Oswajanie smoka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jakie będą skutki przyznania Chinom uprzywilejowanego statusu w handlu ze Stanami Zjednoczonymi?
Prezydent Bill Clinton odniósł jedno z najpoważniejszych zwycięstw politycznych w swojej karierze. Izba Reprezentantów po intensywnej debacie przyjęła ustawę o przyznaniu Chinom klauzuli najwyższego uprzywilejowania w handlu ze Stanami Zjednoczonymi, czyli stałego normalnego statusu handlowego (Permanent Normal Trade Relations). Clinton tym samym uwieńczył swe historyczne dokonania w dziedzinie liberalizacji światowej wymiany towarowej. W tym głosowaniu nie chodziło jednak tylko o handel, ale także o wizję amerykańskiej polityki wobec Chin i miejsce Stanów Zjednoczonych w porządku światowym po zakończeniu zimnej wojny.

Spór toczył się między dyktującą poczynania Waszyngtonu wobec świata komunistycznego koncepcją powstrzymywania a lansowaną przez Clintona polityką zaangażowania. Zwolennicy przyznania Chinom stałych uprawnień w handlu z USA argumentowali, że włączenie tego kraju do światowego handlu wzmocni reformatorów, przyczyni się do otwarcia Państwa Środka i zwiększy przepływ informacji i idei, przyczyniając się do stopniowej demokratyzacji kraju. "Chiny mogą się stać najbardziej niebezpiecznym państwem XXI w. albo państwem współpracującym z międzynarodową społecznością na rzecz bardziej stabilnego i pokojowego świata. Z tego powodu normalizacja jest szansą, której nie możemy odrzucić" - mówił długoletni współprzewodniczący Komisji Helsińskiej, demokrata Steny Hoyer.
Przeciwnicy przywilejów dla Chin - dziwaczne małżeństwo związkowców z federacji AFL/CIO, izolacjonistów, przeciwników globalizacji, działaczy praw człowieka, ekologów i działaczy na rzecz niepodległości Tybetu - wskazywali, że normalny status handlowy dla Chin spowoduje zmniejszenie się liczby miejsc pracy w USA i pogorszenie sytuacji najgorzej wykwalifikowanych i najmniej zarabiających związkowców. Poza tym Chiny zostaną zachęcone do kontynuowania represji wobec Tybetu i opozycji, zadziornej polityki wobec Tajwanu, sprzedaży technologii militarnych państwom objętym międzynarodowymi sankcjami i łamania porozumień handlowych, co przyniesie dalszy wzrost deficytu Stanów Zjednoczonych w handlu z tym krajem.
Ustawa zapewniająca największemu komunistycznemu mocarstwu członkostwo w najbardziej kapitalistycznym z samego założenia międzynarodowym klubie - Światowej Organizacji Handlu - została przyjęta niespodziewaną przewagą 40 głosów (237 do 197). Zatwierdzenie jej przez Senat jest praktycznie pewne. "Ameryka oczywiście nadal będzie broniła swoich interesów, ale na obecnym etapie rozwoju Chin bardziej pozytywny wpływ ma wyciągnięta ręka niż zaciśnięta pięść" - powiedział wyraźnie zadowolony Clinton.
Przeciw przyznaniu Chinom stałych, a nie jak do tej pory przedłużanych co roku, przywilejów handlowych było 73 demokratów, głównie tych, których polityczne losy uzależnione są od poparcia zorganizowanego świata pracy. Po drugiej stronie sali 57 republikanów złamało dyscyplinę partyjną i - głównie z powodów moralnych i ideologicznych - również głosowało przeciwko. Po porażce, jaką było sparaliżowane demonstracjami przeciwników globalizacji ministerialne spotkanie Światowej Organizacji Handlu w Seattle, Biały Dom zrobił wszystko, żeby zapewnić przyjęcie ustawy otwierającej na amerykańskie produkty rynek z ponad miliardem potencjalnych konsumentów. Prezydent, który z globalizacji uczynił kamień węgielny swojej polityki i wbrew swojej partii doprowadził do przyjęcia w roku 1993 układu NAFTA o wolnym handlu z Kanadą i Meksykiem, osobiście przekonywał niezdecydowanych. Na "wątpiących" czekały miejsca obok Billa Clintona w prezydenckim samolocie Air Force One, spotkania w cztery oczy, obietnice pomocy zaniedbanym okręgom wyborczym.
W całej kampanii udział brało 150 pracowników Białego Domu, nie wspominając o setkach lobbystów zaangażowanych przez Amerykańską Izbę Handlu. Oczywiście przywódcy republikanów i bonzowie biznesu, oszołomieni wizją ponad miliarda Chińczyków pijących coca-colę, rozbijających się fordami i oglądających amerykańskie filmy, dzielnie (i hojnie) wspomagali administrację. Pracownicy przedsiębiorstw handlujących z Państwem Środka bądź prowadzących tam działalność gospodarczą byli zachęcani do pisania petycji. Amerykańska Izba Handlu wydała na kampanię (głównie na reklamy) ponad 4 mln USD. Ile przeznaczyły na nią poszczególne firmy - w tym takie giganty, jak Intel, Microsoft, Motorola i Boeing - trudno zliczyć. Według Ośrodka na rzecz Odpowiedzialnej Polityki (Center for Responsive Policy), ustawodawcy, którzy zapowiadali, że będą głosować za, otrzymali od przedsiębiorstw skupionych w lobby Business Roundtable w obecnym sezonie politycznym przeciętnie 46 tys. USD. Przeciwnicy koncepcji musieli się zadowolić tylko połową tej sumy.
Dzięki stałym przywilejom Chiny będą miały takie same prawa, jak wszyscy partnerzy handlowi Ameryki (z wyjątkiem Afganistanu, Kuby, Korei Północnej i ostatnio Jugosławii). W zamian Pekin, który w wymianie ze Stanami Zjednoczonymi ma nadwyżkę ponad 68 mld USD, zgodził się obniżyć cła na towary amerykańskie oraz otworzyć swój rynek. Dotyczy to szczególnie finansów, telekomunikacji, rolnictwa, przemysłu motoryzacyjnego i filmowego. Zyskają na tym przedsiębiorstwa wykorzystujące w produkcji technologie informatyczne i komputerowe (obecnie w cenie amerykańskiego komputera za 1500 USD w Chinach aż 200 dolarów stanowi cło).
Zwolennicy normalnych stosunków handlowych z tym państwem zapowiadają, że w rezultacie normalizacji wartość eksportu USA do Chin wzrośnie do roku 2005 z obecnych 13 mld USD do 27 mld USD. Oczywiście przy założeniu, że obywateli tego państwa, zarabiających dziś przeciętnie 40 centów na godzinę, będzie stać na kupowanie amerykańskich towarów. Wzrost dochodów z eksportu przyczyni się do stworzenia ok. 280 tys. miejsc pracy. Chiny w zamian dostają bardzo mało, "ponieważ - jak stwierdziła w oświadczeniu organizacja amerykańskich eksporterów Business Coalition for US-China Trade - rynek amerykański jest od dawna otwarty na produkty chińskie".
Przeciwnicy ustawy kontrargumentują, że w jej wyniku amerykańskie firmy wykorzystujące w produkcji komponenty wyrabiane w swoich chińskich zakładach, których współwłaścicielami są Chińczycy (często władze bądź armia), po prostu przeniosą swoje fabryki do tego kraju. Spowoduje to utratę 600-870 tys. miejsc pracy w Stanach Zjednoczonych i podwojenie deficytu w handlu z tym państwem. W istocie, zdaniem niezależnych ekspertów ekonomicznych, wpływ tej normalizacji stosunków handlowych na gospodarkę USA o PKB 8 bln USD będzie mało odczuwalny.
Do tej pory Chiny korzystały z klauzuli najwyższego uprzywilejowania, która od 1974 r. po ostrych dyskusjach była co roku przedłużana. Nie cofnięto jej nawet po masakrze na placu Tiananmen w 1989 r. Zdaniem działaczy ruchu praw człowieka, Stany Zjednoczone wyzbywają się ważnego narzędzia nacisku, jakim był coroczny przegląd poczynań władz w Pekinie. "Jeśli zrezygnujemy z niego, nastąpi regres w tej dziedzinie. Tylko presja działa na władze tego kraju" - wskazuje chiński dysydent Wei Jingsheng. Podobnego zdania jest republikanin Frank Wolf (głosował przeciw), który w samym środku więzienia nr 1 w Pekinie zobaczył szyld "Pekińska Wytwórnia Galanterii".
Obawy uspokoiło powołanie specjalnej komisji do dokonywania corocznej oceny poszanowania praw człowieka przez władze w Pekinie i przestrzegania zobowiązań i umów handlowych. W razie ich łamania komisja będzie mogła ukarać Chiny sankcjami zgodnymi z regulaminem Światowej Organizacji Handlu, na przykład wstrzymać kredyty rządowego banku rozwoju eksportu EXIM Bank oraz gwarancje kredytowe Korporacji Prywatnych Inwestycji Zagranicznych OPIC, która ubezpiecza inwestycje amerykańskie w krajach niestabilnych politycznie. Dopiero jednak skład tego organu, wzorowanego na Komisji Helsińskiej, zadecyduje, czy będzie to ciało skuteczne i wpływowe, czy też swoisty środek uspokajający wyrzuty sumienia ustawodawców, którzy mimo wątpliwości głosowali za.

Więcej możesz przeczytać w 23/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.