Świadkowie lustracji

Świadkowie lustracji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Spotkanie internetowe z sędzią BOGUSŁAWEM NIZIEŃSKIM, rzecznikiem interesu publicznego
 



Turkus: - Czy nie jest absurdem, żeby o winie i niewinności człowieka, który walczył o wolność, decydował ubek?
Bogusław Nizieński: - Jeżeli sąd przesłuchuje funkcjonariusza byłych służb specjalnych, to może dać mu wiarę albo nie, ale nigdy zeznania takiego świadka nie są decydujące. Nikt też nie może być jako świadek dyskryminowany z tego tytułu, że był takim funkcjonariuszem.
Andy: - Jakie są realne konsekwencje ujawnienia kłamstwa lustracyjnego?
- Pozbawienie na dziesięć lat prawa do pełnienia funkcji publicznych. Nie dotyczy to jedynie sędziów, którzy podlegają tu sądownictwu dyscyplinarnemu.
User: - A co z tymi, którzy od razu przyznali się do współpracy?
- W zasadzie nikt, kto w oświadczeniu lustracyjnym przyznał się do pracy lub służby w organach bezpieczeństwa PRL, nie powinien ponosić konsekwencji.
Stasiu: - Dlaczego tak długo trwa wyjaśnianie sprawy Janusza Tomaszewskiego, który miał podobno złożyć nieprawdziwe oświadczenie lustracyjne?
- To nie ja, tylko sąd przeprowadzi postępowanie.
Jerzy: - Uniewinniony ostatecznie Wiesław Chrzanowski ma do pana osobiście wiele pretensji, którym daje publicznie wyraz...
- Rzecznik wykonuje zadania strony oskarżycielskiej i ma zabiegać o wyjaśnienie wszystkich wątpliwości. I dlatego w sprawie senatora Chrzanowskiego zostało wniesione odwołanie; chodziło o uchylenie orzeczenia sądu pierwszej instancji i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania. Co nie nastąpiło.
Rudnicki: - Co pan sądzi o niedawnej wypowiedzi Lecha Wałęsy, który stwierdził, że nie ma pan prawa lustrować polityków "Solidarności", bo w stanie wojennym pracował pan w Ministerstwie Sprawiedliwości?
W Ministerstwie Sprawiedliwości pracowałem do 13 grudnia 1981 r. 14 grudnia skierowano mnie na przymusowy urlop, bo odmówiłem wystąpienia z "Solidarności" jako wiceprzewodniczący komisji zakładowej w ministerstwie, odmówiłem też podpisania tzw. deklaracji lojalności. Urlop trwał sześć tygodni, po czym zostałem skierowany do orzekania w Wydziale Karno-Rewizyjnym w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie. Nie byłem pewien, czy po 13 grudnia pozostać w wymiarze sprawiedliwości, ale podporządkowałem się stanowisku zajętemu przez ks. biskupa Bronisława Dąbrowskiego, ks. Alojzego Orszulika oraz takich prawników i przedstawicieli "Solidarności", jak Jan Olszewski, Wiesław Chrzanowski, Andrzej Grabiński i chyba także Władysław Siła-Nowicki. Ich zdaniem, należało pozostać, dopóki to możliwe. W lecie 1985 r., po tzw. weryfikacji sędziów, uznano, że mogę być sędzią "pod warunkiem przestrzegania zasad konstytucji PRL". Zrzekłem się stanowiska i do stycznia 1990 r. pracowałem jako radca prawny. Wróciłem, gdy wezwał mnie ówczesny podsekretarz stanu prof. Adam Strzembosz.
Helka: - Jaka partia jest panu najbliższa?
- Na pewno żadna z lewicy. Właściwie nie utożsamiam się z żadną partią. Nigdy nie należałem do PZPR ani organizacji młodzieżowych.
Czyrak: - Ma pan na co dzień kontakt z esbeckimi aktami. Czy zostały celowo zdekompletowane?
- Dopuszczono do potężnego niszczenia akt operacyjnych byłych służb specjalnych, szczególnie w MSW w drugiej połowie 1989 r. Kres temu powinno było położyć rozporządzenie zakazujące niszczenia od 31 stycznia 1990 r. jakichkolwiek akt po Służbie Bezpieczeństwa. Nie wszędzie tego przestrzegano. Straty są ogromne.
Krzysiek: - Co może sprawić, że rzecznik interesu publicznego zdecyduje się postawić komuś zarzut współpracy z SB, jeśli nie istnieje pisemne zobowiązanie?
- Zobowiązanie nie jest warunkiem uznania kogoś za tajnego współpracownika. Zgodnie z instrukcją operacyjną 006/70, jeżeli pozyskany nie chciał podpisać zobowiązania, oficerom operacyjnym wystarczyło, że się zgadzał na samą współpracę.

Więcej możesz przeczytać w 16/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.