Jezus będzie najsilniejszym orężem Zachodu w walce z wojowniczym islamem
To Jezus, a nie scjentyzm, feng shui, kabała czy ezoteryka New Age jest teraz trendy. W USA Jezus stał się gorącą marką, którą wykorzystują nie tylko producenci filmów czy wydawcy książek, ale też wytwórcy tekstyliów i gadżetów dla młodzieży. Przemysł, jaki wyrósł w USA wokół marki Jezus, przynosi rocznie około 4 mld dolarów zysku. "Pasja" Mela Gibsona, ubiegłoroczny hit kinowy, znajduje się już na 24. miejscu w rankingu najbardziej dochodowych produkcji wszech czasów (wpływy to ponad 600 mln dolarów). "Kod Leonarda da Vinci" Dana Browna, rodzaj spiskowej historii chrześcijaństwa, nie schodzi z pierwszych miejsc list bestsellerów (na świecie sprzedano już 20 mln egzemplarzy tej książki). Marka Jezus nie tylko pozwala zarabiać, ale pomaga również zdobywać władzę, co potwierdzają ostatnie wybory prezydenckie w USA. Coraz więcej amerykańskich socjologów i politologów, m.in. Michael Novak, przewiduje, że Jezus będzie najsilniejszym orężem Zachodu w walce z wojowniczym islamem.
Wykorzystywanie Jezusa w marketingu nie budzi już specjalnego sprzeciwu. Amerykańska firma Thomas Nelson wypuściła na rynek "BibleZine", czyli "Nowy Testament" przypominający kolorowe magazyny dla nastolatków w rodzaju "CosmoGirl". Obok biblijnych wersetów młody czytelnik może tam znaleźć quizy typu "Czy umawiasz się z pobożnym facetem?". "BibleZine" rozeszła się już w USA w 300 tys. egzemplarzy. Jak podaje "The Wall Street Journal", podobnym hitem są koszulki z napisem "Jesus loves me". Za 24 dolary można kupić perukę, brodę oraz wąsy i upodobnić się do Jezusa. W sprzedaży pojawił się także płyn do zmywania grzechów - preparat przygotowany m.in. z kadzidła i mirry, mający pomagać oczyścić sumienie oszustom.
Choć symbole religijne na stałe zagościły w popkulturze we wczesnych latach 70. (kiedy to powstał musical "Jesus Christ Superstar"), tak silne odwołanie się do nich jest kwestią ostatnich miesięcy. Dotychczas wykorzystywanie tych symboli w kulturze było zazwyczaj próbą bulwersowania opinii publicznej. Tak było z plakatem do filmu "Skandalista Larry Flint", teledyskami Madonny, filmem "Dogma" Kevina Smitha czy pracami Oliviera Toscaniego, nadwornego projektanta Benettona. Najczęściej takie dzieła były głośne dzięki zamierzonej prowokacji. Wystarczy wspomnieć debatę wokół filmu "Ostatnie kuszenie Chrystusa" Martina Scorsese czy polskie kłótnie o Dorotę Nieznalską, która wpisała męskie genitalia w znak krzyża.
Francuski historyk Gilles Kepel, autor książki "Zemsta Boga", renesans Jezusa i chrześcijaństwa w kulturze i polityce wiąże głównie z ofensywą islamu i próżnią duchową wywołaną przez upadek komunizmu: "wielkiej ateistycznej ideologii mesjanistycznej" - jak to określa Kepel. Nic dziwnego, że w USA już podczas wyborów prezydenckich w 2000 r. wszyscy startujący kandydaci zadeklarowali się jako chrześcijanie, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Wybory prezydenckie w 2004 r. stały się wręcz festiwalem religijnych deklaracji, a George Bush zwyciężył między innymi dlatego, że najskuteczniej przekonywał o swej wierze.
"Amerykanie są głęboko przywiązani do Boga i ojczyzny, natomiast Europejczycy nie zwracają uwagi ani na jedno, ani na drugie" - zauważa Samuel Huntington w nowej książce "Kim jesteśmy". Wiele wskazuje na to, że Europejczycy będą zmuszeni do zmiany stanowiska, by zatrzymać islamizację naszego kontynentu. Widać to już po tym, co robi Angela Merkel, przewodnicząca niemieckiej chadecji, która niedawno wezwała do odnowy Europy w duchu chrześcijańskim. Podobne hasła głosi Nicolas Sarkozy, jeden z najważniejszych polityków we Francji. W opublikowanej niedawno książce "Republika, religie, nadzieja" podważa on sens religijnej neutralności, na jakiej opiera się polityka Paryża.
Jest historycznym i etycznym paradoksem, że towary, witryny czy billboardy zdobi dziś podobizna tego samego Jezusa, który wypędził sprzedawców z jerozolimskiej świątyni. Pewnie rację ma abp John Foley, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu, który twierdzi, że Jezus tylko nie pozwalał na profanację świątyni, ale nie miał nic przeciwko reklamowaniu chrześcijaństwa.
Wykorzystywanie Jezusa w marketingu nie budzi już specjalnego sprzeciwu. Amerykańska firma Thomas Nelson wypuściła na rynek "BibleZine", czyli "Nowy Testament" przypominający kolorowe magazyny dla nastolatków w rodzaju "CosmoGirl". Obok biblijnych wersetów młody czytelnik może tam znaleźć quizy typu "Czy umawiasz się z pobożnym facetem?". "BibleZine" rozeszła się już w USA w 300 tys. egzemplarzy. Jak podaje "The Wall Street Journal", podobnym hitem są koszulki z napisem "Jesus loves me". Za 24 dolary można kupić perukę, brodę oraz wąsy i upodobnić się do Jezusa. W sprzedaży pojawił się także płyn do zmywania grzechów - preparat przygotowany m.in. z kadzidła i mirry, mający pomagać oczyścić sumienie oszustom.
Choć symbole religijne na stałe zagościły w popkulturze we wczesnych latach 70. (kiedy to powstał musical "Jesus Christ Superstar"), tak silne odwołanie się do nich jest kwestią ostatnich miesięcy. Dotychczas wykorzystywanie tych symboli w kulturze było zazwyczaj próbą bulwersowania opinii publicznej. Tak było z plakatem do filmu "Skandalista Larry Flint", teledyskami Madonny, filmem "Dogma" Kevina Smitha czy pracami Oliviera Toscaniego, nadwornego projektanta Benettona. Najczęściej takie dzieła były głośne dzięki zamierzonej prowokacji. Wystarczy wspomnieć debatę wokół filmu "Ostatnie kuszenie Chrystusa" Martina Scorsese czy polskie kłótnie o Dorotę Nieznalską, która wpisała męskie genitalia w znak krzyża.
Francuski historyk Gilles Kepel, autor książki "Zemsta Boga", renesans Jezusa i chrześcijaństwa w kulturze i polityce wiąże głównie z ofensywą islamu i próżnią duchową wywołaną przez upadek komunizmu: "wielkiej ateistycznej ideologii mesjanistycznej" - jak to określa Kepel. Nic dziwnego, że w USA już podczas wyborów prezydenckich w 2000 r. wszyscy startujący kandydaci zadeklarowali się jako chrześcijanie, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Wybory prezydenckie w 2004 r. stały się wręcz festiwalem religijnych deklaracji, a George Bush zwyciężył między innymi dlatego, że najskuteczniej przekonywał o swej wierze.
"Amerykanie są głęboko przywiązani do Boga i ojczyzny, natomiast Europejczycy nie zwracają uwagi ani na jedno, ani na drugie" - zauważa Samuel Huntington w nowej książce "Kim jesteśmy". Wiele wskazuje na to, że Europejczycy będą zmuszeni do zmiany stanowiska, by zatrzymać islamizację naszego kontynentu. Widać to już po tym, co robi Angela Merkel, przewodnicząca niemieckiej chadecji, która niedawno wezwała do odnowy Europy w duchu chrześcijańskim. Podobne hasła głosi Nicolas Sarkozy, jeden z najważniejszych polityków we Francji. W opublikowanej niedawno książce "Republika, religie, nadzieja" podważa on sens religijnej neutralności, na jakiej opiera się polityka Paryża.
Jest historycznym i etycznym paradoksem, że towary, witryny czy billboardy zdobi dziś podobizna tego samego Jezusa, który wypędził sprzedawców z jerozolimskiej świątyni. Pewnie rację ma abp John Foley, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu, który twierdzi, że Jezus tylko nie pozwalał na profanację świątyni, ale nie miał nic przeciwko reklamowaniu chrześcijaństwa.
Więcej możesz przeczytać w 1/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.