Zabawa w proces

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ponownie nie rozpoczął się proces gen. Wojciecha Jaruzelskiego w sprawie masakry na Wybrzeżu w grudnia 1970 r. Sąd oddalił ponowny wniosek obrony Jaruzelskiego o zwrot jego sprawy prokuraturze.
Sąd Okręgowy w Warszawie spróbuje po raz kolejny zacząć ten proces w najbliższy piątek.
W środę sąd był najbliższy otwarcia przewodu sądowego ze wszystkich pięciu dotychczasowych prób od maja tego roku. Po kilku godzinach dyskusji nad nowym wnioskiem obrony o zwrot sprawy trzech oskarżonych do fazy śledztwa, sąd w końcu oddalił go i przystąpił do sprawdzania personaliów oskarżonych. To ostatnia formalna czynność przed wypowiedzeniem przez przewodniczącego składu sędziowskiego sakramentalnych słów: "Otwieram przewód sądowy; proszę prokuratora o odczytanie aktu oskarżenia".
Gdy jednak po sprawdzeniu personaliów sąd spytał, czy są jakieś wnioski przed otwarciem przewodu, obrona Jaruzelskiego przypomniała, że może on być sądzony tylko cztery godziny dziennie, a właśnie mija już piąta godzina. Sąd musiał odroczyć proces, gdyż zgodnie z wytycznymi lekarzy, każda rozprawa z udziałem Jaruzelskiego nie może trwać dłużej niż cztery godziny.
Sąd usiłuje zacząć ten proces od 15 maja. Proces wtedy nie zaczął się, bo obrona zażądała zwrotu sprawy prokuraturze; potem sąd oddalił ten wniosek. Wobec tego ówcześni obrońcy Jaruzelskiego, mec. Kazimierz Łojewski i Witold Rozwens, wypowiedzieli mu obronę. Za trzecim razem powodem odroczenia sprawy była nieobecność jednego z oskarżonych. Gdy zaś sąd - na wniosek Jaruzelskiego - przyznał mu nowych adwokatów z urzędu, poprosili oni w czerwcu sąd o odroczenie, tłumacząc to tym, że nie zapoznali się jeszcze z  aktami sprawy.
Oskarżeni to: 78-letni dziś gen. Jaruzelski (ówczesny szef MON), Stanisław Kociołek (ówczesny wicepremier), gen. Tadeusz Tuczapski (wiceszef MON) oraz dowódcy jednostek wojska tłumiących protesty. Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do zarzutów. Wszystkim grozi dożywocie. Odpowiadają z wolnej stopy.
Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 r., podczas tłumienia przez milicję i wojsko robotniczych protestów przeciw drastycznym podwyżkom cen, zginęły co najmniej 44 osoby. Decyzję o użyciu broni wydał nieżyjący już szef PZPR Władysław Gomułka. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 roku.
nat, pap