Zakaz zabraniania

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Polsce dominuje przekonanie, że problemy społeczne najłatwiej rozwiązuje się mnożeniem zakazów

No to co? No to frugo" - ten slogan reklamowy powinien zniknąć z telewizyjnej
ramówki. Tak zadecydował rząd, kierując do Sejmu projekt zmiany ustawy o 
radiofonii i telewizji. "Zakazana jest reklama nawołująca dzieci i młodzież do 
nabywania produktów i usług" - to jedna z najbardziej kuriozalnych propozycji
noweli. Nielegalne mają się zatem stać reklamy dropsów z witaminą C,
klocków lego, a być może także podpasek ze skrzydełkami. Przecież sięga po 
nie również "młodzież płci żeńskiej", a według reguł obowiązujących w 
Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, młodym człowiekiem jest się do 
chwili ukończenia 35. roku życia (obowiązujące obecnie polskie prawo milczy
na ten temat). Taka analogia jest tym bardziej uzasadniona, że zakaz
telewizyjnej reklamy skierowanej do dzieci i młodzieży przybliża nas do 
czasów totalitarnego społeczeństwa, w którym na kartki kupowano wyroby
czekoladopodobne, a "redaktorem naczelnym" wszystkich mediów był
cenzor z ulicy Mysiej. Co zastanawiające, wielu Polaków, w tym posłowie i 
senatorowie, uważa, że problemy społeczne najłatwiej rozwiązuje się
mnożeniem zakazów. Cóż z tego, że coraz bardziej absurdalnych.


Założeniem promocji soków "Frugo" było uwolnienie nastolatków od "umysłowej tępoty zgredów", w których świecie nie ma miejsca na nowy produkt. Dlatego bohaterem plakatów i reklam telewizyjnych był grafficiarz w czerwonych dżinsach, czarnej koszulce i czapce bejsbolówce odwróconej daszkiem do tyłu. Promocja była skierowana do dzieci i młodzieży w wieku od siedmiu do szesnastu lat, czyli prawie pięciu milionów potencjalnych klientów. Na festiwalu Kreatura 96 akcja reklamowa soków "Frugo" została uznana za multimedialną kampanię roku. Po wejściu w życie nowych przepisów nie mogłaby ona zaistnieć w mediach elektronicznych. Podobnie jak adresowana do generacji X radiowa reklama "podwójnie chmielonego" piwa "10,5". Dlaczego taki przekaz uznano za szkodliwy? Dlaczego nie pozwala się na promowanie wyrobów tytoniowych w radiu i telewizji? Czy nie jest to przejaw dyskryminacji sporej części polskiego społeczeństwa? Przecież akcja "Małolat" (legitymowanie osób poniżej osiemnastego roku życia) uznana została przez Naczelny Sąd Administracyjny za niezgodną z prawem, choć wydawała się prostą receptą na problemy młodzieży nadużywającej alkoholu bądź naruszającej przepisy. Również sprzeczny z konstytucją był pomysł (któremu na szczęście przeciwstawiła się ostatnio większość posłów) ograniczenia w naszym kraju swobody zgromadzeń i manifestacji. Propozycja przewidywała konieczność uzyskania zezwolenia gminy na zorganizowanie demonstracji. Wniosek należałoby złożyć dwa tygodnie przed jej planowanym terminem. Taki zapis w praktyce prowadziłby do tego, że publiczne wyrażanie poglądów zawsze byłoby niezgodne z prawem, a to wykluczyłoby Polskę z rodziny państw demokratycznych.
Tymczasem proponowany przez rząd zakaz reklamy obejmuje taki jej rodzaj, którego nie uwzględnia dyrektywa 89/552/EWG. Polska skorzystała więc z unormowania stanowiącego, że "wobec nadawców podlegających zwierzchnictwu prawnemu [poszczególnych krajów] mogą być ustanawiane surowsze lub bardziej szczegółowe postanowienia". Chcemy być zatem bardziej restrykcyjni niż "zepsuta konsumpcjonizmem Europa". Gdyby nasz parlament uchwalał dekalog, zapewne nie składałby się on z dziesięciu przykazań, lecz z tysiąca. Ostatnio, mimo głośnej kampanii i odwoływania się do Ewangelii, Sejmowi nie udało się zakazać handlu w niedzielę ani ograniczyć godzin pracy supermarketów. Za to sukcesem zakończyła się - na razie w izbie niższej parlamentu - akcja faktycznego zdelegalizowania pornografii. Powinno być zabronione "ukazanie organów płciowych w czasie stosunku" (taką definicję wymyślili posłowie). Pornograficzny byłby więc klasyczny stosunek, lecz już nie film przedstawiający miłość oralną Moniki Lewinsky z organem płciowym prezydenta światowego supermocarstwa oraz igraszki amerykańskiej stażystki z kubańskim cygarem. Przy tych legislacyjnych niekonsekwencjach, budzących zresztą poważne trudności interpretacyjne, warto może byłoby stosować test znany niegdyś brytyjskiemu prawu. Wątpliwy moralnie wizerunek powinien być pokazany dziewięciu mężczyznom (na przykład posłom III kadencji Sejmu). Jeśli co najmniej u pięciu z nich nastąpi erekcja (stosowanie viagry podczas eksperymentu byłoby zakazane), wówczas z całą pewnością mieli oni do czynienia z pornografią. Wtedy do akcji wkraczałby prokurator. Tymczasem w demokratycznym państwie prawa - a za takie uważa się III RP - powinny koegzystować dwie równoważne wartości: "prawo od pornografii" oraz "prawo do pornografii". Tak też było dopóty, dopóki obrońcy publicznej moralności nie zdecydowali się na odzyskanie pola.
Zakaz palenia podczas jazdy samochodem w terenie zabudowanym miał obowiązywać w Polsce od 1 stycznia 1998 r. (równie dobrze mógł być wprowadzony zakaz jedzenia golonki w trabancie lub picia coca-coli light w fiacie punto). Wykreślili go jednak senatorowie, którzy równocześnie zatwierdzili zakaz używania telefonu komórkowego podczas prowadzenia samochodu, jeśli kierowca nie dysponuje zestawem głośno mówiącym. Uznali też, że nie wolno otwierać drzwi samochodu bez wcześniejszego sprawdzenia, czy nie powodujemy tym zagrożenia. Tymczasem bezsensowne przepisy, szczególnie dotyczące reklamy, powodują, że prawo jest ośmieszane. Reklama "Whisky Chivas Regal" pojawia się zatem nie jako promocja alkoholu, lecz w postaci informacji o wzorcu opakowania tego luksusowego alkoholu, podobno masowo w Polsce podrabianego. Wódka "Jan III Sobieski" jest reklamowana poprzez propagowanie sprzedawanej w charakterystycznych butelkach wody mineralnej o tej samej nazwie. Drukowany małymi literami napis "Piwo bezalkoholowe" także pozwala na ominięcie zakazu reklamy napojów wyskokowych. Zaledwie co siódmy ankietowany uważa, że taka promocja zachęca do zakupu piwa bezalkoholowego (badania CBOS z 1997 r.). Żyjemy więc w świecie hipokryzji.
Praktyka ta doprowadziła do tego, że w Sejmie zrodził się pomysł zakazania promocji piwa jako napoju. Do tego jednak nie doszło, podobnie jak do zliberalizowania przepisów i dopuszczenia reklamy tego rodzaju alkoholu. Pojawiły się za to nowe pomysły. Sposobem na cenzorskie zapędy naszych prawodawców było powstanie spółki Bols Sport&Travel świadczącej "usługi w zakresie promocji oraz reklamy, wynajmu jachtów". Głównie polega to na oferowaniu konsumentom "smaku czystej przygody" na "łódce Bols". Podobny chwyt zastosowały koncerny tytoniowe obawiające się wprowadzenia całkowitego zakazu reklamy swoich wyrobów (także w prasie). Swoim logo mogą oznaczać inne towary, na przykład Marlboro - buty i pantofle, Camel - odzież, a Rothmans - artykuły sportowe i zabawki. Do uchwalenia całkowitego zakazu reklamy papierosów jednak nie doszło. Przeważyły racjonalne argumenty - wszelkie ograniczenia sprzyjają powstaniu efektu owocu zakazanego. Gdy w latach 1982-1992 w Portugalii oraz Norwegii zabroniono promocji wyrobów tytoniowych, wzrosła liczba palących - odpowiednio o 21,5 proc. oraz 11 proc. Skuteczne okazały się również argumenty zaprezentowane w oświadczeniu Koalicji przeciwko Cenzurze: "Każde ograniczenie prawa do reklamowania produktów dostępnych w legalnym obrocie handlowym jest równocześnie ograniczeniem praw obywatelskich".
Wybór powinien dotyczyć jednak nie tylko proszku do prania, ale również tego, czy chcemy mieć dziecko. Tymczasem wskutek restrykcyjnych przepisów dotyczących ochrony płodu ludzkiego kobiety, które poroniły, zgłaszają się do urzędów stanu cywilnego z żądaniem wydania aktu zgonu - przecież człowiekiem jest już zygota. Powód jest prosty: w ten sposób można uzyskać zasiłek pogrzebowy. Niedawno zakończył się pierwszy w Polsce proces o tzw. kłamstwo oświęcimskie. Artykuł 55 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej przewiduje grzywnę lub karę do trzech lat więzienia, jeśli ktoś publicznie i wbrew faktom zaprzecza zbrodniom nazistowskim. Pierwszym obwinionym był dr Dariusz Ratajczak, historyk z Uniwersytetu Opolskiego, który napisał: "Możemy więc stwierdzić bez popełniania większego błędu, że cyklon B stosowano w obozach do dezynfekcji, nie zaś do mordowania ludzi". Sprawa została umorzona ze względu na nikły stopień społecznej szkodliwości czynu. Książka Ratajczaka ukazała się w nakładzie 350 egzemplarzy, a zaledwie dwa z nich sprzedano. "Z tego rodzaju wypowiedziami powinno walczyć nie prawo karne, lecz samo społeczeństwo w swobodnej debacie publicznej" - stwierdzono w oświadczeniu Centrum Monitoringu Wolności Prasy.
Niestety, w prawie polskim są takie absurdy, że przepisy łamie nawet premier Jerzy Buzek. Podczas hucznych uroczystości zaślubin z morzem oraz powrotu Kaszub do macierzy szef rządu został powitany chlebem, solą i tabaką. Przyjęcie tego poczęstunku było równoznaczne z naruszeniem ustawy z 9 listopada 1995 r. "o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych", zakazującej produkcji, handlu i zażywania tabaki. Nadal obowiązuje też akt prawny zabraniający jeżdżenia konno po lesie - jest to przestępstwo, gdyż końskie odchody mogą zakwaszać glebę.
Podczas obowiązywania w Stanach Zjednoczonych ustawy prohibicyjnej zakazującej produkcji, sprzedaży i spożycia napojów zawierających więcej niż 0,5 proc. alkoholu (w latach 1920-1933) zginęło w tym kraju 45 tys. osób. Były one ofiarami czarnego rynku: walk między gangami oraz wojny policji ze szmuglerami. A czarny rynek rozrasta się najczęściej wskutek nieżyciowych przepisów. Skoro polskie prawo zakazuje wielu zachowań, które są społecznie neutralne, powinno również zabronić uchwalania bezsensownych zakazów. Jeśli tak się nie stanie, może już niedługo polska młodzież wyjdzie na ulicę, aby protestować przeciwko "godzinom policyjnym", ograniczaniu prawa do informacji o nowych sokach owocowych oraz zakazowi oglądania - nawet pokątnie - fotografii "ukazujących organy płciowe w czasie stosunku". Wtedy zapewne na murach naszych miast pojawi się hasło znane z czasów młodzieżowej rewolty w Paryżu w 1968 r.: "Zabrania się zabraniać".

Więcej możesz przeczytać w 3/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.