Opis: Ubrana w biały fartuch Beata Kempa patrzy zamyślona na skomplikowane urządzenie. Stan głębokiego skupienia przerywa pukanie do drzwi. Pani Beata wzdryga się i chyba wypowiada słowo, które dzięki polskim piłkarzom odczytać z ruchu ust potrafi każdy Polak.
Beata Kempa (wzburzona): Wejść!
Thomas Edison: Dzień dobry, moje nazwisko Edison. Słyszałem, że pracuje pani nad wielkim wynalazkiem, więc chciałem się dowiedzieć czegoś więcej.
Beata Kempa: A kto mu powiedział?! (po chwili, z dumą) Ja tu pracuję nad translatorem języka polskiego, urządzeniem, które sprawnie, szybko przekładać będzie słowa z języka potocznego na język debaty publicznej.
Thomas Edison: Zapowiada się intrygująco. A pani tu tak sama? Beata Kempa: Nie, nie, tu pracuje Zespół Pracy Językowej. Mam wsparcie specjalistów z różnych dziedzin, bo chodzi o to, by projekt był komplementarny i utylitarny.
Thomas Edison (ewidentnie nic nie rozumiejąc): Yhm.
Beata Kempa: Każdy członek zespołu wkłada do projektu coś od siebie. Więc mamy pana magistra Brudzińskiego, tutaj głównie taki język męski, szorstki, dosadny jest szlifowany. Doktora Girzyńskiego od historii, ale też od historyjek, można powiedzieć od rzeczy zabawnych. No i oczywiście pana Antoniego Macierewicza, on odpowiada za język specjalistyczny. Lotnictwo, szpiegostwo, gospodarka, socjologia. W sumie różne dziedziny, ale zawsze specjalistycznie właśnie. No i jeszcze nieskromnie wspomnę o sobie. Ja tu w metaforach głównie robię.
Thomas Edison (przyglądając się maszynie z bliska): Chętnie bym zobaczył, jak to piękne urządzenie działa. Beata Kempa: Do tej tuby mówi się zdanie. Na przykład: „Źle się stało, że użyto tego typu informacji". A dostajemy… momencik, już się drukuje. O, jest. „Polski generał otrzymał medialny strzał w tył głowy tak jak oficerowie w Katyniu 70 lat temu", albo powiedzmy: „Rząd naszym zdaniem nie dopełnił wszystkich obowiązków”, a wychodzi… „To zaprzaństwo i ordynarna zdrada interesów narodowych”.
Thomas Edison: Ale co… Beata Kempa (nie zauważając zmieszania rozmówcy): Rozbudowujemy też ciągle taki moduł, który automatycznie zamienia wybrane słowa. Na przykład „współpraca" na „zdrada", „niewłaściwe” na „w najwyższym stopniu hańbiące”, „Tusk” – „podnóżek”, „uzgadniać” – „bez wazeliny wchodzić w…”.
Thomas Edison. Tak, tak, już rozumiem. To znaczy rozumiem chyba sposób działania, ale mam pewne wątpliwości. Bo w sumie czy osobie, do której tak pani mówi, nie będzie przykro?
Beata Kempa (śmiejąc się od serca, tak jak pani Beata potrafi): A, to pan jednak nic nie rozumie! Przecież nie chodzi o to, do kogo mówimy, tylko o to, ile osób to usłyszy! Oj, dziecko z pana, panie Edison.
Thomas Edison (ostrożnie formułując hipotezę): Czyli nie chodzi o komunikację, ale raczej o nagłośnienie?
Beata Kempa (niezbyt pewnie): No, chyba w sumie tak.
Thomas Edison: (jeszcze ostrożniej i coraz poważniej): A czy zna pani takie zdanie: „Granice mojego języka są granicami mojego świata"? I czy pani się nie obawia, że tym urządzeniem swój świat pani sama sobie niszczy? Zresztą nie tylko sobie, ale też wszystkim tym, którzy to słyszą.
Beata Kempa (niezdecydowana): Czy pan mnie obraża?
Thomas Edison: A czy panią można obrazić, skoro pani cały czas z brzydkimi słowami przebywa i wszystkie w maszynie umieszcza?
Beata Kempa (odzyskując grunt pod nogami): Zaraz ci pokażę, czy wszystkie, fircyku importowany! Ty cienki druciku wolframowy! Tak cię zaraz objadę, że własny melonik cię nie pozna. Ty cewko indukcyjna z Menlo Park. Bujaj się stąd, ale już!
Opis: Para bohaterów zaczyna pogoń wokół urządzenia. Jak przystało na komedię slapstickową, pani Beata zaplątuje się w zwoje papieru, a pan Thomas wywija kozła na śrubce. Wszystko wokół się wali i wywraca, ale niestety samo urządzenie pozostaje nietknięte.
Beata Kempa (wzburzona): Wejść!
Thomas Edison: Dzień dobry, moje nazwisko Edison. Słyszałem, że pracuje pani nad wielkim wynalazkiem, więc chciałem się dowiedzieć czegoś więcej.
Beata Kempa: A kto mu powiedział?! (po chwili, z dumą) Ja tu pracuję nad translatorem języka polskiego, urządzeniem, które sprawnie, szybko przekładać będzie słowa z języka potocznego na język debaty publicznej.
Thomas Edison: Zapowiada się intrygująco. A pani tu tak sama? Beata Kempa: Nie, nie, tu pracuje Zespół Pracy Językowej. Mam wsparcie specjalistów z różnych dziedzin, bo chodzi o to, by projekt był komplementarny i utylitarny.
Thomas Edison (ewidentnie nic nie rozumiejąc): Yhm.
Beata Kempa: Każdy członek zespołu wkłada do projektu coś od siebie. Więc mamy pana magistra Brudzińskiego, tutaj głównie taki język męski, szorstki, dosadny jest szlifowany. Doktora Girzyńskiego od historii, ale też od historyjek, można powiedzieć od rzeczy zabawnych. No i oczywiście pana Antoniego Macierewicza, on odpowiada za język specjalistyczny. Lotnictwo, szpiegostwo, gospodarka, socjologia. W sumie różne dziedziny, ale zawsze specjalistycznie właśnie. No i jeszcze nieskromnie wspomnę o sobie. Ja tu w metaforach głównie robię.
Thomas Edison (przyglądając się maszynie z bliska): Chętnie bym zobaczył, jak to piękne urządzenie działa. Beata Kempa: Do tej tuby mówi się zdanie. Na przykład: „Źle się stało, że użyto tego typu informacji". A dostajemy… momencik, już się drukuje. O, jest. „Polski generał otrzymał medialny strzał w tył głowy tak jak oficerowie w Katyniu 70 lat temu", albo powiedzmy: „Rząd naszym zdaniem nie dopełnił wszystkich obowiązków”, a wychodzi… „To zaprzaństwo i ordynarna zdrada interesów narodowych”.
Thomas Edison: Ale co… Beata Kempa (nie zauważając zmieszania rozmówcy): Rozbudowujemy też ciągle taki moduł, który automatycznie zamienia wybrane słowa. Na przykład „współpraca" na „zdrada", „niewłaściwe” na „w najwyższym stopniu hańbiące”, „Tusk” – „podnóżek”, „uzgadniać” – „bez wazeliny wchodzić w…”.
Thomas Edison. Tak, tak, już rozumiem. To znaczy rozumiem chyba sposób działania, ale mam pewne wątpliwości. Bo w sumie czy osobie, do której tak pani mówi, nie będzie przykro?
Beata Kempa (śmiejąc się od serca, tak jak pani Beata potrafi): A, to pan jednak nic nie rozumie! Przecież nie chodzi o to, do kogo mówimy, tylko o to, ile osób to usłyszy! Oj, dziecko z pana, panie Edison.
Thomas Edison (ostrożnie formułując hipotezę): Czyli nie chodzi o komunikację, ale raczej o nagłośnienie?
Beata Kempa (niezbyt pewnie): No, chyba w sumie tak.
Thomas Edison: (jeszcze ostrożniej i coraz poważniej): A czy zna pani takie zdanie: „Granice mojego języka są granicami mojego świata"? I czy pani się nie obawia, że tym urządzeniem swój świat pani sama sobie niszczy? Zresztą nie tylko sobie, ale też wszystkim tym, którzy to słyszą.
Beata Kempa (niezdecydowana): Czy pan mnie obraża?
Thomas Edison: A czy panią można obrazić, skoro pani cały czas z brzydkimi słowami przebywa i wszystkie w maszynie umieszcza?
Beata Kempa (odzyskując grunt pod nogami): Zaraz ci pokażę, czy wszystkie, fircyku importowany! Ty cienki druciku wolframowy! Tak cię zaraz objadę, że własny melonik cię nie pozna. Ty cewko indukcyjna z Menlo Park. Bujaj się stąd, ale już!
Opis: Para bohaterów zaczyna pogoń wokół urządzenia. Jak przystało na komedię slapstickową, pani Beata zaplątuje się w zwoje papieru, a pan Thomas wywija kozła na śrubce. Wszystko wokół się wali i wywraca, ale niestety samo urządzenie pozostaje nietknięte.
Więcej możesz przeczytać w 4/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.