Gra na spalonym

Dodano:   /  Zmieniono: 
Trókąt stworzony z działaczy z klubów sportowych, władz lokalnymi i biznesmenów stał się terenem robienia podejrzanych interesów.
Sport staje się sposobem na robienie podejrzanych interesów
W miarę jak maleją dotacje budżetowe dla organizacji sportowych, ich działacze poszukują nowych źródeł finansowania. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że ich metody nie zawsze są zgodne z prawem. Kilkoma sprawami związanymi z niekontrolowanym finansowaniem klubów samorządowymi pieniędzmi i podejrzanym obrotem gruntami już zajęła się prokuratura. W tle tych spraw często przewijają się lokalni politycy.

Sponsor mile widziany
Stanisław Paszyński, przydomek Tygrys z Arizony, jest jednym z najbogatszych ludzi na Pomorzu. Milioner, znany z wystawnego trybu życia i podejrzewany o udział w wyłudzaniu podatku VAT na ogromną skalę, zainwestował ostatnio w elektrownie wiatrowe. Kupił kilka wiatraków, które od miesięcy leżą w trawie. Powód? Nie może dojść do porozumienia z Grupą Energetyczną `Enea` co do warunków finansowych przyłączenia swoich urządzeń do sieci. Za rozwiązanie tego problemu - jak twierdzi Paszyński - przedstawiciele Enei zażądali wpłacenia na konto klubu piłkarskiego Błękitni Stargard 3,5 mln zł. To mniej więcej tyle, ile kosztuje utrzymanie słabego pierwszoligowego klubu. Właścicielowi wiatraków sprawy sportu nie są obce, bo kilka lat temu wraz z Turkiem Sabrim Bekdasem chciał budować centrum handlowe wokół stadionu Pogoni Szczecin. Z propozycji Enei nie skorzystał i zamiast tego postanowił ją nagłośnić. Paszyński twierdzi, że propozycję złożył mu Grzegorz Dawidowicz, działający na polecenie Dariusza Wieczorka, szefa oddziału Enei w Szczecinie i byłego wiceprezydenta Szczecina (SLD). Warto dodać, że prezesem Błękitnych jest prominentny polityk SLD Mirosław Dawidowicz, brat Grzegorza. Zimą prezes negocjował umowę sponsorską z Sabrim Bekdasem, który w zamian za umożliwienie kupna klubowych działek miałby się podjąć finansowania drużyny. Turek ostatecznie zrezygnował, a bankrutujący klub nie miał nawet pieniędzy na przystąpienie do rundy wiosennej II ligi - został zdegradowany do ligi IV. Śledztwo w sprawie próby wymuszenia łapówki prowadzi szczecińska prokuratura.

Piłkarze od mioteł
Przykład Błękitnych jest tylko jednym z wielu przykładów patologicznego modelu interesów w klubach sportowych. W kontekście ustawiania wyników i krociowych zarobków u bukmacherów, sportowców i działaczy wymienia się jednym tchem razem z gangsterami, a klubami coraz częściej interesują się prokuratorzy. W sprawie Polonii Bydgoszcz prokurator postawił zarzuty 15 osobom, wkrótce dołączą do nich kolejne dwie, odpowiedzialne za zatrudnienie piłkarzy na etatach porządkowych. Stanowiska te były finansowane z miejskich pieniędzy. A to tylko jeden z wielu wątków afery dotyczącej nieprawidłowego wykorzystania miliona złotych dotacji, które klub otrzymał od miasta. Prokuratura Rejonowa Warszawa Ochota prowadzi śledztwo w sprawie nadużyć w Skrze Warszawa - chodzi o sprzedaż atrakcyjnej działki klubowej po równie atrakcyjnej cenie spółce należącej do grupy Cargill. Pieniądze z transakcji gdzieś się rozpłynęły, a klub bankrutuje. Prokurator interesował się również osławioną w aferze barażowej sprzed roku Szczakowianką Jaworzno. Prezes klubu Tadeusz Fudała był jednocześnie prezesem Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej. Firma ta kupowała reklamy na klubowym stadionie, a kilku piłkarzy zatrudniono w MPK na fikcyjnych etatach.
Problem nie dotyczy zresztą tylko klubów. Polski Związek Piłki Siatkowej, kierowany przez kontrowersyjnego prezesa Janusza Biesiadę, od kilku lat nie może wytłumaczyć, gdzie się podziało kilkaset tysięcy złotych dotacji z Polskiej Konfederacji Sportu.

Miasto pomoże
We wszystkie wspomniane sprawy zamieszani są lokalni politycy. Kiedy Skra sprzedawała swoją działkę, klubem zarządzali Andrzej Boguta - związany z SLD-UP członek Rady Warszawy, i Andrzej Borkowski, wówczas dyrektor zarządu gminy Warszawa Ochota (PO). Tadeusz Fudała z ramienia SLD zasiada w Sejmiku Województwa Śląskiego.
Nie jest jednak regułą, że politycy są grupą wyjątkowo szkodzącą sportowym organizacjom. Grzegorz Schetyna, poseł PO, stworzył finansową potęgę czołowego klubu koszykarskiego - Idei Śląska Wrocław, a Ireneusz Serwotka, prezes Odry Wodzisław i były prezydent Wodzisławia, jest ojcem ligowych sukcesów tego małego śląskiego klubu. Serwotka zastrzega, że nigdy nie wykorzystywał publicznych pieniędzy do finansowania zawodowej drużyny. - Dostajemy od miasta 140-170 tys. zł rocznie. Cała suma trafia na szkolenie młodzieży - zapewnia prezes Odry.
Zapomina jednak dodać, że to miasto pokryło część kosztów doprowadzenia miejskiego stadionu, z którego korzysta Odra, do pierwszoligowych standardów.
- Nawet największe polskie kluby, takie jak Wisła, Lech czy Legia, muszą korzystać z pomocy publicznej. Same nie byłyby w stanie wyremontować stadionów, a poza tym takie obiekty najczęściej należą do władz samorządowych, a nie do klubów - mówi Janusz Szydłowski z agencji Move!.
Jego zdaniem samorządy powinny stworzyć fundacje, które w konkursach rozdzielałyby publiczne pieniądze przeznaczone na sport i pozyskiwały nowych sponsorów dla wszystkich lokalnych klubów. Wówczas prawidłowe wykorzystywanie dotacji leżałoby w ich interesie.
- Aby plan ten się powiódł, kluby muszą przekonać lokalne społeczności, że działają w ich interesie. Wtedy pieniądze się znajdą - dodaje Janusz Szydłowski.
Same kluby czekają zmiany organizacyjne, bo starzy działacze, choć często mają dobre chęci, nie są przygotowani do walki o publiczne i komercyjne pieniądze. Pod względem jakości zarządzania w klubach niewiele się zmieniło od czasów, kiedy Stanisław Bareja kręcił Misia. Tyle że wtedy polscy sportowcy przynajmniej mieli wyniki.