Triumf mimo woli

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jerzy Buzek (fot. Andrzej Hrehowicz/PAP) 
Niespodziewany wzlot, bolesny upadek, sukces. Jerzy Buzek nie bardzo pasuje do roli bohatera dramatu, ale polityczne losy tego poczciwego i dobrego człowieka są naprawdę niezwykłe.
Celebrował odejście ze stanowiska przewodniczącego Parlamentu Europejskiego przez kilka tygodni. W połowie grudnia podsumował swoją kadencję podczas sesji plenarnej. Po Nowym Roku odpowiadał na Facebooku na pytania internautów. Ostatnio odwiedzał każdą z frakcji europarlamentu i ponoć wszędzie był fetowany na stojąco. Nawet w eurosceptycznej frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (do której należy PiS).

W Polsce w każdych wyborach zdobywa po kilkaset tysięcy głosów. W krajowej polityce nie uczestniczy, więc nic nie jest w stanie go ubrudzić.

Mimo skończonych 71 lat zdrowie i forma fizyczna dopisują. Forma polityczna też całkiem niezła jak na człowieka, który dekadę temu odchodził z gabinetu w Alejach Ujazdowskich w niesławie, z wątpliwym tytułem najbardziej przegranego premiera III RP. A już rewelacyjnie jak na kogoś, kto wejście w wielką politykę zawdzięcza jedynie kaprysowi pewnego zapomnianego dziś lidera.

Wrzesień 1997 r. AWS wygrywa wybory parlamentarne. Nazwisko Jerzego Buzka, 57-letniego profesora chemii z Gliwic (niespełna 1500 głosów wyborczych i mandat dzięki miejscu na liście krajowej), mówi niewiele nawet niektórym liderom AWS.

Szpakowaty pan z teczką odbiera telefon na jednej z warszawskich ulic. Słyszy, że zostanie premierem. Niektórzy potem opowiadali, że przystanął i bezradnie rozejrzał się wokół.

O Jerzym Buzku, byłym premierze, a od 17 stycznia byłym przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, przeczytacie w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".