O czym nie mówi nam Tusk?

O czym nie mówi nam Tusk?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Martin Schulz, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, wprowadził Polaków w konsternację ogłaszając, że premier Donald Tusk zamierza wprowadzić w Polsce euro w 2015 roku. Nie byłoby w tym być może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że sam Tusk w ostatnim czasie wyrażał się o perspektywach wprowadzenia w Polsce euro dość enigmatycznie. Ostatecznie okazało się, że - jak twierdzi minister finansów Jacek Rostowski - niemiecki polityk nie zrozumiał właściwie polskiego premiera. Ale czy aby na pewno?
Inny, niezbyt dobrze kojarzący się Polakom Niemiec, Otto von Bismarck, zwykł mawiać, że wierzy wyłącznie informacjom, które zostały zdementowane. Gdyby kierować się jego logiką, wówczas składane przez Rostowskiego zapewnienia o tym, że Schulz pomylił się interpretując słowa polskiego szefa rządu, należałoby potraktować jako ostateczne potwierdzenie tego, iż premier rzeczywiście szykuje nam niespodziankę w postaci zamiany starej, dobrej złotówki na euro. I tak jest w istocie - choć nie konkretna data jest tu najważniejsza (złośliwi mogliby tu przypomnieć Tuskowi, że Polskę w strefie euro widział on już w 2011 roku - przyjęcie wspólnej waluty w tym terminie zapowiadał podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy przed czterema laty).

Schulz być może rzeczywiście źle zrozumiał Tuska - ale wynikało to głównie z tego, że dla szefa Parlamentu Europejskiego "oczywistą oczywistością" musiało być to, iż Polska wzywająca ustami ministra Radosława Sikorskiego do pogłębiania europejskiej integracji, opowiadająca się za paktem fiskalnym i domagająca się prawa uczestnictwa w spotkaniach poświęconych przyszłości euro - musi dążyć do jak najszybszego przyjęcia wspólnej waluty. Taka jest bowiem naturalna konsekwencja unijnej polityki prowadzonej w ostatnich miesiącach przez polski rząd. Skoro Polska ochoczo zgadza się na uszczuplenie rezerw dewizowych NBP o równowartość niemal 25 miliardów złotych w imię ratowania euro - to znaczy, że w dającej się przewidzieć przyszłości widzi siebie jako beneficjenta tegoż euro. Skoro Polska chce Europy, w której państwa członkowskie mają tyle suwerenności co poszczególne stany USA - to znaczy, że w najbliższym czasie chce stać się członkiem unii walutowej. Jeśli w ostatnich dniach Polska robiła wszystko, aby państwa strefy euro dopuściły ją do stołu w czasie dyskusji na temat sposobów ratowania wspólnej waluty - to znaczy, że szef polskiego rządu widzi już nasz kraj w strefie euro. A przynajmniej powinno to znaczyć - bo w przypadku, gdyby Polska decydowała się na te wszystkie kroki, planując jednocześnie trwanie przy złotówce, musielibyśmy stwierdzić, że polska polityka zagraniczna jest pozbawiona jakiejkolwiek logiki.   

Polska jest skazana na przyjęcie euro - bo alternatywą dla takiego rozwiązania byłoby dziś przesunięcie się na margines integrującej się UE. Takie rozwiązanie wybrała Wielka Brytania, która uznała iż lekarstwem na kryzys gospodarczy nie jest więcej Europy. Przeciwnie - zdaniem Londynu więcej Europy to więcej kłopotów. Polska jednak takiego ryzyka podejmować nie chce, a być może po prostu nie jest w stanie go podjąć, zważywszy na fakt, że głównym partnerem handlowym są dla nas Niemcy, dla których więcej integracji oznacza więcej władzy na Starym Kontynencie. A skoro (gospodarka, głupcy!) jesteśmy skazani na Niemcy, to jesteśmy również skazani na ich wizję Starego Kontynentu. A w tej wizji płaci się w euro.

Alea iacta est. Prawda panie premierze?   

O szczycie UE w Brukseli czytaj na Wprost.pl:

Tusk: podpiszemy pakt fiskalny, choć mamy zastrzeżenia

Pakt fiskalny bez Wielkiej Brytanii i Czech. Polska będzie uczestniczyć w spotkaniach grupy euro

Sarkozy: nie ma Europy kilku prędkości. Są różne poziomy integracji

Polska przyjmie euro w ciągu trzech lat? Schulz: Tusk tak powiedział

Rostowski: Schulz nie zrozumiał Tuska. W 2015 roku nie będzie euro w Polsce

Gronkiewicz-Waltz o pakcie fiskalnym: nie płacimy za śniadanie, po to by zjedli nasze kanapki