Latkowski rozmawia z Chalidowem. "W Rosji Czeczen musi być zawsze gotów do walki"

Latkowski rozmawia z Chalidowem. "W Rosji Czeczen musi być zawsze gotów do walki"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sylwester Latkowski i Mamed Chalidow (fot. materiały prasowe) 
Pochodzi z Groznego, ale chciałby walczyć na ringu pod polską flagą. Mamed Chalidow marzy, żeby sprowadzić nad Wisłę swoich rodziców. I coraz rzadziej śnią mu się straszne obrazy wojny, którą przeżył.
 SYLWESTER LATKOWSKI: Jak trafiłeś do Polski?

MAMED CHALIDOW: Przyjechałem w 1997 r. Miałem 17 lat i chciałem się kształcić. Bo u nas, w Czeczenii, trwała wojna i nie było żadnych do  tego warunków. Przyjechaliśmy do Polski razem z kolegami, było nas trzydziestu. Kilku innych pojechało do Egiptu i do Włoch. Polska to był mój wybór i nie żałuję tego. Mieliśmy tutaj ukończyć studia i wrócić do  Czeczenii, żeby odbudować kraj. Takie było założenie, taki był cel.

Wspomniałeś o wojnie. Czy wraca do ciebie jeszcze jej obraz?

Każdy Czeczen widział tę wojnę. Widziałem wojnę i śmierć, nie jest to  nic fajnego. Nikomu tego nie życzę. W 1994 r. widziałem pierwsze akcje, wjazd Rosjan do Groznego. Na szczęście tak mi się to w pamięci zatarło, że już takich strasznych snów jak kiedyś nie miewam. Czasami sobie przypominam jakieś urywki, ale naprawdę bardzo rzadko i bardzo, się z  tego cieszę. Chociaż wiadomo: obraz wojny, śmierć, straszne zniszczenie, takich rzeczy nie zapomina się do końca życia.

Ale nie walczyłeś?

Nie.

Rodzice chcieli cię ochronić i wysłali za granicę?

W naszej tradycji jest inaczej. Głową rodziny, najważniejszą osobą, był dziadek, świętej pamięci, bo już nie żyje. To jego decyzją było, żebyśmy wyjechali do rodzinnej wioski, pięćdziesiąt parę kilometrów od Groznego. Tam byliśmy przez parę miesięcy. Ale Rosjanie zaczęli bombardować okolice. Masakra działa się obok, w Bamucie, tam była rzeźnia. Dziadek miał swój młyn w Rosji, na granicy z Czeczenią. Postanowił, żeby tym razem tam wyjechać. Niestety, po roku dziadek nie wytrzymał ciśnienia. Pewnego dnia w telewizji mówili, że bombardują naszą wioskę rodzinną. Jego serce tego nie wytrzymało i umarł.

Trafiłeś do Wrocławia.

Tam mieliśmy roczny kurs języka polskiego. Przedtem nie znałem w ogóle polskiego. Jedyne słowo, którego się nauczyłem, jak przekraczaliśmy granicę polską, to było „nie rozumiem". Wiedzieliśmy, że jak ktoś coś mówi do nas, to mówi się „nie rozumiem". Uczyliśmy się więc języka od  podstaw.

Jak się czułeś na obcej ziemi?

To było bardzo paskudne uczucie, pusto w środku. Obcy kraj, obcy język, obca kultura. Tęskniłem strasznie za krajem. Uciekałem w sen. Unikałem ludzi. Przesypiałem wtedy całe dnie, przez nerwy pewnie. Pół roku później wyjechałem do Czeczenii na pierwsze ferie zimowe; potem wracałem do Polski. Zatrzymałem się u kuzynki w Moskwie, zadzwoniłem do rodziców i powiedziałem, że nie wrócę do Polski, że za bardzo tęsknię za krajem. Oni powiedzieli, że jak coś zaczynamy, to trzeba to zakończyć, żebym z  honorem i uniesioną głową wrócił do kraju ze skończonymi studiami. Pojechałem więc do Polski, przestałem się rozczulać nad sobą. Z  Wrocławia trafiłem do Olsztyna. Rozpocząłem studia na kierunku zarządzanie i administracja. Byłbym przydatny, gdybym wrócił do kraju. Ale przez tę wojnę wszystkie plany i cele zostały zniszczone.

I zacząłeś walczyć w klatce…

Pod koniec 2003 r. w Olsztynie powstał klub Arrachion Olsztyn, typowy klub MMA. Zawsze podziwiałem tych ludzi, jest to dyscyplina sportowa najbardziej zbliżona do realnej walki. Zacząłem trenować. Wkrótce skończyłem studia, obroniłem pracę magisterską. Zapytałem ojca, co  robić, czy wracać do kraju. Powiedział, że na razie nie mam do czego wracać, więc warto spróbować z tym sportem. On mnie cały czas wspomagał, przez całe studia, i do tej pory wspiera mnie w tym, co robię, teraz już jako mój trzeci trener. Posłuchałem go i zostałem sportowcem, a nie urzędnikiem albo politykiem.

Ile miałeś wtedy lat?

24.

A wcześniej nie uprawiałeś żadnych sportów walki?

Uprawiałem, amatorsko. Nigdy jednak nie startowałem w żadnych zawodach sportowych. Trenowałem taekwondo, zapasy, raz w tygodniu. Po zajęciu się MMA pierwsze swoje trzy walki przegrałem. Miałem wtedy chwile zwątpienia. Myślałem, że się do tego nie nadaję. Ale trenerzy uspokajali mnie, że to tylko brak doświadczenia. Więc trenowałem dalej.

W tamtym czasie ten sport był siermiężny; jak realizowałem film „Klatka", to wszystko się działo gdzieś na uboczu, walki odbywały się w  tajemnicy. Często wokoło krążyli szemrani ludzie.

Wtedy rzeczywiście ten sport był kojarzony z brutalnością, walką bez zasad, klatką. Udało się jednak wyciągnąć go z tego podziemia i pokazać ludziom, że to jest prawdziwy sport i są to prawdziwi wojownicy. To  zrobiła liga KSW. Zaczęło się od walk w restauracji Champions, potem weszliśmy do małych hal. Na widowni bywało 100, 200 osób.

Biłeś się w klatkach?

Tak, ale to było lepsze niż walki w dyskotekach. Bo to dyskoteki były początkiem cywilizowania MMA. Wtedy nikt nie myślał, że ten sport się tak rozwinie w Polsce. Każdy marzył o tym, żeby trafić do Stanów albo do  Japonii. Dzisiaj w Polsce gale wyglądają tak samo jak w Japonii.

W międzyczasie zakotwiczyłeś się bardziej w Polsce, ożeniłeś się z  Polką, masz z nią syna. W którym momencie zdałeś sobie sprawę, że choć jesteś Czeczenem, to jednocześnie w połowie stajesz się Polakiem?

Najważniejszy okres swojego życia spędziłem w Polsce. Studia, rodzina, kariera sportowa. To są rzeczy, które dała mi Polska. Wykorzystałem tę  okazję, możliwości. I teraz kocham ten kraj. Ale nadal jestem Czeczenem. Pokochałem Polskę, bo okazała się dla mnie dobrym miejscem, dobrym wyborem, i ta miłość jest wzajemna.

Odwiedzasz Czeczenię?

Bardzo często, po każdej walce, jeżeli mam dłuższą przerwę. Jeżdżę do  rodziców, do rodziny. Moim marzeniem jest, żeby rodziców sprowadzić do  Polski. Mieć ich tutaj, przy sobie. Będę codziennie rano się budził i  schodził do mamy, do taty, będę codziennie ich widział.

Polska jest naznaczona krzyżem, a ty jesteś muzułmaninem. Niektórym Czeczen kojarzy się z mafią.

Nas tutaj podziwiano. Zaskoczyło mnie to, bo byłem przyzwyczajony do  dyskryminacji w Rosji, kiedy na słowo „Czeczen" było zaraz: bandyta, mafia itd. Ale jak przyjechałem do Polski, to – nie przesadzę – nosili nas na rękach. Wszędzie, gdzie poszliśmy i powiedzieliśmy, skąd jesteśmy, wszyscy odnosili się do nas z sympatią i to mi pokazało, że  może być inne podejście do nas, do Czeczenów. Do Polski przyjechałem taki zdziczały, cały czas „na czuju". Wszyscy tacy byliśmy, cały czas przygotowani na coś złego, spięci, gotowi do walki w razie czego. Bo tak wyglądało nasze życie w Rosji. Gdy tylko ktoś nam ubliżył albo powiedział coś niemiłego, zawsze zaraz były bójki, tak naprawdę zdziczali byliśmy. Dopiero jak przyjechałem do Polski, zrozumiałem, że  można żyć normalnie wśród ludzi, a nie jak jakiś ufoludek, który jest nie wiadomo skąd i którego każdy wytyka palcami. A że jestem muzułmaninem? Nigdy nie miałem problemu, że jestem muzułmaninem, nie  byłem w żaden sposób dyskryminowany. Mnóstwo razy słyszałem, że Polacy są bardzo nietolerancyjni. Ale nigdy nie spotkałem się z tym. Żyję jako muzułmanin w Polsce i praktykuję swoją religię. Tutaj jest tolerancja.

Czym jest w ogóle MMA, wyjaśnij to człowiekowi, który nie ma w ogóle o tym pojęcia.

To jest sport walki. Karate, kick boxing, boks, zapasy – mieszanka tego wszystkiego. Kiedyś był to brutalny sport, bo bili się na gołe pięści i  wszystko było dozwolone. Ale dzisiaj jest inaczej. Jest sędzia, są rękawice, ochraniacze, zasady. Nie zapominaj, że pierwsze mieszane walki były już w starożytnym Rzymie, organizowano je wśród gladiatorów. Dziś świat powrócił do mieszanych sztuk walki. I nie ma tu żadnego teatru. Wszystko jest naturalne, wszystko jest prawdziwe. W Polsce ten rodzaj sportu dopiero dziś robi się bardzo popularny, ale świat już dawno zwariował na punkcie MMA.

Jesteś niekwestionowanym mistrzem MMA w Polsce. Co dalej?

Odniosłem 25 zwycięstw. Przegrałem cztery razy i miałem dwa remisy. Bardzo się cieszę, że ludzie pokochali ten sport. Pokochali tych fighterów. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest, jak to ludzie odbierają. Wchodząc na ring, czujesz ich doping, tę całą siłę, którą przekazują, czujesz, że przeżywają to, jakby sami walczyli. To jest niesamowite. Jak wychodzę na ring i czuję ich siłę, to jestem 300 razy mocniejszy. Ale  przyznaję, chciałbym też spróbować walczyć za oceanem. Fajnie by było reprezentować Polskę i z polską flagą wchodzić do klatki, do ringu i  wygrywać. Przywieźć trofea do Polski.

Rozmowę Sylwestra Latkowskiego z Mamedem Chalidowem w cyklu „Granice kariery" będzie można obejrzeć w Polsat Play w środę, 30 maja, o godz. 21:30 (obejrzyj zwiastun rozmowy - kliknij tutaj).

Wywiad można przeczytać w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".