Powrót do przeszłości

Powrót do przeszłości

Dodano:   /  Zmieniono: 
Emancypacja będzie musiała sobie poradzić z nowym problemem - modą na rodzenie dzieci
Kobieta jest Murzynem świata" - śpiewał przejmująco i bez lęku przed męskimi szowinistami John Lennon. Nic więc dziwnego, że zwłaszcza ostatnie stulecie upłynęło nam, "uciemiężonym", na walce o to, aby się wyzwolić. Czy się udało? No cóż, wszystko zależy od tego, jak na sprawę spojrzeć: globalnie czy jednostkowo? Z własnego marnego kobiecego podwórka czy też z perspektywy kobiet, dla których opowieści o płciowym niewolnictwie to dziś już bajki o żelaznym wilku. W tym podziale nie ma zresztą nic zaskakującego, zważywszy że punkt widzenia - jak wiadomo - zależy od miejsca, z którego i na co się patrzy.
Nie ma także różnicy zdań co do tego, że wiarygodnym i sprawdzonym dowodem na każde zwycięstwo jest powrót do normalności. Gdy kończą się sny o tym, czego by się chciało, gdyby tylko się mogło. Kończy się sen, obowiązuje jawa. Co jakiś czas dla własnego dobra warto więc dokonać stosownego obrachunku, przyjrzeć się uważnie Murzynowi świata i sprawdzić, czy udało mu się zrzucić kolejne ogniwo z "niewolniczego" jarzma.
Właśnie nadszedł moment, w którym emancypacja będzie musiała sobie poradzić z nowym problemem - ponownym boomem na macierzyństwo. Z modą na rodzenie dzieci i na ostentację w pokazywaniu ledwie zaokrąglonego ciężarnego brzucha. "Będę mamą" - mówią z dumą gwiazdy z pierwszych stron gazet. "Jestem już niezależna i spełniona zawodowo, teraz chcę być mamą" - dodają. "Mamą wzorcową, bliską ideału i to z wyboru, a nie z konieczności" - powtarzają ich anonimowe koleżanki i kandydatki na matki.
Mówi się wręcz o powrocie do wizerunku podręcznikowych matek z lat 50. Dlaczego teraz, a nie na przykład kilkanaście lat wcześniej? Bo wcześniej, przynajmniej według feministycznej wykładni, chodziło o to, żeby się wyrwać z domu, żeby ze zniewolonej kapłanki domowego ogniska stać się kimś nie tylko z mężowskiego nazwiska, ale własnych dokonań. Nawet tych najmniejszych, ale własnych. Gdy to się już stało, kobiety znowu podzieliły się na te, którym udaje się karkołomne łączenie zawodowych obowiązków z posiadaniem dzieci, i na te, które nie potrafią sobie z tym poradzić. Kariera więc czy macierzyństwo?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, kobiety musiały się pogodzić z tym, że albo zdecydują się na życie bez dzieci, na rodzinę niepełną, albo rezygnując z własnych ambicji, wybiorą domowe pielesze. Jak się z tym zgodzić, skoro tak wiele lat zabrało feminizmowi, aby do tego nie dopuścić. Czy aby nie jesteśmy świadkami porażki?
Nic podobnego. Kobiety doszły bowiem do wniosku, że ten, kto chce przetrwać i nie podzielić losu dinozaurów, musi się przystosować. Znowu do mężczyzn? Ależ skąd, oni mają własne problemy z odnalezieniem się w nowych czasach. Chodzi o umiejętne przystosowanie się do rzeczywistości, którą latami trudów i wyrzeczeń kobiety sobie wywalczyły. Prawo do wyborów w zgodzie z własnymi potrzebami. Robię karierę, bo tak chcę. Wracam do domu, przynajmniej na jakiś czas, bo jest to moje największe pragnienie. Dlatego, jak wynika z najnowszych statystyk, coraz więcej młodych kobiet deklaruje, że chce mieć dzieci i spędzić z nimi w domu co najmniej kilka lat. Przy czym nie czują się w tym wyborze uciemiężone - w przeciwieństwie do ich nieco starszych koleżanek, które ciągle łączą domowe obowiązki z zawodowymi awansami. Wiele jest pośród nich takich, które w tak zwanym ostatnim momencie chcą zrobić użytek z macierzyńskiego instynktu. Jeszcze dziesięć lat temu Niemki, które po 35. roku życia po raz pierwszy rodziły dzieci, stanowiły tylko pięć procent społeczeństwa. Dziś jest ich już o dziesięć procent więcej... Mimo to nadal co trzecia urodzona w 1965 r. pozostanie bezdzietna.
Połowa ich koleżanek, które zajmują najwyższe stanowiska menedżerskie, nigdy nie doświadczy bycia matką. Tylko 20 proc. mężczyzn na tych samych stanowiskach nie będzie ojcami. To nie dziwi, zważywszy że dla nich wybór między karierą a spełnianiem się w roli tatusia właściwie nie istnieje. Mogą mieć jedno i drugie, i jakkolwiek by im się powodziło, to i tak pozostają wysoko w patriarchalnej strukturze. Zdecydowanie mniej szczęścia mają kobiety, które prawie nigdy nie mogły liczyć na państwo i jego socjalne rozwiązania. Wczoraj i dzisiaj z niemal każdym egzystencjalno-macierzyńskim problemem musiały i muszą sobie radzić same; chociaż dziś same nie znaczy już samotne, ale prawdziwie niezależne. Nawet wówczas, jeśli wierne jedynemu mężczyźnie zdecydują się na pielęgnowanie domowego ogniska.
Czy może więc dziwić, gdy kandydatki na tegoroczną Miss Polonia zgodnie wyznają, że tak naprawdę to marzą o romantycznym ślubie w ślicznym, małym, drewnianym kościółku u boku mężczyzny na całe życie. Łza się w oku kręci ze wzruszenia i pozostaje nadzieja, że mimo wszystko kandydatki słyszały kiedyś Johna Lennona, który przekonywał, a właściwie ostrzegał, że "kobieta jest Murzynem świata".

Więcej możesz przeczytać w 41/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.