Narciarski karnawał

Narciarski karnawał

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pod Wielką Krokwią od rana faluje wielkie biało-czerwone morze kibiców, wyposażonych w piszczałki, trąbki i flagi narodowe. Tłumy fanów Małysza czekają na jego ostateczne zwycięstwo.
"Dziś zobaczymy na własne oczy jak Adam Małysz najdalej skoczy" z  takim transparentem defilują po Zakopanem kibice z Jasła, którzy po wczorajszym konkursie, w którym nasz najlepszy reprezentant był dopiero siódmy, liczą dziś na lepszy wynik. Nadzieje te znacznie wzrosły po zwycięskiej pierwszej serii.
Przed Centralnym Ośrodkiem Sportowym, gdzie mieszkają zawodnicy, gromadzą się łowcy autografów, licząc, że uda im się dopaść swoich ulubieńców. Inni machają malutkimi flagami i wykrzykują imiona zawodników, którym kibicują.

Właściwie ten narciarski karnawał w zimowej stolicy Polski trwa nieprzerwanie od wczoraj. Po sobotnim konkursie przeniósł się spod Wielkiej Krokwi na ulice, gdzie do późnych godzin nocnych można było spotkać kibiców. Zakopane, które zamieszkuje około 27 tysięcy ludzi, pęka w szwach. W mieście jest ponad 100 tysięcy osób.

Entuzjazm ludzi przybyłych, by podziwiać skoczków, zachwycił nawet dyrektora Pucharu Świata w skokach Waltera Hofera. Kibice bawią się fantastycznie, powiedział po sobotnim konkursie.

Nie spisali się natomiast organizatorzy. "Mimo posiadania biletów nie mogliśmy dostać się na stadion i rywalizację oglądaliśmy w telewizji. Gdybyśmy wiedzieli, że taka sytuacja będzie mieć miejsce, nie ruszalibyśmy się z Kalisza" - mówili rozgoryczeni kibice z tego miasta.

O szczęściu może mówić jeden z łódzkich dziennikarzy, który był ubrany w kurtkę łudząco podobną do kurtki noszonej przez organizatorów. "Panie oddaj pan pieniądze za bilety" - z takim okrzykiem ruszył do niego jeden z kibiców, którzy nie dostali się na Wielką Krokiew. Na szczęście dla niego nieporozumienie szybko się wyjaśniło.

em, pap