Pieniądz i zdrowie

Pieniądz i zdrowie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Swoboda wyboru lekarza i rywalizacja o pacjentów stała się, niestety, fikcją




Mijają dwa lata od wprowadzenia w życie reformy opieki zdrowotnej. Trudności związane ze startem były znane. Nikt nie wiedział, ile co kosztuje. Początek reformy krył w sobie podobne ryzyko co plan Balcerowicza. Wtedy trzeba się było wstrzelić z kursem złotówki do dolara, a później wyczuć, co trzymać sztywno pod kontrolą, aby zdławić hiperinflację, a gdzie reagować elastycznie, aby mechanizm rynku pozwolił powrócić gospodarce do zrównoważonego wzrostu. Naszym poprzednikom - dzisiejszej opozycji - nie starczyło odwagi, aby zacząć reformę służby zdrowia. Nam zabrakło rozsądku i wielką reorganizację wzięliśmy za funkcjonujący mechanizm.
Jeśli dzisiaj kolejna fala strajków pielęgniarek zwraca się do rządu, a nie do sowicie opłacanych menedżerów placówek służby zdrowia; jeśli partnerem negocjacji nie są szefowie kas chorych, lecz ministrowie, to znaczy, że drugi bieg reformy nie zaskoczył. Myślę, że praprzyczyną zła było to, że reformatorzy zlekceważyli pieniądz. A tylko on mógł uzdrowić relacje między pacjentem i lekarzem. Nie odsunięto na bok urzędników, a wprowadzono nowych - kasjerów chorych - tworząc kolejny szczebel administracyjny. A miało być inaczej. Pieniądz miał iść za pacjentem i trafiać do najlepszych lekarzy, najlepszych przychodni, najlepszych szpitali. Dobrzy mieli zarabiać dobrze, a słabi - źle. Swoboda wyboru lekarza i rywalizacja o pacjentów stała się fikcją, gdy wykluczono obieg pieniądza z jego ozdrowieńczymi funkcjami: selekcją kadr i usuwaniem marnotrawstwa. To nie urzędnicy kas chorych mieli płacić lekarzom i pielęgniarkom, to nie urzędnicy mieli decydować, komu ile dać i które szpitale mogą splajtować.
Moja wizja reformy, wynikająca z obserwacji cudzych doświadczeń, była i jest całkiem inna. Pacjent ma płacić lekarzowi, a kasa poprzez bank ma mu zwracać w części lub w całości jego wydatki. Czym innym jest wizyta lekarza u chorego czy chorego u lekarza, czym innym operacja w szpitalu lub groźna choroba. Tam, gdzie nie ma wyboru, gdzie dopada nas los, potrzebne jest wsparcie społeczeństwa. Pomysł kasjerów w kasach chorych był od początku idiotyczny. Karty magnetyczne dla pacjentów i rozliczenia przez bank byłyby tańsze i bardziej skuteczne. Przede wszystkim pozwoliłyby na swobodny przepływ pieniędzy od tych, którzy chcą płacić, do tych, którzy umieją zarabiać, świadcząc lepiej swoje usługi. Nikt nie marnowałby czasu i sił lekarzy, gdyby musiał choćby na dwa tygodnie wyłożyć własny grosz na wizytę i pora-dy. Wypadnie jeszcze trochę się pomęczyć, zanim politycy zrozumieją, że ochrona zdrowia musi kosztować. Na razie trzeba mieć końskie zdrowie, żeby chorować.
Więcej możesz przeczytać w 51/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.