Dobre, bo niepolskie?

Dobre, bo niepolskie?

Dodano:   /  Zmieniono: 3
Mokate, La Festa, Yes, Wittchen, Alpinus, czyli polskie marki na światowych rynkach

Tokyo Tsushin Kogyo Kabushiki Kaisha - tak pierwotnie nazywał się koncern Sony. Podczas podróży po świecie w roku 1953 Akio Morita, założyciel firmy, doszedł do wniosku, że pełna nazwa przedsiębiorstwa nie nadaje się do umieszczania na wyrobach. Zdecydował się więc na nic nie mówiącą Japończykom nazwę Sony. Warto przypomnieć, że to, co japońskie, było wówczas synonimem taniego bubla. Podobnie jak Morita postępują dziś polscy producenci.

Dżinsy Americanos, kurtki Alpinus, buty Gino Rossi, portfele Wittchen, kawa Mokate to polskie produkty. Te marki gwarantują wysoką jakość. Obco brzmiące nazwy są dla nich rodzajem rodowodu.

Bonus na starcie
Garnitur od Armaniego, koszula Pierre’a Cardina i buty Gino Rossiego - tak może wyglądać "mundurek" przedstawiciela polskiej klasy średniej. Eleganckie sklepy firmy Gino Rossi w wielkich centrach handlowych przekonują klientów, że nabyli włoskie pantofle. Jedynie najbardziej dociekliwi zauważają informację na opakowaniu, że siedziba producenta nie mieści się w Mediolanie czy Bolonii, lecz w Słupsku. Nie założyli jej Włosi, ale Polacy. - Nazwa pochodzi od imienia i nazwiska jednego z założycieli firmy. Poza tym część sprzedawanych przez nas butów, głównie damskich, naprawdę produkuje się we Włoszech - tłumaczy prezes Maciej Fedorowicz. Założona przed dziewięciu laty w Słupsku firma zatrudnia 300 osób i produkuje rocznie 280 tys. par butów. Ponad 150 tys. par damskich pantofli zamawia we Włoszech.
- Nasza nazwa nawiązuje do historii dżinsów, ale jest też zabiegiem marketingowym - przyznaje Andrzej Pacanowski, szef firmy Americanos. Firma z Legnicy (centrala mieści się w Łomiankach) zdobyła czwarte miejsce na rynku wśród takich marek, jak Levi’s, Wrangler, Diesel czy Lee. Niektórym ankietowanym marka Levi’s wydaje się bardziej polska niż Americanos (głównie dlatego, że większość sprzedawanych w Polsce produktów tej firmy pochodzi z fabryki w Płocku). Americanos zatrudnia około 400 osób, a wyroby firmy są sprzedawane w ponad dwustu sklepach.

Złoty strzał
Niekiedy kariera marki zaskakuje samych pomysłodawców. Od kilku lat uwagę klientów przyciągają eleganckie skórzane etui, portfele, paski, teczki i damskie torebki firmy Wittchen. Można je kupić w kilkuset salonach, w sklepach wolnocłowych na lotniskach, na promach. Większość osób pytanych przez nas o kraj pochodzenia firmy bez wahania wskazuje Niemcy lub Austrię. Tymczasem jej centrala i wzorcownia mieszczą się w podwarszawskich Łomiankach. - Kiedy 12 lat temu zakładałem firmę, w logo wpisałem swoje nazwisko. Zaskoczony reakcją klientów nie dementował plotek dotyczących historii firmy, traktując je jako element kampanii upowszechniania marki. Opłaciło się - Wittchen stał się pod względem sprzedaży jednym z największych europejskich przedsiębiorstw w branży skórzanej.
Właściciele firmy jubilerskiej z Poznania, założonej jeszcze w latach 80., chcieli eksportować wytwarzaną przez siebie srebrną i sztuczną biżuterię. - Potrzebowaliśmy prostej i czytelnej nazwy, łatwo rozpoznawalnej dla klientów i na Zachodzie, i na Wschodzie. Tak powstała marka Yes - opowiada Krzysztof Madelski, prezes ds. marketingu i wspólnik w przedsiębiorstwie. Gdy po 1989 r. branża jubilerska przeżywała w Polsce załamanie, kojarzona z zachodnimi wyrobami firma Yes systematycznie zdobywała rynek. Dziś projektuje i wytwarza autorskie kolekcje złotej i srebrnej biżuterii. Paulina Jagustyn, autorka linii Studio Y, została laureatką europejskiej edycji światowego konkursu projektantów World Facet Award 2001. Yes ma 38 sklepów w całym kraju kraju i zatrudnia 310 osób. W tym roku osiągnie przychód w wysokości 63 mln zł.

Wspinaczka na szczyt
Trafnie wybrana nazwa zapoczątkowała również karierę Alpinusa, potentata na polskim rynku odzieży i sprzętu do turystyki górskiej, dla narciarzy, rowerzystów, miłośników snowboardu. - Nie zastanawialiśmy się nad nazwą. Wymyślił ją w dniu rejestracji spółki nasz radca prawny - wyjaśnia Artur Hajzer, prezes firmy. Alpinusa założył w 1990 r. wspólnie z kolegami himalaistami - Januszem Majerem oraz Ryszardem Wareckim, obecnie akcjonariuszami spółki. Szybko nawiązali współpracę z zagranicznymi potentatami z branży - niemieckim vauDe czy amerykańską firmą Gore. Obecnie 85 proc. sprzedawanych przez Alpinusa artykułów to rodzime wzory. Obco brzmiąca nazwa, wysoka jakość produktów i słone ceny (na początku lat 90. za kurtkę polartec trzeba było zapłacić dwie średnie pensje krajowe, a za odzież z nieprzemakalnego goreteksu - trzy) szybko stworzyły atrakcyjny wizerunek. - Sieć salonów sprzedaży w hipermarketach, w sąsiedztwie renomowanych firm sprawia, że coraz więcej osób utwierdza się w przekonaniu, iż Alpinus jest dobrą międzynarodową marką. Wielu klientów po dokonaniu zakupu jest mile zaskoczonych, widząc metkę "made in Poland" - zauważa Hajzer.
Dziewczęta i młode kobiety dobrze znają sklepy z odzieżą Troll (w Polce są 72 takie placówki). Klientki często są zaskoczone, że szybko zyskująca popularność firma pochodzi z Sopotu. - Na temat powstania nazwy Troll krąży mnóstwo legend. Osoba, która ją wymyśliła, nie chce zdradzić, skąd wzięła pomysł - twierdzi Magda Masny, specjalistka ds. public relations firmy.

Dobre, bo polskie
Nazwa Mokate powstała jako skrót od nazwiska i imion właścicieli firmy z Ustronia - Teresy i Kazimierza Mokryszów. Polacy usłyszeli o niej, gdy na początku lat 90. zaczęła produkować kawę. - To był przypadek. Produkcję cappuccino zaproponowała nam holenderska firma, której przedstawicielkę poznałam podczas podróży samolotem - opowiada Teresa Mokrysz, dyrektor generalny spółki. Za jej sprawą nie znany wcześniej w Polsce napój zrobił oszałamiającą karierę. Nazwa Mokate Cappuccino wskazuje na "włoskie" pochodzenie produktu. - Ludzie są często zaskoczeni, gdy dowiadują się, skąd pochodzi Mokate. Trudno im uwierzyć, że polska rodzinna firma mogła opanować prawie 70 proc. krajowego rynku, na którym działają tak wielkie koncerny, jak Tchibo, Jacobs czy Nestle - mówi "królowa cappuccino".
Także twórcy marki Dr Witt, którą posługuje się zakład z Ustanowa koło Zalesia Górnego, jeden z większych w Polsce producentów soków i napojów, nie spodziewali się, że będzie ona tak istotna w zdobywaniu rynku. - Nazwa miała charakteryzować nasz produkt i kojarzyć się z witalnością, witaminami i naturalnością - wyjaśnia Sławomir Horbaczewski, prezes spółki. Za sprawą podwójnego "t" w nazwie oraz podobieństwa na przykład do niemieckiej marki Dr Oetker wiele osób postrzega firmę jako producenta zagranicznego. - Staramy się mimo wszystko zaprezentować jako rodzimy producent. Uzyskaliśmy nawet prawo używania logo "Dobre, bo polskie" - mówi Horbaczewski.

Czas ekspansji
- Konsumenci przypisują pewnym nacjom określone wyroby: wino musi być francuskie, buty - włoskie, dżinsy - amerykańskie, a piwo - niemieckie lub holenderskie. Importowane wyroby są postrzegane jako lepsze. Dlatego umiejętne wykorzystanie obco brzmiących nazw pomaga szybko zdobyć zaufanie klientów i zbudować silną markę - uważa Mirosław A. Boruc, prezes Instytutu Marki Polskiej.
Coraz częściej firmy, które osiągnęły sukces, starają się sprostać oczekiwaniom klientów, nadając swoim produktom międzynarodowy charakter. Mokate 20 proc. wyrobów sprzedaje do ponad 30 krajów, m.in. do Chin, Australii, Nowej Zelandii i USA. Eksport stanowi około 15 proc. obrotów wadowickiego Maspeksu, który stworzył popularne "zagraniczne" marki cappuccino - La Festa i Italiano, czekoladę do picia La Festa, śmietankę do kawy Cremona. Produkty Maspeksu sprzedawane są na Słowacji i Węgrzech, w Czechach, Rumunii, USA, Kanadzie, Szwecji, Holandii, Danii, Egipcie i Turcji. - W wielu krajach zajmują pierwszą lub drugą pozycję na rynku. W Rumunii i na Ukrainie La Festa stała się synonimem cappuccino - podkreśla Dorota Liszka z Maspeksu. Firma Wittchen, uważana za austriacką lub niemiecką, dwa lata temu uruchomiła eksport właśnie do Niemiec, Czech i Austrii oraz na rynki wschodnie. Wyroby marki Yes kupują Szwedzi, Norwegowie, Finowie, Holendrzy, Niemcy, Austriacy Anglicy, Duńczycy, Szwajcarzy i Amerykanie. Nie byłoby to możliwe, gdyby te firmy poprzestały na obco brzmiącej nazwie. Na międzynarodowych rynkach liczy się przede wszystkim jakość.

Więcej możesz przeczytać w 48/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.