Ks. Antosiak: Niesiemy pomoc i dajemy nadzieję Libańczykom
Artykuł sponsorowany

Ks. Antosiak: Niesiemy pomoc i dajemy nadzieję Libańczykom

Bejrut. Skutki wybuchu w porcie
Bejrut. Skutki wybuchu w porcie Źródło:Newspix.pl / ABACA
Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie od dawna angażuje się w międzynarodowe wsparcie humanitarne. Przykładem jest Bliski Wschód, a konkretnie Liban, który po wybuchu w porcie w Bejrucie w 2020 roku poniósł ogromne straty. – Dzięki otwartym sercom darczyńców, oprócz paczek z żywnością, udało się kupić artykuły higieniczne oraz leki, aby Libańczycy mogli przetrwać ten najtrudniejszy okres. Libańczycy borykają się, jak mówiłem na początku, z brakiem prądu, więc ciężko im przechowywać żywność. Dlatego tak ważna jest regularna pomoc – mówi ks. Paweł Antosiak z PKWP.

W 2020 roku podczas eksplozji w porcie Bejrucie zginęło ponad 200 osób, a blisko 8 tys. zostało rannych. Dramatyczna sytuacja wielu rodzin, zarówno libańskich, palestyńskich, jak i syryjskich uchodźców pogłębiła się wraz z nadejściem pandemii. Jak jest teraz?

Ks. Paweł Antosiak: Niedawno wróciłem z Bejrutu, ale to już kolejny wyjazd do Libanu w ostatnim czasie. Od przeszło dwóch lat panuje tam kryzys ekonomiczny pogłębiony wybuchem w porcie. Sytuacja mieszkańców Libanu wciąż jest trudna, przygotowywaliśmy wiele transportów żywności, leków, środków finansowych dla najbiedniejszych, pomagaliśmy w odbudowie wielu mieszkań, ponieważ ludzi nie stać na remont mieszkań po wspomnianej eksplozji. W czasie ostatniej wizyty odwiedziłem siostrę Krystynę, Polkę, która od ponad 30 lat mieszka i pracuje w szpitalu oraz hospicjum, zajmuje się dziećmi z głęboką niepełnosprawnością. Niedawno została uhonorowana medalem przez prezydenta Andrzeja Dudę. Przekazałem jej pieniądze na żywność i leki dla najbardziej potrzebujących dzieci.

Co jeszcze jest potrzebne?

Najistotniejszą rzeczą jest generator dla szpitala i hospicjum, ponieważ w Libanie są ogromne kłopoty z prądem i mało kogo stać na kupowanie prądu od osób prywatnych lub wynajem generatorów. Wiadomo, że w szpitalu bez prądu nie działa większość sprzętu. Bez maszyn podtrzymujących życie, chorzy ludzie umierają.

W marcu chcecie ruszyć z nowym projektem pomocy dla Libanu i Syrii. Opowie ksiądz o szczegółach?

Tym razem chodzi o edukację, ponieważ ze względu na gigantyczny kryzys, ludzi nie stać na wysyłanie dzieci do szkół, a przypomnę, że większość placówek jest prywatnych. To niezmiernie ważne, ponieważ chrześcijanie kiedyś stanowili 50 proc. środowiska Libańczyków, a dziś stali się mniejszością. Dlatego muszą być mocni także przez poziom wykształcenia swoich dzieci. Ponadto, w liczącym 4,5 mln mieszkańców Libanie, jest ponad 2 mln uchodźców z Syrii i około 0,5 mln uchodźców z Palestyny. Niemal wszyscy są muzułmanami. Dziś więc ta równowaga została zachwiana. Pomagamy chrześcijanom, by mogli pozostać na tej ziemi, która przecież stanowi fragment Ziemi Świętej i jest ojczyzną bardzo dziś popularnego Świętego Charbela.

Dlaczego edukacja Libańczyków jest tak istotna?

Jest takie przysłowie libańskie, że jak myślisz o niedalekiej przyszłości - zaplanuj małe rzeczy, jeśli myślisz o przyszłości na rok - posiej zboże, na kilka lat - posadź drzewa a gdy myślisz o przyszłości narodu - dbaj o edukację młodych ludzi. Dla chrześcijan to kluczowe przysłowie. Zawsze dbali, by społeczeństwo było mocne siłą intelektu. Dziś to jest zachwiane, wiele szkół pozamykano, ludzi nie stać na zawożenie dzieci do szkół. Jeśli ktoś im nie pomoże, dzieci trafią w ręce ekstremistów, którzy regularnie werbują młodych do swoich organizacji.

Pomoc jest niezbędna, ale udaje się ją pozyskać dzięki hojności darczyńców.

To prawda, w ubiegłym roku otrzymaliśmy ogromne wsparcie - 50 tys. dolarów od pana Igora Łukasika, prezesa IŁ Capital. Pan Igor jest znakomitym przykładem tego, że jeden człowiek jest w stanie zrobić bardzo wiele dla potrzebujących.

Na co przeznaczono te środki?

Przede wszystkim na zakup kilku tysięcy paczek żywnościowych dla najbiedniejszych. Musimy pamiętać o tym, że w związku z kryzysem w Libanie nawet 80 proc. osób jest bezrobotnych a znaczna część mieszkańców żyje naprawdę skromnie. To osoby, które wcześniej zarabiały np. 2 tys. dolarów, a dziś otrzymują jedynie - 100 dolarów. Zarobki w sektorze publicznym to 40 USD. Ceny poszły do góry, szaleje inflacja, więc nasza pomoc jest niezbędna. Dzięki otwartym sercom darczyńców, oprócz paczek z żywnością, udało się kupić artykuły higieniczne oraz leki, aby Libańczycy mogli przetrwać ten najtrudniejszy okres. Libańczycy borykają się, jak mówiłem na początku, z brakiem prądu, więc ciężko im przechowywać żywność.

Dlatego tak ważna jest regularna pomoc. To doraźne wsparcie, ale pozwalamy potrzebującym przetrwać najtrudniejszy czas. Nie wszystkie problemy uda nam się rozwiązać, bo to jest uzależnione od polityki, przepychania się wielkich mocarstw o wpływy na Bliskim Wschodzie. Ale cieszy nas to, że dokładamy swoją cegiełkę, by Libańczycy mogli godnie żyć i mieli nadzieję na lepszą przyszłość. Jesteśmy niezmiernie wdzięczni, że darczyńcy, jak pan Łukasik, chcą włączać się w kolejne inicjatywy pomocowe.

To znaczy?

Niedawno rozmawialiśmy o projektach edukacyjnych dla dzieci, które w Afryce np. w Kenii, Ugandzie czy Sudanie Południowym były ofiarami handlu ludźmi a dziś staramy się im zagwarantować bezpieczną przyszłość. Proszę sobie wyobrazić, jak brutalnie doświadczone są dzieci, np. 15-latki, które pół swojego życia spędziły w niewoli, w domu publicznym. One potrzebują nie tylko medycznego i psychologicznego wsparcia, ale też pomocy w zdobyciu wykształcenia, które pozwoli im odbudować poczucie własnej wartości. I tak narodził się pomysł stypendiów dla dzieci.

Planujemy też pomoc w największym obozie dla uchodźców w Ugandzie, w którym kończymy budowę centrum dla dzieci. Będą one mogły tam uczestniczyć w różnych zajęciach, odrabiać lekcje i bezpiecznie spędzać czas. W obozie Bidi Bidi przebywa ponad 300 tys. uchodźców, z czego 210 tys. to osoby poniżej 18. roku życia, w tym wiele sierot. Wybudowanie takiego ośrodka dla dzieci da im szansę, by się wyrwały z zamkniętego kręgu nieszczęść.

Zarówno w Libanie, jak i w Afryce spotkał ksiądz wielu uchodźców. Co mówią? Chcą uciekać na Zachód, do bogatej Europy?

Młodzi ludzi marzą, by wyjechać do Europy, bo nie widzą szans na przyszłość w ich ojczyznach często zniszczonych przez wojnę. Ale gdy daje im się nadzieję i konkretną pomoc, dochodzi do zmian w ich myśleniu. Przykładem jest Irak, w którym byłem w ubiegłym roku, gdy papież Franciszek odwiedził Dolinę Niniwy w okolicy Mosulu. Właśnie tam pomogliśmy odbudować setki domów chrześcijan, wyposażyć przedszkole i szkołę. Gdy ludzie zobaczyli, że pomoc jest realna i konkretna, chęć powrotu wyraziło już ok 80 procent. Zrozumieli, że chcą wracać do ojczyzny, bo tam są ich korzenie. Nie liczą na wiele, chcą dostać narzędzia, by wystartować i samodzielnie funkcjonować a potem ściągać do domu całe swoje rodziny.

Źródło: Wprost