Plan Belki, czyli noga z hamulca

Plan Belki, czyli noga z hamulca

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gospodarka nie jest meblem, który można przestawić tam, gdzie nam wygodniej. Jest to mechanizm, który stale żyje, pod warunkiem, że mu się nie przeszkadza - powiedział w ubiegłym tygodniu WPROST wicepremier Marek Belka. Ocenę tę można potraktować jako najkrótsze streszczenie ogłoszonego wczoraj, przygotowywanego od kilku tygodni programu gospodarczego nowego rządu. Zdaniem Belki polska gospodarka powinna w naturalny sposób rozwijać się w tempie 5 proc. rocznie. Przestała się rozwijać, bo powstały przeszkody hamujące przedsiębiorczość. Ich usunięcie powinno przywrócić gospodarce naturalny rytm rozwoju, czyli 5 proc. wzrostu PKB w 2004 r.
Program Marka Belki jest w istocie rejestrem przedsięwzięć zwalniających zaciągane przez ostatnich dziesięć lat hamulce, dzięki którym nasze tempo wzrostu spadło z około 7 do 1 proc. Nie ma w nim tak naprawdę nic odkrywczego. Bo przecież od lat w Polsce mówi się o tym, że trzeba zliberalizować tłumiący przedsiębiorczość kodeks pracy, ożywić budownictwo mieszkaniowe itp. O dawna także pokładano wielkie nadzieje w programie budowy autostrad i dróg ekspresowych. Ciągle były to jednak tylko słowa. Każdy z poprzednich rządów chciał w gruncie rzeczy tego samego, czego teraz chce rząd Leszka Millera. Nie udawało się, bo pojawiały się jakieś przeszkody - a to opór związków zawodowych, a to zbliżające się wybory, a to niekompetencja i opór administracji niższego szczebla, czy spory wewnątrzkoalicyjne.
Czy te same czynniki nie zablokują planu Belki? To już zależy od rządu. Przygotowanie planu (dobrego, najlepszego z możliwych w obecnej sytuacji) to bowiem tylko kawałek sukcesu. Leszek Miller będzie mógł teraz udowodnić, że jest mężczyzną, który potrafi kończyć. Mimo koalicjantów, związków zawodowych, administracji etc. Gdy się nie uda - znajdziemy się tam, gdzie teraz jest Argentyna.
Mirosław Cielemęcki