiwali Komiksu w latach 90., wielokrotny ich laureat, artysta poszukujący i zręczny). Tutaj, w robocie, która jest ewidentnym pretekstem z dialogami poniżej poziomu ("Nie zapomnij włączyć alarmu!", "Proszę bardzo: PIUK! PIUK? Gra", "OK. Dość gadania, chodźmy już, Kraków czeka"), demonstrują niewiele warsztatowych możliwości, ale przede wszystkim brak czasu i przekonania. Tymczasem zamówienie wydawnictwa było szansą. Komiks polski został niedawno przez badacza tego medium, dr. Jerzego Szyłaka, nazwany "sztuką niewidzialną". Mimo organizowania łódzkich festiwali i dużej liczby osób aspirujących do rysowania, kolejne pisma komiksowe znikały z rynku: "Komiks-Fantastyka", "Komiks", "CDN" (po pierwszym numerze), "Awantura", "Czas Komiksu". Od 1997 r. ukazuje się "Świat Komiksu" (wydawnictwo Egmont), prezentujący najlepsze prace europejskie. Znakomicie prosperuje Papcio Chmiel, autor "Tytusa, Romka i Atomka" (Prószyński i S-ka). W tej sytuacji dla wielu potencjalnych twórców wzorem rynkowego sukcesu komiksu pozostaje drukowany w czasach komuny wieloautorski magazyn "Relax". Na inicjatywę wydawnictwa należałoby więc spojrzeć raczej jak na działania w sferze kultury popularnej, a nie wyłącznie jako zawoalowaną formę reklamy alkoholu. Zapewne pojawienie się komiksu nie wpłynie w zauważalny sposób na poziom konsumpcji wódki w Polsce. Jeżeli gorzelnicy mają kaprys zwracać na siebie uwagę działalnością wydawniczą, charytatywną, imprezową (a luki w prawie na to pozwalają), może to przynieść wymierne korzyści społeczne. Jeśli te inicjatywy utrzymane są na przyzwoitym poziomie, mogą na nich skorzystać także abstynenci. Reklamowe spoty wódki Smirnoff, pokazywane od lat przed projekcjami Warszawskich Festiwali Filmowych, są eksplozją fantastycznej wyobraźni, radością dla oka i nie obrażają inteligencji kinomanów.
Więcej możesz przeczytać w 50/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.