114,5 tys. zł żąda Sejm od b. posła

114,5 tys. zł żąda Sejm od b. posła

Dodano:   /  Zmieniono: 
114,5 tys. zł oraz odsetek od listopada zeszłego roku domaga się Kancelaria Sejmu od b. posła PiS Tomasza Markowskiego, za nienależnie - według niej - pobrane ryczałty na mieszkanie w Warszawie dla osób spoza miasta, podczas gdy Markowski jest właścicielem mieszkania w stolicy.

Proces cywilny w tej sprawie odbył się w poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Były poseł, który po nagłośnieniu w zeszłym roku sprawy został wykreślony z list wyborczych PiS do Sejmu obecnej kadencji, wnosi o oddalenie pozwu. Przekonuje, że nigdy wcześniej nie kwestionowano jego prawa do tego ryczałtu, mimo iż wykazywał w oświadczeniu majątkowym swe warszawskie mieszkanie, a występując o ryczałt postępował zgodnie ze wskazówkami pracowników Kancelarii Sejmu. Wyrok w tej sprawie - 25 kwietnia.

We wrześniu 2007 r. lokalne media w Bydgoszczy ujawniły, że Markowski - ówczesny lider PiS w Bydgoszczy i wiceszef klubu parlamentarnego PiS - od sześciu lat pobiera z kasy Sejmu comiesięczny dodatek 2 tys. zł na pokrycie kosztów pobytu w Warszawie podczas prac w parlamencie. Jednocześnie poseł jest jednak formalnie właścicielem mieszkania w stolicy, a pod adresem stałego zameldowania w Bydgoszczy nie mieszka.

Wkrótce potem szef PiS, ówczesny premier Jarosław Kaczyński zdecydował o skreśleniu Markowskiego z listy wyborczej do Sejmu. "Ponieważ kampania prasowa przeciwko mnie zaczęła się nasilać, oddałem się do dyspozycji premiera i on zdecydował, że dla dobra PiS w tym momencie nie powinienem kandydować w wyborach" - mówił wtedy Markowski.

Kancelaria Sejmu w listopadzie zeszłego roku doszła do wniosku, że Markowski nie miał prawa do ryczałtu, bo jego własnością jest około 100-metrowe mieszkanie przy ul. Francuskiej w Warszawie. Pozwała b. posła, żądając od niego zapłaty z tego tytułu 114 502 zł i 16 groszy plus ustawowe odsetki od 3 listopada.

W poniedziałek przed sądem 39-letni Markowski mówił, że odkąd się usamodzielnił w wieku 22-23 lat, mieszka w wynajętych mieszkaniach w stolicy, zaś mieszkanie przy Francuskiej jest wprawdzie na niego zapisane od 1986 r., ale wyłącznie formalnie, bo faktycznie dysponuje nim dożywotnio jego ojciec, o czym świadczy porozumienie, jakie z nimi wtedy zawarł.

"Ojciec - inżynier budowlany - w praktyce zaadaptował wtedy to mieszkanie i załatwił na nie przydział kwaterunkowy. Chodziło też o to, że ówczesne przepisy zabraniały posiadania dwóch mieszkań, a pod Warszawą został zbudowany niewielki segment. Dziś jego właścicielem jest moja siostra" - dodał. Według niego, przepisanie przez rodziców lokalu na syna pozwoliło im uniknąć utraty lokalu.

Podkreślał, że nie mieszka w mieszkaniu przy Francuskiej, lecz wynajmuje inny lokal i jest pewny, że ma prawo do ryczałtu, które wynika z uchwały Prezydium Sejmu dotyczącej tej sprawy. Precyzuje ona, że ryczałt należy się osobom bez meldunku w Warszawie i tym, którym "nie przysługuje prawo do zakwaterowania" w stolicy. "To znaczyłoby, że nikomu ryczałt nie przysługuje, bo co to jest +prawo do zakwaterowania+? W hotelu? w koszarach? Każdy ma prawo zakwaterować się w hotelu" - mówił Markowski dodając, że wprawdzie jest prawnikiem z wykształcenia, ale "nigdy nie wykonywał zawodu prawnika".

Po zdobyciu mandatu w 2001 r. Markowski zameldował się w bydgoskim mieszkaniu sympatyczki PiS, ale nie zamieszkał tam na stałe, gdyż wymagało remontu. Jak twierdzi, chciał w ten sposób zaakcentować swe związki z Bydgoszczą, a zamieszkiwał w lokalach wynajętych od osób prywatnych.

B. poseł podkreślał, że na szkoleniach, jakie przeprowadzali z nowymi posłami pracownicy Kancelarii Sejmu poinstruowano go, że można zwrócić się o przyznanie ryczałtu. "Poszedłem więc i opowiedziałem, jaka jest moja sytuacja. W odpowiedzi usłyszałem, że mam wystąpić o ryczałt" - powiedział sądowi Markowski podkreślając, że pieniądze pobierał przez 6 lat i dopiero pod koniec jego drugiej, skróconej kadencji Sejmu problem się pojawił. Dodał, że w podobnej sytuacji mogą być też inni parlamentarzyści, ale nie wymienił żadnych nazwisk.

"Gdy sprawa wybuchła, zastępca szefa Kancelarii Sejmu Cezary Mech zwrócił się do mnie o wyjaśnienia na piśmie, które mu złożyłem i usłyszałem, że sprawę uznaje się za wyjaśnioną. Dzień później Kancelaria przelała właścicielowi wynajmowanego przeze mnie mieszkania kolejną transzę ryczałtów" - zapewnił Markowski.

Pełnomocniczka Kancelarii Sejmu mec. Jolanta Pawlicka wniosła o uwzględnienie powództwa i nakazanie b. posłowi zapłacenia żądanej kwoty. "Stan prawny jest tu bardzo zamotany" - mówiła dodając, że w podobnej sytuacji poseł powinien wystąpić do sejmowych prawników o ekspertyzę, a nie poprzestawać na zapytaniu jednego szeregowego pracownika. Dodała, że porozumienie z ojcem ws. użytkowania mieszkania na Francuskiej nie świadczy o tym, iż Tomasz Markowski jako właściciel lokalu, nie może w nim zamieszkiwać. Dodała, że to mieszkanie jest teraz przez ojca wynajmowane osobie trzeciej.

Prawnik Markowskiego mec. Bogdan Borkowski wniósł o oddalenie powództwa. Zauważył, że roszczenia Sejmu co do lat 2001-04 są już przedawnione i dziś ewentualnie można próbować dochodzić 68 tys zł. Co do zasady podkreślał jednak, że Markowski miał prawo do ryczałtu, a "jako członek klubu poselskiego partii stawiającej na pierwszym miejscu przestrzeganie prawa, na pewno dochował wszelkich starań, by nie narażać jej na zarzuty nielegalnych działań i nie szkodzić rządowi".

Sąd po jednej rozprawie zamknął proces. Wyrok ogłosi 25 kwietnia. Niezależnie od tego Markowskiego czeka też sprawa karna, w której prokuratura zarzuca mu wyłudzenie od Sejmu nienależnych ryczałtów. B. poseł nie przyznaje się do zarzuconego mu czynu. Akt oskarżenia czeka w sądzie na wyznaczenie terminu.

pap, ss