Jak piszą korespondenci "FTD" z Brukseli i Berlina, premier Jarosław Kaczyński interpretuje "całkowicie odmiennie" ustalenia dotyczące możliwości weta i odwlekania decyzji.
Deutschlandfunk podkreśla, powołując się na "rzecznika polskiego premiera", że władze w Warszawie domagają się zapisania w traktacie swojego wpływu na podejmowanie decyzji. Rozgłośnia dodaje, że polski rząd chce mieć możliwość blokowania po 2017 roku decyzji nawet przez dwa lata. Miałoby to być możliwe nawet wtedy, gdyby Polska nie uzyskała liczby głosów koniecznych do zablokowania decyzji.
Rzecznik polskiego rządu Jan Dziedziczak wyraził zdziwienie w związku z powoływaniem się na jego słowa. Jak wyjaśnił, nie rozmawiał z rozgłośnią Deutschlandfunk.
Dziedziczak podkreślił, że "Polska uważa, iż wyniki szczytu w Brukseli jest sukcesem 27 państw". "W tej chwili czekamy na ustalenia formalno-prawne podczas konferencji międzyrządowej" - dodał.
"FTD" wskazuje, że tzw. kompromis z Joaniny, przewidujący możliwość odwlekania decyzji przez "rozsądny czas", rozumiany był dotychczas jako prawo do blokowania przez maksymalnie trzy miesiące. J.Kaczyński twierdzi natomiast, że obiecano mu dwa lata.
"Stanowisko premiera naraża na szwank cały kompromis w sprawie głosowania" - pisze "FTD". Jeżeli Polska otrzyma prawo do blokowania decyzji przez dwa lata, będzie to równoznaczne z przyznaniem Warszawie prawa weta we wszystkich decyzjach podejmowanych większością głosów - oceniają korespondenci.
Zdaniem "FTD", stanowisko Polski spotkało się z "brakiem zrozumienia" wśród unijnych dyplomatów. "Istnieją uchwalone jednomyślnie wnioski ze szczytu, które są jednoznaczne" - powiedziało gazecie źródło w Brukseli.
pap, ss, ab