Alicje w krainie upiorów

Alicje w krainie upiorów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Upiorom generalnie chodzi o to, żebyśmy nigdy nie byli usatysfakcjonowani tym, co już osiągnęliśmy
Jest taki kraj, gdzie upiory, o których za chwilę, z zaciekłością atakują Bogu ducha winne Alicje. Imię zresztą nie ma tu znaczenia. Jest taka kraina i to nie za siedmioma górami i rzekami, ale tu, nad Wisłą, gdzie pięciu minutom nadaje się niszczącą moc. Tu nawet Presleyowi, oczywiście gdyby jeszcze żył, codziennie jakiś upiór płci żeńskiej czy męskiej szeptałby przed zaśnięciem do ucha: "Stary, bądź czujny, masz właśnie swoje pięć minut i już niedługo nie będzie miało znaczenia, że komuś się podoba, jak śpiewasz". Upiorom, które nie dają nam spać po nocach, generalnie chodzi o to, żebyśmy nigdy nie byli usatysfakcjonowani tym, co już osiągnęliśmy, i żebyśmy nieustannie czuli na plecach ich złowieszczy oddech. Żebyśmy każdego dnia musieli się rodzić na nowo i z trudem godnym Syzyfa chuchać i dmuchać na swoje pięć minut. Boi się więc pani Kowalska i pan Kowalski, chociaż aktywność upiorów jest najbardziej spektakularna, gdy dotyczy tzw. osób publicznych. Bójcie się więc aktorko i aktorze, pisarzu i pisarko, dziennikarzu i dziennikarko.
Ostatnio z niesłychaną skrupulatnością, godną lepszej sprawy, rodzime upiory zaczęły śledzić medialne losy Alicji Resich-Modlińskiej. Miała pecha i właśnie została redaktor naczelną jednego z tygodników. Jak na kraj upiorów przystało, te nie wykazały najmniejszego zainteresowania zawodowymi walorami wspomnianej. Tym na przykład, że dostała kilka Wiktorów, że była jedną z pierwszych prezenterek swobodnie rozmawiających z wielkimi tego świata itd. To przeszłość. Było minęło. A wszystko zaczęło się od reklamy z wizerunkiem naczelnej - jej uśmiechnięta twarz zawisła na olbrzymim billboardzie na gmachu dawnego komitetu centralnego. Problemem jest to, że naczelna wygląda na nim bardzo atrakcyjnie, a przecież nie powinna - gorączkują się upiory. Jeden z felietonistów, specjalista od eleganckiego towarzystwa, natychmiast i nie bez satysfakcji zauważył, że naczelna zawsze była znana z wyjątkowej troski o jakość swoich zdjęć. Niedopuszczalne. Gdyby więc komuś znowu przyszła ochota na to, aby zawisnąć na gmachu dawnego komitetu centralnego, niech nie prowokuje upiorów i zrobi sobie zdjęcie w automacie na Dworcu Centralnym. Najlepiej po nie przespanej nocy. Będzie wyglądał jak upiór. Chociaż zawsze istnieje ryzyko, że ten bystrzejszy i tak rzuci mu się do gardła i publicznie wytknie brak estetycznego profesjonalizmu i graniczącą z arogancją nonszalancję. I tak źle, i tak niedobrze.
Na razie upiory z lubością grzebią w reklamowym wizerunku naczelnej. "Czyja to buźka zastąpiła wizerunki przywódców, sekretarzy, brodatych i wąsatych klasyków marksizmu i leninizmu?" - pyta felietonista "Polityki" i dodaje: "Magazyn redagowany przez Alicję od wieczorynek sięga szczytów niedostępnych dla zjadaczy hot dogów: Pazura z Pazurową, Amazonki, Hubert Orłowski [pewnie felietoniście chodziło o Urbańskiego?]. Aż żal, że zatyrana pani redaktor zapomniała o Cejrowskim. Tak rozkosznie z nim występowała [felietonista wie, bo oglądał?], tacy byli zgrani umysłowo. Powinna na billboardzie znaleźć się w towarzystwie Wojtusia, profil w profil". Ale po co? - pytam. Czy tylko po to, żeby felietoniście gmach KC zrymował się z kwadransem WC?
Strach pomyśleć, co by się mówiło i pisało, gdyby nad Wisłą zamieszkała czarnoskóra megagwiazda Oprah Winfrey.
I gdyby któremuś z upiorów wpadł w ręce firmowany jej nazwiskiem (i sprzedawany w milionach egzemplarzy) magazyn "O". Na każdej okładce zawsze to samo oblicze - redaktor naczelnej. Oprah w maju i w czerwcu, i w sierpniu, i pod koniec roku, i na jego początku. Jakżeby upiory intelektualnie kąsały biedaczkę za jej manię wielkości, za nieodpowiednie do tuszy kreacje itd. Powodów znalazłoby się tysiące.
A gdyby tak na zasłużonym ideologicznie budynku zawiesić wyretuszowany jak najstaranniej wizerunek któregoś z upiorów? Nie byłoby kąsania? Z dziennikarskiego obowiązku przeczytałam raz jeszcze cytowany fragment i nie znalazłam w nim niczego poza nieelegancką uszczypliwością i trudną do zrozumienia niechęcią. Bo o tę łatwą do odczytania aż nie śmiem felietonisty posądzać. Tak jak nie chce mi się już interpretować słów innego felietonisty - z "Gazety Polskiej" - który nie miał oporów, żeby napisać: "Feministki są, niestety, za głupie, żeby z nimi dyskutować. Czy to nie dziwne? Człowiek mądry nie mógłby wierzyć w kolejną prymitywną ideologię obiecującą raj, jeśli tylko coś zniszczymy". Czy autor tej wyrafinowanej intelektualnie kombinacji naprawdę nie wie, na czym polega seksistowski totalitaryzm? "Wszystkie te ideologie są bliźniaczo podobne: mówią rzeczy szlachetne, ale w swej istocie bazują na nienawiści. Może dlatego, że to jedyne, co może dać masową popularność" - napisał. Komu? - pytam. I już wiem: polskie upiory, i to bez względu na płeć, polują na Alicje, ponieważ są przekonane, że te bardzo im szkodzą. Tyle że nie do końca potrafią wyartykułować, na co im szkodzą. Czyżby na popularność?

Więcej możesz przeczytać w 35/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.