Netanjahu: wojujący islam zagraża światu

Netanjahu: wojujący islam zagraża światu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Benjamin Netanjahu (fot. Wikipedia) 
Premier Izraela Benjamin Netanjahu przemawiając w amerykańskim Kongresie stwierdził, że walczący islam jest zagrożeniem dla świata. Netanjahu od kilku dni przebywa z wizytą w USA.
W przemówieniu w Kongresie premier Izraela zaapelował do USA, by nigdy nie zgodziły się na rozwinięcie przez Iran broni nuklearnej, która, jak to ujął, może się znaleźć wszędzie - i w podziemnej kolejce w Izraelu, i jako pociski w Waszyngtonie.

Granice sprzed 1967 roku? Niemożliwe

Komentując wypowiedź Baracka Obamy, który w swoim przemówieniu na temat amerykańskiej polityki na Bliskim Wschodzie zasugerował, że Izrael mógłby wrócić do granic sprzed 1967 roku (oznacza to wycofanie się ze Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu Jordanu, a także ze wschodniej Jerozolimy), premier Izraela stwierdził, że jest gotów do bolesnych kompromisów z Palestyńczykami. Zaznaczył jednak, że Izrael nie wróci do granic sprzed roku 1967, gdyż jest to "nie do obrony". Zaapelował jednocześnie do prezydenta Palestyńczyków Mahmuda Abbasa, by ten zerwał pakt o pojednaniu z radykalnym Hamasem.

"W Judei jesteśmy u siebie"

Netanjahu ponowił znane już propozycje wobec Palestyńczyków, popierając ich niepodległe państwo w granicach umożliwiających jego normalne funkcjonowanie. - Jestem gotów do  poczynienia bolesnych kompromisów, by osiągnąć historyczny pokój. Jest to moim obowiązkiem jako przywódcy Izraela. Nie  jest to łatwe, ponieważ będzie się od nas wymagać oddania części prastarej żydowskiej ojczyzny - podkreślił. Dodał, że Izrael nigdy nie zgodzi się na powrót uchodźców palestyńskich do Izraela i oświadczył i że Jerozolima musi być stolicą Izraela. Powiedział, że "w Judei i Samarii Żydzi nie są okupantami", dając do zrozumienia, że  Izrael ma historyczne prawo do ziem na okupowanym od 1967 r. Zachodnim Brzegu Jordanu. Zaznaczył też, że jego rząd nie będzie rozmawiał z palestyńskim Hamasem, organizacją ekstremistów islamskich, która niedawno zawarła porozumienie z bardziej umiarkowanym ugrupowaniem Al-Fatah o wspólnym utworzeniu rządu.

Premier Izraela zwrócił uwagę, że jeżeli Izrael uznaje prawo Palestyńczyków do  własnego państwa, oni z kolei muszą zgodnie uznać "prawo do państwa żydowskiego". Hamas - przypomniał - nie tylko nie uznaje prawa Izraela do istnienia, ale wręcz wzywa do zabijania Żydów.

"Demokrację popieramy"

Przemówienie premiera było żarliwym apelem o niezłomne poparcie Ameryki dla Izraela, który - jak przypomniał - jest jedynym demokratycznym krajem na Bliskim Wschodzie i najbliższym przyjacielem USA w regionie. Netanjahu zaczął je od podziękowania USA za dotychczasowe poparcie, co odczytano jako dalszą próbę łagodzenia napięcia w stosunkach z administracją Obamy po jego wezwaniu do oparcia rokowań o wizję granic z 1967 r.

Netanjahu wyraził poparcie dla demokratycznych rewolucji w  krajach arabskich. Przypomniał przy okazji, że Arabowie w Izraelu od  kilkudziesięciu lat cieszą się takimi prawami, jakich teraz domagają się demonstranci protestujący w  Syrii, Jemenie i innych krajach "Arabskiej Wiosny".

W reakcji na przemówienie izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu w Kongresie USA, Palestyńczycy zarzucili mu, że stwarza "więcej przeszkód" na drodze bliskowschodniego procesu pokojowego. - To, co zabrzmiało w przemówieniu Netanjahu, nie prowadzi do pokoju - oświadczył Nabil Abu Rudeina, rzecznik prezydenta Mahmuda Abbasa. - Nie ma nic nowego w wypowiedzi Netanjahu poza dorzuceniem przeszkód na drodze prawdziwego trwałego pokoju - dodał.

PAP, arb