Wprost nr 10: Kwestia klasy

Wprost nr 10: Kwestia klasy

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Można grać w różnym stylu. Czysto, finezyjnie, ambitnie i jednocześnie skutecznie. Albo oszukiwać, łamać przepisy, faulować – najlepiej tak, by nikt tego łatwo nie dostrzegł. A jak ktoś dostrzeże, odwrócić uwagę, zwalić winę na skopanego. Per saldo jednak faulujący i tak przechodzą do historii jako faulujący. Jakiekolwiek sukcesy by w życiu odnieśli.
Weźmy takiego Claudio Gentile, legendę włoskiej obrony, genialnego obrońcę Juventusu, który setki razy powstrzymywał najostrzejsze ataki. A i tak wszyscy zapamiętają go jako jednego z największych brutali w historii futbolu. Podobnie jak Zinedine Zidane’a, też mistrza świata, z roku 1998 i Europy z roku 2000, który jako kapitan doprowadził swoją drużynę także do finału mistrzostw w roku 2006. W finale strzelił Włochom piękną bramkę, ale mało kto o tym pamięta. Wszyscy za to znają scenę, gdy daje z główki Marco Materazziemu. Potem było śledztwo, wyjaśnienia i  bestseller, w którym prawie ujawnił, czym Materazzi go tak wkurzył. Spora sława, większy wstyd.

Takich historii w futbolu są setki, za każdym razem niczym boska ręka Maradony wykrzywiają finalny wynik. Polski futbol jest o tyle bardziej specyficzny, że pod pańskim okiem PZPN panuje w nim brak jakichkolwiek zasad. Gdyby było inaczej, nie doszłoby do tak wielkiej afery korupcyjnej (od 2005 r. ponad 600 aresztowań!) – a i tak przecież wszystkich prokuratura nie namierzyła. Proceder korupcji – kupowania poszczególnych piłkarzy lub całych drużyn – też nie zniknął. Jest rzadszy – ale soboty i niedziele cudów wciąż nam towarzyszą. Oszustwem (choć tu widać postępującą relatywizację) jest kupowanie piłkarzy z  obcymi paszportami. Nie mówią w języku kraju kupującego, czasem nawet w  nim nie gościli – ale piłkę kopią na tyle skutecznie, że obywatelstwo dostają prawie na siłę. I wchodzą z automatu do drużyny narodowej –  wyprzedzając tych, którzy na to pracowali latami, startując od okręgówki.

Piszę to wszystko rzecz jasna w związku z meczem biało-czerwonych z  Portugalią. Nie wiem, na co patrzyli ci, którzy dostrzegli w  poczynaniach drużyny zapowiedź sukcesu. Osobiście nie cierpię naszego narodowego malkontenctwa, na Euro czekam z wielką radością – mając banalnie proste przekonanie, że druga taka impreza masowa za życia większości Polaków już się nie powtórzy.

Czytaj więcej w poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Wprost"