Towarzysz prezydent

Towarzysz prezydent

Dodano:   /  Zmieniono: 
Białoruska Republika Rad, czyli kampania wyborcza Łukaszenki

Na składaniu "gospodarskich wizyt" spędził ostatnie dni przed białoruskimi wyborami prezydenckimi Aleksander Łukaszenka. Program wizyt to prawdziwe déjť vu. Do złudzenia przypomina wojaże partyjnych bonzów poprzedniej epoki: dziewczęta w ludowych strojach witają dostojnego gościa chlebem i solą, a on lustruje pola i hale fabryczne, w skupieniu słuchając sprawozdań i udzielając ojcowskich pouczeń. Wyjątkowa była tylko wizyta w sowchozie Mir pod Baranowiczami - Łukaszenka podarował tam pewnej rodzinie krowę. Sztab opozycyjnego kandydata Uładzimira Hanczaryka uznał, że to naruszenie ordynacji, ale na protest nikt nie zwrócił uwagi.

Teoria względności
Białoruś produkuje - w przeliczeniu na mieszkańca - dwa razy więcej jaj, mleka i mięsa niż Rosja czy Ukraina! - triumfalnie obwieściła niedawno rządowa gazeta "Respublika". Jeśli uwzględnimy ceny, to Białorusini zarabiają nawet więcej niż Polacy! - przekonuje organ administracji prezydenta "Sowietskaja Biełorussija". Do tego należy dodać wzrost PKB średnio o 3-5 proc. rocznie, polityczną stabilność (!), bezpłatną opiekę zdrowotną i edukację. Białoruś zrealizowała ideał państwa, do którego inni dopiero dążą -przekonywał Białorusinów Władimir Żyrinowski, rosyjski przywódca Liberalno - Demokratycznej Partii Rosji i wiceprzewodniczący Dumy. Występując w białoruskiej telewizji dwa tygodnie przed wyborami, powiedział: "Rosja powinna się wzorować nie na chińskich, lecz białoruskich reformach".
Tymczasem kraj pogrążony jest w biedzie - alarmuje opozycja. Prawie żadna licząca się fabryka, a tym bardziej kołchoz, nie mają szans się utrzymać bez państwowych subwencji. Przed wyborami władze podniosły jednak średnie pensje do równowartości 100 dolarów.

Przedwyborcze manewry wojskowe
"Wybory prezydenckie będą tak spokojne, że aż nudne" - obiecywał Łukaszenka. Słowa dotrzymał. Jedynym głośnym akcentem kampanii okazały się największe w historii niepodległej Białorusi manewry. Uczestniczyło w nich 9 tys. żołnierzy. Przy wtórze huku armat na poligonie pod Grodnem Łukaszenka obchodził swoje 47. urodziny. Prezydent właściwie nie musi zabiegać o popularność. Wystarczy, że posłuszna mu administracja skutecznie odbiera opozycji szansę walki o szersze poparcie. W Brześciu do głosowania na Łukaszenkę namawiał wyborców... wiceszef wojewódzkiej komisji wyborczej. Na skargę opozycyjnego kandydata Centralna Komisja Wyborcza nawet nie odpowiedziała.
Ludzie prezydenta zapełnili kampanię nowomową i frazesami. Kandydaci opozycji nie potrafili tego przełamać. Między innymi dlatego, że z budżetu otrzymali na całą działalność propagandową równowartość... 12 tys. dolarów. A wydać więcej - nawet z własnej kieszeni - nie mogli. Dodatkowo przyznano im zaledwie godzinę czasu antenowego w radiu i telewizji, a swój program wyborczy mogli wydrukować na pięciu stronach maszynopisu w państwowych gazetach. Opozycyjni kandydaci skarżyli się na dyskryminację w państwowych mediach, mieszanie się władz w organizowanie spotkań z wyborcami, wreszcie ignorowanie ich protestów przez centralną komisję. 80 proc. czasu antenowego programów informacyjnych w telewizji i 95 proc. w państwowym radiu poświęcone było działalności "ojca narodu" - obliczyli niezależni analitycy. W ostatnich dniach Łukaszenka przestał się jednak pokazywać w telewizji, a o jego wizerunek w państwowych mediach dbają zaufani dziennikarze.

Przedwyborcze rewizje u opozycji
Prezydent "zrobiłby dla swojego kraju jeszcze więcej, gdyby nie opozycja" - uznał jeden z apologetów Łukaszenki. Walka z opozycją trwa. Prezydent dekretem ograniczył pomoc zagraniczną dla organizacji pozarządowych. Milicjanci próbowali wtargnąć do wojewódzkiego sztabu wyborczego Uładzimira Hanczaryka w Mohylowie, bez nakazu prokuratora, aby - jak twierdzili - "obejrzeć plakaty wyborcze". Dzięki zdecydowanej postawie kilkudziesięciu zwolenników Hanczaryka milicjanci zrezygnowali.
Kilkanaście dni przed wyborami ciężkie chwile przeżywały opozycyjne gazety. Przez ich redakcje przetoczyła się fala kontroli finansowych. Zamknięto prywatną drukarnię Magic. Milicja skonfiskowała nakłady specjalnych wydań gazet "Roboczy" i "Nasza Swoboda". Powód? W negatywnym świetle przedstawiały one prezydenta i chwaliły Hanczaryka.
W wyścigu prezydenckim Łukaszenka ma dwóch rywali: reprezentującego zjednoczoną opozycję lidera Federacji Związków Zawodowych Uladzimira Hanczaryka i przywódcę Partii Liberalno-Demokratycznej Siarhieja Hajdukiewicza. Mało kto wierzy w ich wygraną i czystość wyborów. Sondaże drukowane przez rządowe organy mówiły, że Łukaszenkę popiera aż 60 proc. wyborców. Zacofana głubinka (prowincja) wciąż wierzy, że dzięki prezydentowi żyje spokojnie, ma co jeść, a chłopców nikt nie wysyła do Czeczenii. Opozycyjna prasa pisała, że już w pierwszej turze zwyciężyć może Hanczaryk. To zapewne nadmierny optymizm, choć w ostatnich latach poparcie dla prezydenta istotnie spadło. Łukaszenka się nie przejmuje. Na pytanie dziennikarzy w związku z informacjami o tzw. szwadronach śmierci odpowiadał: "Im bardziej mnie krytykują, tym bardziej jestem popularny".


Więcej możesz przeczytać w 36/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.