Smok połyka tygrysa

Smok połyka tygrysa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy premier Japonii będzie zmuszony popełnić harakiri?
W tokijskich sklepach błyskawicznie tanieją koszulki z podobiznami premiera Junichiro Koizumiego, który jeszcze rok temu uznawany był powszechnie za męża opatrznościowego. Japończycy stracili entuzjazm i wiarę w możliwość szybkich zmian. Po ponad dziesięciu latach recesji zrozumieli, że skończył się największy "cud gospodarczy" powojennego świata, kojarzony z najszybszym wzrostem, największymi rezerwami walutowymi i najzasobniejszymi bankami.

Historia choroby
Początki dzisiejszych problemów sięgają roku 1989. Wówczas zaczął pękać rozdęty ponad miarę balon japońskiej gospodarki. Określenie "balonowa gospodarka" upowszechniło się, kiedy wyszło na jaw, że japońskie banki - filar i symbol finansowej potęgi imperium - przez dziesięciolecia oliwiące hojnymi pożyczkami tryby gospodarczej machiny, same uginają się pod ciężarem niespłacalnych kredytów. Kiedy okazało się, że także fundusz zabezpieczenia depozytów jest pusty, rząd pospiesznie opracował plan ratowania sektora finansowego. Pozwolił on bankom na odpisanie w ciągu trzech lat 600 mld USD złych długów. Na próżno - w miejsce starych kłopotów pojawiły się nowe.
Od początku lat 90. kolejni premierzy próbowali się zmierzyć z wyzwaniami japońskiej gospodarki. Diagnoza została postawiona szybko i nie budziła większych wątpliwości: u źródeł problemów leży wszechwładza wielkich korporacji finansowo-przemysłowych połączona z silnym interwencjonizmem państwa. Banki udzielały firmom miliardowych kredytów według kryteriów ustalanych przez polityków, którzy w ten sposób kupowali sobie względy całych sektorów gospodarki i grup ludności. W efekcie przedsiębiorstwa, które dawno powinny zniknąć, były sztucznie utrzymywane przy życiu, a na dobrą markę Japonii pracowały coraz bardziej obciążone haraczem na rzecz bankrutów flagowe firmy, takie jak Sony, Toyota, Matsushita czy Toshiba.
Politycy deklarowali wolę zmian, ale żaden z kolejnych premierów nie miał dość woli i siły, by przerwać zaklęty krąg. W połowie lat 90. premier Ryutaro Hashimoto przedstawił śmiały plan deregulacji gospodarki i restrukturyzacji sektora bankowego. Już pierwsze niepowodzenia spowodowały jednak, że on i jego następcy uznali za konieczne sięgnąć po wielomiliardowe subwencje dla przemysłu. Nie ratowano tylko japońskiego jena, ponieważ jego niski kurs powodował wzrost eksportu i nadwyżkę w bilansie handlowym.

Junichiro Koizumiego cud mniemany
Groźba klęski w wyborach parlamentarnych latem ubiegłego roku sprawiła, że konserwatywna Partia Liberalno-Demokratyczna (PLD), rządząca Japonią od pół wieku, zdecydowała się wyłonić nowego reformatora. Wybór padł na pięćdziesięcioośmioletniego Junichiro Koizumiego, działacza o opinii nacjonalisty i nietypowych jak na notabla PLD poglądach na sposób uprawiania polityki, a także nietypowym wizerunku - sportowy styl, amerykański luz. Koizumi, zapowiadający rozprawienie się z korupcją na różnych szczeblach władzy i przecięcie powiązań polityki z biznesem, szybko zdobył sympatię Japończyków - popierało go ponad 80 proc. społeczeństwa.
Wybuch entuzjazmu dla niekonwencjonalnego szefa rządu był dowodem na to, jak bardzo japońskie społeczeństwo pragnie zmian. Koizumi ogłosił plany wyeliminowania 163 (!) subwencjonowanych przez państwo korporacji, służących jako lukratywne miejsca zarobkowania dla emerytowanych wysokich urzędników. Firmy te - zwane złotymi lub spadochronowymi - kosztowały podatników 44 mld USD rocznie.
Lista sukcesów Koizumiego nie jest jednak imponująca. Po 11 września premier zdołał przekonać Chiny o potrzebie wysłania japońskich niszczycieli i samolotów bojowych na Ocean Indyjski w ramach wspierania walki z terroryzmem, ale w polityce wewnętrznej napotkał znacznie większy opór. Musiał ustąpić przed własnymi urzędnikami i w końcu stycznia tego roku zwolnił Makiko Tanakę, minister spraw zagranicznych, która dążyła m.in. do ograniczenia wielu urzędniczych przywilejów. Jej dymisja spowodowała gwałtowny spadek cen na tokijskiej giełdzie. Nie dlatego, że inwestorzy żałowali odejścia szefowej dyplomacji o niewyparzonym języku. Oni zwątpili w odnowicielskie intencje Koizumiego.

Samuraje z teczkami
Niepowodzenie reformatorskich dążeń Koizumiego dla osób badających sytuację Japonii nie jest niespodzianką. Na życie tego państwa decydujący wpływ wywierają nie politycy, lecz ośmiusettysięczna armia urzędników. Licząca około 18 tys. grupa urzędników wyższego szczebla sprawuje realną władzę. Przyrównywani są oni do współczesnych samurajów, którzy zamienili miecze na teczki i pióra. Pod ich presją nawet politycy opozycji, którzy w kampanii wyborczej opowiadali się za radykalnymi reformami, po wejściu do parlamentu forsują w swoich okręgach realizację mało potrzebnych projektów, od luksusowych łaźni po kosztowne lokalne autostrady, zwane w Japonii drogami donikąd.
- Japonia nie weszła jeszcze na drogę donikąd - mówi Eisuke Sakakibara, były wiceminister finansów, zwolennik radykalnych reform - ale niemiły dreszcz wywołuje świadomość, że abstrakcyjne do niedawna liczby ilustrujące recesję i górę złych długów zaczynają wpływać na realia codziennego życia. Banki coraz częściej skąpią kredytów i kolejne firmy muszą się poddać prawom rynku. Koncern elektroniczny Aiwa w styczniu tego roku zaczął zamykać fabryki w całej Japonii. Zwolnieni muszą zaczynać wszystko od nowa, często szukają szczęścia za granicą. Urzędy zatrudnienia informują o kolejkach japońskich inżynierów, którzy zgłaszają się do pracy w Chinach, mimo że otrzymują tam pensje o połowę niższe niż w Japonii.
Z kraju ewakuują się też całe przedsiębiorstwa. Kilka lat temu za granicą działało niespełna 20 proc. japońskich firm, dzisiaj - już niemal 30 proc., a ten odsetek wciąż rośnie. 42 proc. spośród ponad tysiąca japońskich koncernów ankietowanych niedawno przez Organizację Handlu Zagranicznego Japonii JETRO wyraziło zamiar przeniesienia części lub całej produkcji do Chin. Jako główny powód podawali tanią chińską siłę roboczą, a także to, że chińscy robotnicy wykazują większą motywację do pracy. "Smok połyka tygrysa" - skonstatowano w ojczyźnie samurajów.

Himalaje złych długów
Japonia stanowi dziś "największy problem dla gospodarki światowej" - twierdzą niektórzy ekonomiści amerykańscy. Politycy wyrażają się bardziej dyplomatycznie, ale i oni - jak Paul ONeil, sekretarz skarbu USA - ostrzegają Tokio, że jeśli szybko nie podejmie kroków zaradczych, może stanąć w obliczu groźby "ekonomicznego wstrząsu". Najczęściej sugerowana recepta na kryzys sprowadza się do wykupienia astronomicznej góry złych długów (według niektórych opinii, Japonia ma na to nie więcej niż rok), deregulacji gospodarki i reformy fiskalnej. Najbardziej palącym problemem jest sytuacja banków. Eksperci finansowi rysują apokaliptyczne wizje "Himalajów złych długów, miażdżących japońską gospodarkę".
Japonia musi się wreszcie odważyć na likwidację nierentownych, nieustannie reanimowanych przez państwo firm i banków. Zatrzymanie normalnego w rozwiniętej gospodarce procesu wymiany "zużytych lub przestarzałych komponentów" zwiększyło liczbę niepotrzebnych firm i uniemożliwiło modernizację wielu sektorów. Właśnie dlatego - twierdzą ekonomiści z firmy Morgan Stanley - Japonia nie weszła w etap gospodarki postindustrialnej.

Japońska rewolucja kulturalna
Rząd japoński wiąże nadzieje między innymi z rewolucją technologiczną. Sceptycy twierdzą jednak, że najpierw trzeba się pozbyć hamulców z innej epoki, a to będzie wymagało przeprowadzenia czegoś w rodzaju "rewolucji kulturalnej". Japonia, podobnie jak wiele innych krajów Azji, jest słabo przygotowana do wyzwań epoki globalizacji, ponieważ ciągle dominuje tam tradycyjna konfucjańska mentalność, w której najwyższymi cnotami są posłuszeństwo wobec przełożonych, hierarchiczny porządek i dyscyplina. Dlatego azjatyckie gospodarki wykazują skłonność do zamykania się i protekcjonizmu, a zarazem ulegają wpływom polityków, podczas gdy współczesny świat wymaga otwartości, elastycznego zarządzania, przejrzystości systemu bankowego i poddania polityki demokratycznej kontroli.
- Naszym problemem jest to, że jesteśmy dość bogaci, by niczego nie zmieniać przez kolejne pięć lat. W ten sposób już istniejące problemy jeszcze się pogłębią - mówi Eisuke Sakakibara. Ta wizja nie musi się jednak spełnić. Historycy przypominają, że wielkie przemiany w Japonii miały charakter rewolucyjny. Restauracja Meiji w 1868 r. przeniosła feudalne cesarstwo w epokę industrialną. Takim samym zaskoczeniem dla Zachodu był japoński cud gospodarczy po II wojnie światowej. Czy współczesna Japonia znajdzie sposób na trzecią modernizację? Jeśli nie, to premierowi Koizumiemu przyjdzie popełnić harakiri. Przynajmniej w symbolicznym rozumieniu tego pojęcia.


Kraj więdnącej wiśni
W zeszłym roku produkcja przemysłowa w Japonii była najniższa od 13 lat. Dwucyfrowy przez wiele lat wskaźnik wzrostu gospodarczego jest dziś bliski zeru - w 2001 r. spadł o 0,8 proc., a prognozy na rok 2002 zakładają dalszy spadek o 1 proc. Bezrobocia w latach 80. prawie nie było, na początku 2002 r. wzrosło do 5,6 proc.
W zeszłym roku zbankrutowało ponad 20 tys. japońskich przedsiębiorstw. Zmniejszają się zamówienia na produkty przemysłu maszynowego, uważane za miernik rozwoju inwestycji w kraju - w roku 2001 ich wartość obniżyła się aż o 22 proc.! Pogłębia się też deflacja, odzwierciedlająca coraz niższy poziom konsumpcji i rosnące zapasy nie sprzedanych towarów. W 2000 r. ceny żywności spadły o 2,5 proc., tekstyliów o 5 proc., a komputerów o 6,5 proc. Ta tendencja utrzymała się w roku ubiegłym.
Coraz gorsza jest sytuacja banków. Wysokość niespłacalnych kredytów oficjalne statystyki szacują na 135 mld USD, ale eksperci giełdowi twierdzą, że tę liczbę należy pomnożyć przez dwa.

Szoguni gospodarki
Ryutaro Hashimoto
Premier od stycznia 1996 r. do czerwca 1998 r. Podjął próbę reformowania słabnącej gospodarki japońskiej, ale nie zdecydował się na redukcję zbyt wysokich podatków, co przesądziło o fiasku jego programu.
Keizo Obuchi
Zmarły w maju 2000 r. premier rządził niespełna dwa lata. Umocnił pozycję PLD w parlamencie oraz rolę Japonii na arenie międzynarodowej. Określano go jako "polityka starej szkoły", niezdolnego do przełamania potęgi weteranów sceny politycznej.
Yoshiro Mori
Sprawował urząd premiera od kwietnia 2000 r. do kwietnia 2001 r. Przedłużający się kryzys polityczny związany z pozostawaniem u władzy niepopularnego premiera przyczynił się do pogorszenia sytuacji gospodarczej kraju i spadku notowań giełdowych.
Junichiro Koizumi
Zapowiadał "koniec pompowania rządowych pieniędzy w gospodarkę". Przedstawił dwuetapowy program ożywienia gospodarki poprzez zaostrzenie warunków udzielania pożyczek przez banki państwowe oraz ich ściślejszą kontrolę.
Więcej możesz przeczytać w 19/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.