Czy redaktorzy telewizji będą podlegać rektorom uczelni?
Po rocznym zawieszeniu broni Akcja Wyborcza Solidarność znów przystąpiła do boju o telewizję publiczną. Kiedy nie powiodły się podjęte jesienią ubiegłego roku próby odwołania zarządu TVP SA (wniosek taki zgłosił Lech Jaworski, członek rady nadzorczej spółki, związany z AWS), likwidacji firmy (pomysł posła Tomasza Wełnickiego, wiceprzewodniczącego sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu) i pozbawienia jej suwerenności finansowej (decyzję ministra skarbu Emila Wąsacza o podziale zysku za rok 1997, z przeznaczeniem 17 mln zł dla Fundacji Pomocy Polakom na Wschodzie, unieważnił sąd gospodarczy), ówczesny rzecznik rządu zapowiedział "nową możliwość prawną", zawartą w ustawie o ministrze skarbu państwa. Wedle niej, może on dokonywać przekształcania spółek skarbu państwa. Ta "nowa możliwość" właśnie staje się ciałem.
Za sprawą telewizji szkoły wyższe mogą zostać uwikłane w walkę polityczną
Emil Wąsacz, minister skarbu państwa, ma już gotowy projekt nowej ustawy o radiofonii i telewizji, który - po dograniu kilku szczegółów - ma wkrótce zostać wprowadzony jako pilny projekt rządowy na tzw. szybką ścieżkę legislacyjną. Z naszych informacji wynika, że projekt przygotowywano w głębokiej tajemnicy. Sporządzała go specjalnie powołana przez ministra Wąsacza grupa młodych prawników z Krakowa. O ich pracy dość długo nie wiedziało biuro prawne ministerstwa ani nikt z TVP, która właśnie kończy prace nad reformą firmy. Projekt nie był konsultowany z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji, a jej przewodniczący Juliusz Braun do dziś nie został o nim nawet powiadomiony. Nie byli informowani także koalicyjni politycy, nawet tacy jak Wiesław Walendziak, który był współautorem ostatniej nowelizacji ustawy o radiu i telewizji, dostosowującej ją do przepisów Unii Europejskiej. Założenia projektu znało tylko kilka osób, w tym premier Jerzy Buzek i Marian Krzaklewski, przewodniczący AWS, który - według naszych informacji - jest jego wielkim entuzjastą. Pomysł ministra Wąsacza sprowadza się do oddania telewizji publicznej uczelniom państwowym. Obecny właściciel TVP SA, czyli skarb państwa, zrzekłby się swoich udziałów w spółce telewizyjnej, cedując je na szkoły wyższe, również należące do państwa. Przydzielone im akcje byłyby trwale niezbywalne. Do udziału w nowej spółce dopuszczono by od 40 do 70 uczelni państwowych. Walnym zgromadzeniem akcjonariuszy stałoby się kolegium rektorów.
Telewizją ma - wedle projektu - kierować zarząd liczący pięć, siedem osób. Jeden z jego członków byłby przedstawicielem ministra kultury i dziedzictwa narodowego, a pozostałych wyłaniałyby uczelnie. Rada nadzorcza to - wedle projektu - sześciu przedstawicieli akcjonariuszy (czyli uczelni) i po jednym reprezentancie KRRiTV, skarbu państwa i pracowników telewizji. Z kolei w skład jedenastoosobowej rady programowej wchodziłyby osoby delegowane przez uczelnie, KRRiTV i ministra dziedzictwa narodowego. Na identycznych zasadach wyłaniane byłyby organy nowej spółki radiowej. Projekt zakłada, że jeden z programów TVP działałby na zasadach niekomercyjnych. Finansowany byłby z abonamentu. Na produkcję nowych programów, przede wszystkim kulturalnych i edukacyjnych, mają się "zrzucać" pozostałe telewizje, także prywatne, płacąc odpowiedni procent od ich wpływów z reklam. W tym celu ma powstać odpowiedni fundusz. Uzasadnia się to tym, że przejmą one reklamy, których nie weźmie kanał niekomercyjny. Minister skarbu państwa uważa, że jest to w polskich warunkach jedyny sposób na odpolitycznienie mediów publicznych. Uczelnie są bowiem "w zasadzie apolityczne". Każda inna koncepcja, w tym modyfikacja sprawdzonych modeli zagranicznych, spotkałaby się z zarzutem, że jest wprowadzana w interesie któregoś z ugrupowań politycznych. Bliski ideału model brytyjski jest natomiast "nie do powielenia". Minister ma również nadzieję, że nowy właściciel wymusi na telewizji jej reorganizację. Uczelnie-akcjonariusze mają bowiem otrzymać do podziału pomiędzy siebie 30 proc. dywidendy telewizji publicznej.
W kręgach politycznych projekt ten wywołał konsternację. - To pełna wdzięku i pomysłowości próba uporania się z uwikłaniem politycznym mediów publicznych, z góry skazana na niepowodzenie - mówi poseł Andrzej Potocki, rzecznik Unii Wolności, który też zna projekt tylko z przecieków. - To pomysł z sufitu. Włącza środowiska naukowe w ponoszenie odpowiedzialności ekonomicznej, która jest im z natury obca. Idąc jego śladem, można by na przykład zaproponować, by kolegium Najwyższej Izby Kontroli było powoływane przez stowarzyszenia twórcze - ironizuje poseł Andrzej Urbańczyk, rzecznik Klubu Parlamentarnego SLD. - Ciekawa idea, ale wymaga pozyskania wielu środowisk. Zakładana skala przeobrażeń jest przecież taka jak przy przekształcaniu Radiokomitetu w TVP SA i spółki radiowe - waży słowa Wiesław Walendziak, poseł AWS, lider SKL. Zdaniem Joanny Stempień, rzeczniczki Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, projekt ten - znany jej na razie tylko z relacji prasowych - nasuwa wiele wątpliwości rozmaitej natury, choćby w kwestii zmian własnościowych przy słabej kondycji finansowej uczelni. Kapitał spółki TVP SA wynosi 266 596 500 zł. Roczne przychody przekraczają 800 mln zł. Zyski to ok. 100 mln zł. Czy uczelnie będą potrafiły kompetentnie zarządzać tak znacznymi funduszami, skoro wiele z nich nie potrafi zarządzać własnymi zasobami? Projekt przewiduje dopuszczenie do udziału w spółce tylko części uczelni państwowych (jest w sumie 105, nie licząc szkół oficerskich). Według jakich kryteriów zostanie dokonana selekcja na "równe i równiejsze" i jak miałyby zostać podzielone udziały? Czy nie tkwi tu zarzewie kolejnego piekła?
Ministerstwo Edukacji Narodowej odmówiło zajęcia stanowiska w tej sprawie, a sami zainteresowani są mocno zaskoczeni założeniami projektu, choć nieoficjalnie wiadomo, że Mirosław Handke, minister edukacji narodowej, jest gorącym zwolennikiem pomysłu ministra Wąsacza. Prof. Marian Noga, rektor Akademii Ekonomicznej im. Oskara Langego we Wrocławiu, mówi, że rozmawiał niedawno z ministrem Handke podczas święta nauki wrocławskiej, lecz o planach przekazania telewizji publicznej uczelniom wyższym nic nie usłyszał. Rektor zauważa, iż tylko niektóre z uczelni mają wykwalifikowaną kadrę potrzebną do zarządzania tak wielką instytucją. Obawia się również uwikłania - za sprawą telewizji - szkół wyższych w walkę polityczną. Z kolei podział zysków może być polem konfliktów i źródłem zagrożenia dla solidarności środowiska akademickiego. Prof. Adam Massalski, rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Kielcach, jest za, choć obawia się, że mogłoby to spowodować "odciągnięcie sporej rzeszy pracowników od pracy naukowej". Liczy on jednak na korzyści finansowe, jakie mogą płynąć z uczestniczenia w podziale zysków telewizji. Nieoficjalnie mówi się o tym, że projekt ustawy był konsultowany z władzami największych polskich uczelni, w tym Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Jagiellońskiego - miały go one potraktować z dużym zainteresowaniem. - Jest jeszcze pytanie: jakie sympatie polityczne czy wręcz partyjne mają rektorzy? Może warto byłoby to zbadać - zastanawia się Jarosław Sellin, członek KRRiTV, desygnowany przez AWS.
Projekt nasuwa też wątpliwości natury prawnej. Zgodnie z konstytucją na straży wolności mediów elektronicznych stoi KRRiTV. Czy przewidziane w projekcie znaczne uszczuplenie jej władztwa nad telewizją publiczną będzie działaniem konstytucyjnym, czy też konieczna stanie się nowelizacja ustawy zasadniczej? I czy "pozapodatkowe" odbieranie prywatnym stacjom części wpływów z reklam jest w pełni zgodne z porządkiem prawnym? W środowisku prywatnych nadawców telewizyjnych projekt ministra Wąsacza nie wywołał dotychczas burzy, gdyż nikt nie chce uwierzyć, by mógł on stać się prawem. - To chyba jakieś jaja? - wyrywa się przedstawicielce jednej z prywatnych stacji telewizyjnych. Gdyby jednak miał zostać uchwalony, nietrudno przewidzieć, że zaczną oni tworzyć lobby dążące do zawetowania ustawy przez prezydenta, do którego znów należeć będzie ostatnie słowo.
Za sprawą telewizji szkoły wyższe mogą zostać uwikłane w walkę polityczną
Emil Wąsacz, minister skarbu państwa, ma już gotowy projekt nowej ustawy o radiofonii i telewizji, który - po dograniu kilku szczegółów - ma wkrótce zostać wprowadzony jako pilny projekt rządowy na tzw. szybką ścieżkę legislacyjną. Z naszych informacji wynika, że projekt przygotowywano w głębokiej tajemnicy. Sporządzała go specjalnie powołana przez ministra Wąsacza grupa młodych prawników z Krakowa. O ich pracy dość długo nie wiedziało biuro prawne ministerstwa ani nikt z TVP, która właśnie kończy prace nad reformą firmy. Projekt nie był konsultowany z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji, a jej przewodniczący Juliusz Braun do dziś nie został o nim nawet powiadomiony. Nie byli informowani także koalicyjni politycy, nawet tacy jak Wiesław Walendziak, który był współautorem ostatniej nowelizacji ustawy o radiu i telewizji, dostosowującej ją do przepisów Unii Europejskiej. Założenia projektu znało tylko kilka osób, w tym premier Jerzy Buzek i Marian Krzaklewski, przewodniczący AWS, który - według naszych informacji - jest jego wielkim entuzjastą. Pomysł ministra Wąsacza sprowadza się do oddania telewizji publicznej uczelniom państwowym. Obecny właściciel TVP SA, czyli skarb państwa, zrzekłby się swoich udziałów w spółce telewizyjnej, cedując je na szkoły wyższe, również należące do państwa. Przydzielone im akcje byłyby trwale niezbywalne. Do udziału w nowej spółce dopuszczono by od 40 do 70 uczelni państwowych. Walnym zgromadzeniem akcjonariuszy stałoby się kolegium rektorów.
Telewizją ma - wedle projektu - kierować zarząd liczący pięć, siedem osób. Jeden z jego członków byłby przedstawicielem ministra kultury i dziedzictwa narodowego, a pozostałych wyłaniałyby uczelnie. Rada nadzorcza to - wedle projektu - sześciu przedstawicieli akcjonariuszy (czyli uczelni) i po jednym reprezentancie KRRiTV, skarbu państwa i pracowników telewizji. Z kolei w skład jedenastoosobowej rady programowej wchodziłyby osoby delegowane przez uczelnie, KRRiTV i ministra dziedzictwa narodowego. Na identycznych zasadach wyłaniane byłyby organy nowej spółki radiowej. Projekt zakłada, że jeden z programów TVP działałby na zasadach niekomercyjnych. Finansowany byłby z abonamentu. Na produkcję nowych programów, przede wszystkim kulturalnych i edukacyjnych, mają się "zrzucać" pozostałe telewizje, także prywatne, płacąc odpowiedni procent od ich wpływów z reklam. W tym celu ma powstać odpowiedni fundusz. Uzasadnia się to tym, że przejmą one reklamy, których nie weźmie kanał niekomercyjny. Minister skarbu państwa uważa, że jest to w polskich warunkach jedyny sposób na odpolitycznienie mediów publicznych. Uczelnie są bowiem "w zasadzie apolityczne". Każda inna koncepcja, w tym modyfikacja sprawdzonych modeli zagranicznych, spotkałaby się z zarzutem, że jest wprowadzana w interesie któregoś z ugrupowań politycznych. Bliski ideału model brytyjski jest natomiast "nie do powielenia". Minister ma również nadzieję, że nowy właściciel wymusi na telewizji jej reorganizację. Uczelnie-akcjonariusze mają bowiem otrzymać do podziału pomiędzy siebie 30 proc. dywidendy telewizji publicznej.
W kręgach politycznych projekt ten wywołał konsternację. - To pełna wdzięku i pomysłowości próba uporania się z uwikłaniem politycznym mediów publicznych, z góry skazana na niepowodzenie - mówi poseł Andrzej Potocki, rzecznik Unii Wolności, który też zna projekt tylko z przecieków. - To pomysł z sufitu. Włącza środowiska naukowe w ponoszenie odpowiedzialności ekonomicznej, która jest im z natury obca. Idąc jego śladem, można by na przykład zaproponować, by kolegium Najwyższej Izby Kontroli było powoływane przez stowarzyszenia twórcze - ironizuje poseł Andrzej Urbańczyk, rzecznik Klubu Parlamentarnego SLD. - Ciekawa idea, ale wymaga pozyskania wielu środowisk. Zakładana skala przeobrażeń jest przecież taka jak przy przekształcaniu Radiokomitetu w TVP SA i spółki radiowe - waży słowa Wiesław Walendziak, poseł AWS, lider SKL. Zdaniem Joanny Stempień, rzeczniczki Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, projekt ten - znany jej na razie tylko z relacji prasowych - nasuwa wiele wątpliwości rozmaitej natury, choćby w kwestii zmian własnościowych przy słabej kondycji finansowej uczelni. Kapitał spółki TVP SA wynosi 266 596 500 zł. Roczne przychody przekraczają 800 mln zł. Zyski to ok. 100 mln zł. Czy uczelnie będą potrafiły kompetentnie zarządzać tak znacznymi funduszami, skoro wiele z nich nie potrafi zarządzać własnymi zasobami? Projekt przewiduje dopuszczenie do udziału w spółce tylko części uczelni państwowych (jest w sumie 105, nie licząc szkół oficerskich). Według jakich kryteriów zostanie dokonana selekcja na "równe i równiejsze" i jak miałyby zostać podzielone udziały? Czy nie tkwi tu zarzewie kolejnego piekła?
Ministerstwo Edukacji Narodowej odmówiło zajęcia stanowiska w tej sprawie, a sami zainteresowani są mocno zaskoczeni założeniami projektu, choć nieoficjalnie wiadomo, że Mirosław Handke, minister edukacji narodowej, jest gorącym zwolennikiem pomysłu ministra Wąsacza. Prof. Marian Noga, rektor Akademii Ekonomicznej im. Oskara Langego we Wrocławiu, mówi, że rozmawiał niedawno z ministrem Handke podczas święta nauki wrocławskiej, lecz o planach przekazania telewizji publicznej uczelniom wyższym nic nie usłyszał. Rektor zauważa, iż tylko niektóre z uczelni mają wykwalifikowaną kadrę potrzebną do zarządzania tak wielką instytucją. Obawia się również uwikłania - za sprawą telewizji - szkół wyższych w walkę polityczną. Z kolei podział zysków może być polem konfliktów i źródłem zagrożenia dla solidarności środowiska akademickiego. Prof. Adam Massalski, rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Kielcach, jest za, choć obawia się, że mogłoby to spowodować "odciągnięcie sporej rzeszy pracowników od pracy naukowej". Liczy on jednak na korzyści finansowe, jakie mogą płynąć z uczestniczenia w podziale zysków telewizji. Nieoficjalnie mówi się o tym, że projekt ustawy był konsultowany z władzami największych polskich uczelni, w tym Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Jagiellońskiego - miały go one potraktować z dużym zainteresowaniem. - Jest jeszcze pytanie: jakie sympatie polityczne czy wręcz partyjne mają rektorzy? Może warto byłoby to zbadać - zastanawia się Jarosław Sellin, członek KRRiTV, desygnowany przez AWS.
Projekt nasuwa też wątpliwości natury prawnej. Zgodnie z konstytucją na straży wolności mediów elektronicznych stoi KRRiTV. Czy przewidziane w projekcie znaczne uszczuplenie jej władztwa nad telewizją publiczną będzie działaniem konstytucyjnym, czy też konieczna stanie się nowelizacja ustawy zasadniczej? I czy "pozapodatkowe" odbieranie prywatnym stacjom części wpływów z reklam jest w pełni zgodne z porządkiem prawnym? W środowisku prywatnych nadawców telewizyjnych projekt ministra Wąsacza nie wywołał dotychczas burzy, gdyż nikt nie chce uwierzyć, by mógł on stać się prawem. - To chyba jakieś jaja? - wyrywa się przedstawicielce jednej z prywatnych stacji telewizyjnych. Gdyby jednak miał zostać uchwalony, nietrudno przewidzieć, że zaczną oni tworzyć lobby dążące do zawetowania ustawy przez prezydenta, do którego znów należeć będzie ostatnie słowo.
Więcej możesz przeczytać w 48/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.