"Pilot mógł mieć zlecenie, by doprowadzić do śmierci 150 osób"

"Pilot mógł mieć zlecenie, by doprowadzić do śmierci 150 osób"

Dodano:   /  Zmieniono: 
FOT: CRYSTALPICTURES/NEWSPIX.PL Źródło:Newspix.pl
- Był zdeterminowany, aby zachować się w określony sposób. Miał taki plan, siadając za sterami - powiedział na antenie TVP Info kryminolog, prof. Brunon Hołyst oceniając zachowanie drugiego pilota airbusa A320.
W ocenie Hołysta drugi pilot mógł być utajonym terrorystą. - Uważam, że to jest możliwe. Może miał takie zlecenie, aby doprowadzić do śmierci 150 osób - stwierdził. Kryminolog dodał jednak, że pilot mógł mieć nawrót depresji, na którą chorował przed sześcioma laty.

Sytuację tę komentował także kpt. Janusz Więckowski, emerytowany pilot LOT-u. Tłumaczył on dlaczego kapitan statku nie mógł dostać się do kokpitu. - Po 11 września 2001 roku drzwi do kokpitu zmieniono na pancerne, wzmocnione tytanem, nie można ich przestrzelić z broni krótkiej - zaznaczył pilot. Dodał, że teoretycznie drzwi takie można otworzyć po wstukaniu specjalnego kodu dostępu. Kod ten powinna znać szefowa pokładu. Istnieje jednak możliwość, iż maszyna była zbyt stara i nie przewidziano w niej takiej procedury. - I może drugi lotnik tę sytuację wykorzystał - powiedział Więckowski.

Świadomie doprowadził do katastrofy

Prokuratura w Marsylii podała, iż drugi pilot, czyli Andreas Lubitz, w sposób świadomy doprowadził do katastrofy. Prokurator Brice Robin powiedział na konferencji prasowej, że podczas lotu w pewnym momencie w kokpicie został tylko drugi pilot. Miał on rozpocząć procedurę schodzenia maszyny tuż po tym jak został w kabinie sam. - Działanie przy przełączniku wysokości może być jedynie zamierzonym działaniem - stwierdził Robin.

- Nie dzieje się nic szczególnego. Potem słychać, że kapitan przygotowuje procedurę wstępną przed lądowaniem. Drugi pilot odpowiada lakonicznie. Potem kapitan prosi drugiego pilota o przejęcie sterów. Słychać odgłos odsuwanego fotela i odsuwanych drzwi. Można domniemywać, że kapitan wyszedł za naturalną potrzebą - mówił francuski prokurator.

Dodał, że gdy pilot został sam w kabinie na nagraniu słychać przełączenie systemów sterowania lotem uruchamiające schodzenie samolotu. Robin zaznaczył, że do momentu uderzenia na nagraniu słychać odgłos ludzkiego oddechu. - Oznacza to, że drugi pilot był do momentu katastrofy żywy. Słychać też później wieżę kontroli lotów z Marsylii. Ta kilka razy wzywa pilota, ale ten nie odpowiada - relacjonował prokurator.

Szefowie Lufthansy odnieśli się do tej informacji na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. - To nieprawdopodobne okoliczności. Absolutne zaskoczenie dla nas - mówił Carsten Spohr.

"Był w pełni zdolny do latania"

Spohr podał, iż 28-letni i Andreas Lubitz rozpoczął szkolenie na pilota w 2008 roku. Odbywał je w Bremie, a następnie w Arizonie w USA. Mężczyzna miał kilkumiesięczną przerwę w szkoleniu, jednak przed jego wznowieniem jeszcze raz przeszedł badania medyczne i psychologiczne.

Po zakończeniu szkolenia przez 11 miesięcy pracował jako członek personelu pokładowego. W 2013 roku został drugim pilotem. - Był w pełni zdolny do latania, bez żadnych zastrzeżeń. Nie było żadnych nieprawidłowości w jego zachowaniu. Uważamy, że mamy doskonały system doboru i szkolenia pilotów - mówił Spohr.

Katastrofa w Alpach

24 marca w południowej Francji rozbił się airbus A320 linii Germanwings. Na pokładzie samolotu było 144 pasażerów, w tym 16 dzieci, i 6 członków załogi. Liczbę osób na pokładzie potwierdzili przedstawiciele Germanwings. Jak poinformowały francuskie władze, nikt nie przeżył katastrofy.

Samolot wystartował z barcelońskiego lotniska El Prat o 9.35. Jak ustalił Flightradar24, portal śledzący samoloty latające m.in. nad Europą, maszyna po osiągnięciu pułapu 38 tys. stóp (ok 12 km), zaczęła w pewnym momencie spadać. Łączność z załogą została utracona, gdy Airbus320 był na wysokości 680 0 stóp (ok 2,4 km n.p.m.). Według informacji Germanwings samolot opadał przez osiem minut. Po uderzeniu o zbocze góry rozpadł się na kawałki. Szczątki maszyny zostały zlokalizowane przez helikoptery francuskiej żandarmerii. Samolot rozbił się na wysokości 2961 m n. p. m. Jak twierdzą żandarmi obserwujący miejsce katastrofy ze śmigłowca, największy widoczny fragment wraku ma mieć metr długości. Części są rozrzucone w promieniu 10 hektarów.

TVP Info