Maszkary tysiąclecia

Maszkary tysiąclecia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rządowi Blaira przyszło zapłacić wysoką cenę za obchody milenijne. Wzniesiona w londyńskim Greenwich Kopuła Milenijna (Millennium Dome) w zamierzeniach rządu brytyjskiego miała być prestiżową inwestycją uświetniającą przełom XX i XXI wieku, a jednocześnie "portretem narodu". Tymczasem stała się dla Brytyjczyków przedmiotem mało wybrednych żartów i powodem do zażenowania dla polityków. Twórcy kopuły chcieli, by była witryną Brytanii. Obiekt pomyślano jako poglądową lekcję technicznych możliwości i nowatorstwa obywateli Zjednoczonego Królestwa. Monumentalna budowla miała zarazem wzmocnić społeczne poparcie dla rządzących laburzystów. Wzniosłe intencje legły jednak w gruzach, a kontrowersyjny projekt może się okazać dla Partii Pracy bardzo kosztowny. Zwłaszcza w perspektywie wiosennych wyborów.

Krytycy atakują gabinet Blaira za to, że ustalony pierwotnie na miliard dolarów budżet dyskusyjnego projektu przekroczono w trakcie realizacji aż o 50 proc. Co więcej, budowniczym zarzuca się tandetne wykonawstwo. Kopuła miała zresztą zagorzałych przeciwników, zanim jeszcze rozpoczęto budowę. Wątpliwości budził futurystyczny i - zdaniem londyńczyków - nie przystający do charakteru miasta wygląd milenijnego kompleksu. Wedle optymistycznych szacunków inwestorów, poniesione koszty miały się zwrócić dzięki napływowi 12 mln turystów rocznie. Tymczasem z wyjątkiem kilku pierwszych dni po otwarciu ekspozycji zainteresowanie zwiedzających okazało się bardzo umiarkowane.
Techniczne usterki i słaba frekwencja sprawiły, że kopułę niedługo po otwarciu wystawiono na sprzedaż. Pod koniec ubiegłego roku została zamknięta dla turystów. Nabywcy do tej pory nie znaleziono, mimo że wiosną zeszłego roku do przetargu stanęło sześciu oferentów. Rząd brytyjski miał kłopoty z wyborem kupca, aż w końcu wskazał japoński bank Nomura, słynący ze swej solidności i wypłacalności. Japończycy po dokładnej analizie postanowili jednak nie ryzykować i zrezygnowali. Zraziły ich długi obciążające "symbol" Wielkiej Brytanii.
Kolejnym potencjalnym nabywcą była spółka Legacy, należąca do Richarda Bourne’a. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że ten londyński developer wcześniej ofiarował podobno Partii Pracy milion funtów na "bieżącą działalność". Za kopułę skłonny był zapłacić zaledwie 100 mln funtów. Bourne zapowiedział, że w ciągu dwóch lat wybuduje wokół Millennium Dome park, a w środku urządzi przemysłowy campus - londyńską Dolinę Krzemową. Zamiary te spełzły jednak na niczym. Pod ogniem krytyki rząd musiał zrezygnować z oferty przyjaciela laburzystów. Opozycja zarzuciła przy okazji rządowi Blaira kumoterstwo i zamiar oddania kosztownego obiektu "za darmo". O innym kupcu na razie nie ma mowy. Jest też mało prawdopodobne, by znaleziono go do wiosny.
Klęska laburzystów w przewidzianych na przełom kwietnia i maja przedterminowych wyborach powszechnych wydaje się niemal pewna. Przesadą byłoby twierdzenie, że przyczyną spadku popularności rządu były milenijne inwestycje, jednak ciągnąca się już od ponad roku afera związana z kilkoma kosztownymi projektami finansowanymi z państwowej kasy niewątpliwie pogarsza i tak już niskie notowania Partii Pracy. Tymczasem - paradoksalnie - inicjatywa uświetnienia milenium wcale nie wyszła od jej polityków. Pomysłodawcami budowy Kopuły Milenijnej byli konserwatyści, a za głównego promotora tego architektoniczno-patriotycznego dzieła uchodził Michael Heseltine, eksminister obrony. Widząc skalę skandalu, Heseltine twierdzi dziś, że przeciwnicy polityczni wypaczyli rzekomo całkiem sensowny pomysł. Torysi zrzucają całe odium chybionej inwestycji na swych politycznych oponentów, zarzucając im marnotrawstwo i niekompetencję.
Kopuła ma być spektakularnym, ale nie jedynym dowodem nieudolności rządzących. Laburzystom wypomina się przy okazji inne projekty budowlane, które okazały się równie wielkim niewypałem. Milenijną kładkę przez Tamizę trzeba było wyłączyć z ruchu z powodu jej niestabilności. Krytykowano także "jarmarczny" Milenijny Diabelski Młyn, zainstalowany na stołecznej rzece i szpecący panoramę miasta. Nie chodzi jednak o estetykę. Londyńczycy, i nie tylko oni, mają władzom za złe, że lekką ręką roztrwoniły pieniądze podatników na urzeczywistnianie bezsensownych projektów. Nic dziwnego, że Partia Pracy będzie musiała za to zapłacić przy urnach.

Więcej możesz przeczytać w 9/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.