Talibowie nie chcą koalicji

Talibowie nie chcą koalicji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Afgańscy talibowie odrzucili koncepcję utworzenia w ich kraju rządu koalicyjnego, lansowaną przez Pakistan i popieraną przez USA i Wielką Brytanię. Zwolnili jednak brytyjską dziennikarkę.
Pisze o tym sobotni dziennik pakistański "The Frontier Post", powołując się na proszącego o anonimowość członka władz Talibanu. Powiedział on, że "żaden rząd narzucony z zewnątrz niczego nie osiągnie i skazany jest na klęskę". Rozmówca gazety skrytykował także byłego króla Afganistanu, obalonego w 1973 roku Zahira Szacha. 86-letni władca jest dziś lansowany prze Zachód jako główny kandydat do objęcia władzy w przypadku obalenia talibów.
"Zahir Szach nie jest popularny jako lider. Nie kiwnął palcem, gdy Afganistan toczył (w latach 1979-89) wojnę ze Związkiem Sowieckim i przez ponad 20 lat pozostawał obojętny na cierpienia afgańskiego ludu" - powiedział przedstawiciel talibów.
Dodał także, że wysłannicy przywódcy talibów mułły Omara usiłowali się w piątek spotkać z przebywającym w Pakistanie brytyjskim premierem Tonym Blairem, jednak ze strony Londynu nie nadeszła żadna odpowiedź na ich propozycję. W piątek Blair, podobnie jak wcześniej Stany Zjednoczone, poparł pakistańską koncepcję rządu koalicyjnego w Afganistanie po obaleniu władzy talibów.
Odrzucając postulat podzielenia się władzą, talibowie lekceważą drugie, po wydaniu Osamy bin Ladena, żądanie Amerykanów, którzy gromadzą wojska u granic Afganistanu. Jeden z byłych liderów mudżahedinów, przebywający na uchodźstwie w Iranie Gulbuddin Hikmetiar, powiedział sobotniemu dziennikowi pakistańskiemu "The Nation", że nie ma już nadziei na pokój w Afganistanie. Jego zdaniem Stany Zjednoczone są tak zdeterminowane, by uderzyć na rządzony przez talibów kraj, że nie ma możliwości uniknięcia wojny.
Hikmetiar twierdzi także, że Amerykanie usiłowali się z nim skontaktować i proponowali współpracę, jednak pokonany przez talibów dowódca odmówił. "Powiedziałem im, że stanę w godzinie kryzysu po stronie swojego narodu" - oznajmił.
Według byłego antysowieckiego bojownika, USA zaatakują Afganistan z powietrza z terytorium postsowieckiego Uzbekistanu. "Później nastąpi operacja lądowa, której celem będzie zajęcie afgańskiego terytorium" - powiedział Hikmetiar.
W wywiadzie zapowiedział także, że w wypadku ataku amerykańskiego dojdzie do zmiany układu sił w samym Afganistanie. Część antytalibskiego Sojuszu Północnego przejdzie na stronę swoich przeciwników, by bronić kraju. Sam Hikmetiar chce także czynnie włączyć się do walki. "Negocjuję z talibami i innymi ugrupowaniami na temat przygotowania narodu do obrony Afganistanu" - powiedział. Według niego amerykańska operacja jedynie skomplikuje sytuację - nie tylko w Afganistanie, ale w całej Azji Środkowej.
Tymczasem w piątek wieczorem wylądował w Delhi premier Wielkiej Brytanii Tony Blair. Przybył do Delhi w ramach budowy szerokiej koalicji antyterrorystycznej po wrześniowym ataku na USA, spotka się w sobotę z szefem rządu indyjskiego Atalem Behari Vajpayee'em.
Blair przyleciał do stolicy Indii z Islamabadu, gdzie konferował z prezydentem Pakistanu Pervezem Musharrafem. Wcześniej w Moskwie spotkał się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. W Islamabadzie Blair oświadczył, że zamachy z 11 września nie były zbrodniami przeciwko Zachodowi, lecz przeciwko ludzkości. Z wielkim uznaniem odniósł się do stanowiska Pakistanu, który - jak powiedział - "wybrał właściwą drogę ku demokracji".
Musharraf, który wkrótce po ataku na Nowy Jork i Waszyngton poparł działania tworzonej pod egidą USA międzynarodowej koalicji antyterrorystycznej, oznajmił, że uznaje za wystarczające dowody na powiązania Osamy bin Ladena z zamachami w USA.
Prawdopodobnie w związku z wizytą Blaira w Pakistanie i Indiach przywódca talibów mułła Omar wydał rozkaz uwolnienia aresztowanej przed tygodniem w Afganistanie Yvonne Ridley, korespondentki brytyjskiego "Sunday Express". Informację taką podała w sobotę Afgańska Islamska Agencja Prasowa AIP. Agencja powołała się na ambasadora talibów w Pakistanie mułłę Abdula Salama Zaeefa. Jego zdaniem dziennikarka zwolniona zostanie w sobotę albo w niedzielę.
41-letnią Yvonne Ridley zatrzymano 28 września wraz z dwoma przewodnikami w pobliżu Dżalalabadu, ok. 15 km od granicy z Pakistanem. Według agencji, nie miała przy sobie paszportu i nielegalnie przekroczyła granicę afgańską. W Afganistanie Brytyjce przygotowywano już proces za "nielegalny wjazd" do Afganistanu. Taliban powołał nawet specjalną grupę śledczą, która miała ustalić, czy Ridley jest rzeczywiście reporterką, a nie szpiegiem. W chwili aresztowania Ridley ubrana była w narzucony Afgankom przez talibów ubiór, zakrywający postać od stóp do głów. "Przestępstwo, jakiego się dopuściła, jest bardzo poważne. Zapewne miała złe zamiary, zważywszy, że USA i Wielka Brytania mówią o rzuceniu do Afganistanu oddziałów specjalnych" - mówił przedstawiciel Talibanu ds. informacji, Quadratullah Dżamal.
IrP, pap