Kaci Ceausescu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z IONEM CARAMITRU, rumuńskim ministrem kultury, jednym z przywódców Frontu Ocalenia Narodowego w roku 1989 o kulisch rumuńskie jrewolucji



Jacek Potocki: - Czy rumuńska rewolucja roku 1989 wybuchła spontanicznie, czy była przygotowana?
Ion Caramitru: - Plan opracowali komunistyczni dygnitarze, między innymi Ion Iliescu. Przygotowali się oni do zorganizowania zamachu stanu. Wydarzenia w Timisoarze przyspieszyły jednak bieg rewolucji. Ceausescu popełnił zasadniczy błąd, gromadząc 100 tys. ludzi na placu w centrum Bukaresztu. Nie jest tajemnicą, że prawdziwą rewolucję antykomunistyczną, w której uczestniczyłem, zawłaszczyła grupa Iliescu.
- Dlaczego tak szybko zginął Ceausescu?
- Ani ja, ani poeta Spinescu, który wraz ze mną był w strukturach władzy, nie wiedzieliśmy, że aresztowano go 22 grudnia. Zapytaliśmy, dlaczego kraj nie wiedział o wszystkich szczegółach, dlaczego myśmy nic nie wiedzieli. Odpowiedziano nam, że tak musiało być, gdyż w przeciwnym razie nie można by przerwać aktów terroru i pokonać kontrrewolucjonistów liczących na powrót Ceausescu. Jego śmierć w tak dramatycznych okolicznościach jest czarną stroną rewolucji. Chyba zbyt dużo wiedział o tych, którzy później przejęli władzę.
- Dlaczego udało się to byłym komunistom?
- Bardzo łatwo manipulowano wówczas opinią publiczną i to przyniosło sukces grupie byłych działaczy partyjnych. Oni od razu przyłączyli się do rewolucjonistów, do których i ja należałem. Wówczas Iliescu oficjalnie poinformował o swej intencji, by Front Ocalenia Narodowego zmienić w partię. My deklarowaliśmy, że front jest strukturą tymczasową, która chciała jedynie zorganizować w Rumunii pierwsze wybory demokratyczne. Front cieszył się najwyższymi notowaniami opinii publicznej, ale nie było czasu na prawdziwą kampanię wyborczą, postkomuniści więc wygrali. Kiedy sześć lat później przeciwko nim wystąpił cały kraj, doszło do zwycięstwa opozycji demokratycznej.
- Jak to się stało, że znalazł się pan w centrum wydarzeń?
- Było nas wielu: aktorzy, pisarze, studenci. Zbytnio nikt nie wiedział, co się dzieje - najlepszą rzeczą, jaką zrobiłem, było przekonanie ludzi, by wyszli na ulicę. Kiedy funkcjonariusze Securitate i żołnierze stanęli z bronią gotową do strzału, my zaczęliśmy gromadzić tłumy. Rano 22 grudnia poinformowano w telewizji o samobójczej śmierci ministra obrony narodowej, a Ceausescu powiedział, że to był zdrajca. Zrozumieliśmy, że go zabito, bo nie chciał wykonać rozkazu strzelania do ludzi na ulicach. Podbiegłem do dowódcy czołgów i powiedziałem mu: "Ceausescu zabił waszego ministra". Nie uwierzył mi. Staliśmy twarzą w twarz. W pierwszej linii czołgi, za nimi różne oddziały, Securitate w mundurach, za nimi tajne służby w cywilu. A po drugiej stronie my - tysiące ludzi. Wszedł do czołgu, połączył się z dowództwem i chyba otrzymał potwierdzenie. Wyszedł ze łzami w oczach, rzucił o ziemię swoją czapką. Powiedziałem mu instynktownie: "Idziemy do telewizji". Weszliśmy na czołgi i pół godziny później już tam byliśmy. Nadaliśmy pierwszy komunikat. To było ok. godz. 12.30 - tak zaczęła się nasza rewolucja. O szesnastej przyjechał Iliescu z towarzyszami. Odczytali jakiś dokument. Ceausescu jeszcze był wolny. Nie było wiadomo, jaką ma władzę. Czuliśmy ogromne ryzyko i baliśmy się, że zginą kolejni ludzie. Wtedy wszyscy byliśmy sobie bardzo bliscy.
- Jako działacz opozycyjny spoglądał pan również w stronę Polski. Czym była dla was rewolucja "Solidarności"?
- Przyglądaliśmy się Polsce z wielką nadzieją. Dostrzegaliśmy ogromną szansę, jaką Polsce i całemu światu stworzył papież Polak.
- Dlaczego w ciągu ostatnich dziesięciu lat Rumunii nie udało się przeprowadzić reform?
- Nie można zaczynać reform, nie szanując własności prywatnej jako podstawy kultury demokratycznej państwa. Tymczasem byli funkcjonariusze Securitate zaczęli robić interesy, nie pozwolili wejść na rynek kapitałowi zagranicznemu, wszystko zagrabili. Początkowo z powodu braku regulacji możliwe były oszustwa finansowe i podatkowe. Prywatyzację zahamowano, by odwlec reformę wielkich zakładów, skąd pochodził elektorat Iliescu. Po sześciu latach znaleźliśmy się w martwym punkcie. W kraju nie było zagranicznego kapitału, MFW i Bank Światowy przestały udzielać Rumunii pomocy. W końcu postkomuniści zostali skompromitowani politycznie i przegrali wybory. Dostaliśmy w spadku wielkie długi i problemy społeczne. Teraz nie jest tak łatwo wprowadzić w życie mechanizmy gospodarki rynkowej. Ostatnio poprawiła się jednak opinia o Rumunii na świecie, co przybliża nas do celu, jakim jest członkostwo w NATO i w strukturach europejskich.

Więcej możesz przeczytać w 1/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.