Syndrom Michnika

Syndrom Michnika

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jest wielce prawdopodobne, że za kilkanaście lat polscy studenci dziennikarstwa będą uczyć się o "syndromie Michnika". Pod tą nazwą będzie rozumiane sprowadzanie debaty publicznej do spraw sądowych.
Pozew złożony przez Adama Michnika przeciw Wojciechowi Wierzejskiemu za to, że ten ostatni pomówił go o przynależność do PZPR, ma jedną wartość. Dzięki niemu dowiedzieliśmy się, że naczelny "Gazety Wyborczej" uważa, iż przynależność do komunistycznej partii jest uwłaczająca, dlatego musi bronić swojego dobrego imienia w sądzie. Wcześniej podobny proces wytoczył Michnik Romanowi Giertychowi i wygrał w pierwszej instancji horrendalną kwotę 50 tys. zł.

Moim zdaniem Michnik łapie za słówka swoich oponentów po to, by w debacie publicznej jako argumentów używać szeregu wygranych procesów z "kłamcami". Ofiarą tej taktyki został m.in. Rafał Ziemkiewicz, który zgodził się na ugodę z Michnikiem i przeprosił go za sformułowanie, że "robił wszystko, abyśmy nawet nie poznali nazwisk komunistycznych zbrodniarzy". Była to najzwyklejsza opinia i to uzasadniona, bowiem kierowana przez Michnika "Gazeta Wyborcza" robiła co w jej mocy, aby nie było rozliczeń z okresem PRL. Tuż po procesie środowisko bliskie Michnikowi zaczęło powtarzać, że z Ziemikewiczem nie ma co polemizować, bowiem kłamał i musiał przepraszać.

To właśnie do takich zabiegów public relations potrzeba Michnikowi i jego kolegom z tzw. Salonu sterty wyroków dowodzących, jak bardzo ich guru jest szkalowany. Decyzja sądu - chociaż na razie nieprawomocna - może pomóc w zastopowaniu rozwoju wspomnianego syndromu.