Sierp i młot Italii

Sierp i młot Italii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Chruszczow zmartwychwstał w Italii!
Włoska lewica zmierza na śmietnik historii

Do niedawna potężna włoska lewica podzieliła się na grupki salonowych ubijaczy piany oraz ultrazachowawczych "rewolucjonistów", podpalających kosze na śmieci, żeby zademonstrować wrogość wobec "imperializmu i globalizacji". Im głośniejsi są lewicowi krzykacze, tym bardziej podejrzli-wi stają się włoscy wyborcy. W ostatnich miesiącach nawet liczne gafy i wpadki nie zmniejszyły znacząco poparcia dla premiera Silvio Berlusconiego. Tymczasem następczyni Włoskiej Partii Komunistycznej - partia Lewicowych Demokratów - z trudnością osiągnęłaby dziś siedmioprocentowe poparcie wyborców. Nie pomagają kolejne przetasowania wśród przywódców i nawoływanie do walki z "oligarchą" Berlusconim.

Dogmat nade wszystko
Kiedy 15 lutego Tony Blair i Silvio Berlusconi podpisali w Rzymie wspólny dokument programowy na temat konieczności uelastycznienia stosunków pracy w całej Unii Europejskiej, po lewej stronie włoskiej sceny politycznej zawrzało. Pod adresem Blaira posypały się inwektywy. Nazywano go liderem nowej prawicy, mówiono o definitywnym rozłamie w łonie europejskiej lewicy. Trudno o trafniejsze stwierdzenie. W ostatnich latach bez trudu można rozróżnić dwa zasadnicze nurty lewicy: postępowy i konserwatywny. Pewnie Marks przewróciłby się w grobie, wiedząc, że za postępową uważa się dziś lewicę, która przejmuje recepty liberalne, za konserwatywną zaś tę, która upiera się przy socjalizmie ancien maniŻre.
Linię podziału między tymi nurtami wyznaczył sam Tony Blair. Gdy dowiedział się o atakach postkomunistów włoskich, powiedział: "Z mojego punktu widzenia, z punktu widzenia lewicy postępowej, większa liczba miejsc pracy jest równoznaczna z większą sprawiedliwością społeczną. Praktyka wyraźnie pokazuje, jakimi metodami można dziś zwiększyć zatrudnienie i sprawić, by dobrobyt stał się bardziej rozpowszechniony".
Nowoczesna, dynamiczna lewica nie ogląda się na ideologie. Pragmatycznie stosuje rozwiązania gospodarcze, które przynoszą społeczeństwu największe korzyści. Tą drogą poszli brytyjscy laburzyści, a także niemieccy i skandynawscy socjaldemokraci. Potrzebę zmian rozumieją socjaliści we Francji i w Hiszpanii, ale nie we Włoszech.

Rachunek utraconych szans
Wiele nadziei wiązano z objęciem stanowiska sekretarza postkomunistów przez Piero Fassino, prawie dwumetrowego chudeusza o wdzięcznym przezwisku Grissino di Ferro, czyli Żelazny Paluszek. Fassino znany był jako liberał, pragmatyk, sprawny menedżer partyjny i państwowy, miał duże doświadczenie międzynarodowe. Kiedy objął stanowisko sekretarza, przeszedł nagłą i niewytłumaczalną przemianę. Zamiast języka pragmatyzmu zaczął stosować retorykę co najmniej chruszczowowską, jeśli nie stalinowską. Sromotnie przegrał pierwszą poważniejszą potyczkę polityczną. Zamiast zająć miejsce niewydarzonego lidera lewicowej koalicji Drzewo Oliwne Francesco Rutellego, kiedy baza partyjna zażądała, by się go pozbył, uległ szantażowi koalicyjnych efemeryd. Wymyślił "kompromis": Rutelli pozostanie liderem, ale tylko przez pół roku, a potem zobaczymy. Oznacza to, że za pół roku lewicową opozycję czeka nowa, jeszcze ostrzejsza batalia. Nie wspominając już o niebezpieczeństwie radykalizacji skrajnych frakcji lewicy. Wojna uliczna w Genui, bomby z Mediolanu i Rzymu podłożone najprawdopodobniej przez antyglobalistów są tego alarmującym świadectwem.
I pomyśleć, że wszystko to dzieje się po siedmiu latach rządów lewicy. W dodatku ocena tego okresu mogłaby być per saldo pozytywna. Pod batutą lewicowych polityków Włochom udało się osiągnąć wskaźniki gospodarcze określone w umowie z Maastricht i wejść do strefy euro. To historyczny paradoks: włoska lewica przez 50 lat bezskutecznie starała się dojść do władzy, a kiedy jej się to wreszcie udało, przeżyła prawdziwą implozję i przekształciła się z ogromnej siły politycznej w niewiele więcej niż polityczny plankton.

Reżyser lewicy
Czy włoskiej lewicy pomoże wyłonienie nowego lidera? 2 lutego Lewicowi Demokraci zwołali w Rzymie wiec "w obronie praworządności" (czytaj: przeciw Berlusconiemu). Zamiast spodziewanych nieprzebranych rzesz robotniczych przybyły niespełna trzy tysiące osób. Przemówienia partyjnej wierchuszki nie wzbudzały szczególnego zainteresowania do czasu, gdy na mównicy niespodziewanie pojawił się Nanni Moretti, reżyser filmowy, zdobywca Złotej Palmy na ostatnim festiwalu w Cannes. W płomiennej mowie obarczył Rutellego i Fassino pełną odpowiedzialnością za ostatnią porażkę wyborczą, bo - jego zdaniem - byli zbytnio skłonni do dialogu z prawicą.
Wystąpienie przyjęto owacją. "Moretti for president" - to najpopularniejsze dziś hasło włoskiej lewicy. Recepta słynnego reżysera na zwycięstwo jest jednak mało oryginalna: wyeliminować z gry Berlusconiego, przypominając Włochom, że ma on na koncie liczne machlojki finansowe. Tę samą strategię lewica zastosowała zresztą podczas kampanii przed ubiegłorocznymi wyborami parlamentarnymi. Skutek był katastrofalny - Berlusconi ze swoją partią zdobył absolutną większość zarówno w Izbie Deputowanych, jak i w Senacie.
Kolejna próba zdyskredytowania Berlusconiego prowadzi włoską lewicę wprost na śmietnik historii. Prawda jest bowiem taka, że nawet gdyby Berlusconi osobiście ukradł dwie ciężarówki złota z narodowej rezerwy walutowej, Włosi i tak by na niego głosowali. Berlusconi dał im bowiem coś więcej niż pieniądze. Dał im optymizm, nadzieję, przekonanie, że możliwy jest szybki rozwój, i poczucie, że ich kraj coś znaczy na arenie międzynarodowej. Wskaźnik optymizmu we Włoszech jest najwyższy od 1978 r. A im większy optymizm panuje wśród Włochów, tym gorzej ma się włoska lewica.


Więcej możesz przeczytać w 10/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.