Hajdarowicz: Lisicki? Pełne zaufanie to ja mam do siebie

Hajdarowicz: Lisicki? Pełne zaufanie to ja mam do siebie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Grzegorz Hajdarowicz, fot. Aleksander Majdański / Newspix.pl Źródło:Newspix.pl
- Dla mnie ludzie, z którymi chcę pracować, mają być rzetelnymi i fachowymi pracownikami - w tym przypadku dziennikarzami - mówi prezes Presspubliki Grzegorz Hajdarowicz odnosząc się do zwolnień w "Rzeczpospolitej".
Prezes Presspubliki przyznaje, że wcześniej nie znał osobiście autora tekstu pt. "Trotyl na wraku tupolewa". - W poniedziałek po południu pierwszy raz w życiu zobaczyłem pana Gmyza. Wcześniej widziałem go dwa-trzy razy w środkach masowego przekazu - mówi.

Hajdarowicz wyjaśnia także, jakie były przyczyny zwolnienia Cezarego Gmyza z redakcji "Rzeczpospolitej". - Ja po prostu zrezygnowałem ze współpracy z panem Gmyzem. W mojej opinii nie przedstawił materiałów, które świadczyłyby, że artykułu "Trotyl we wraku tupolewa" jest prawdziwy - tłumaczy.

- Oczekiwałem, że przedstawi redaktorowi naczelnemu lub komukolwiek z "Rz" - cokolwiek, co upoważniało go do napisania takiego artykułu. Napisaliśmy panu Cezaremu Gmyzowi zobowiązanie o pomocy prawnej i zobowiązanie o nieujawnianiu jego źródeł informacji, ale pan Gmyz po pięciu dniach przyszedł na spotkanie bez potwierdzeń, o które prosiliśmy - dodaje.

Właściciel "Rzeczpospolitej" zaprzecza informacjom, jakoby miał widzieć wcześniej treść publikacji. - Nikt mi go nie dał do przeczytania. Nie mam zresztą takiego zwyczaju. W życiu nie przeczytałem żadnego artykułu przed jego publikacją - podkreśla. - Sytuacja była taka: otrzymałem informację, że jest świetnie udokumentowany w czterech źródłach informacji i sprawdzony jeszcze w paru miejscach, i potwierdzony przez Prokuratora Generalnego materiał, który dotyczy treści społecznie bardzo wrażliwych - dodaje.

- Poproszono mnie, bym się pojawił w Warszawie. Wsiadłem więc do samolotu i przyleciałem z Barcelony do Warszawy. O godz. 0:30 w nocy, przy świadkach, redaktor naczelny Tomasz Wróblewski zapewnił mnie wielokrotnie, że nad tym materiałem pracowała grupa osób - chyba nie padło wtedy nazwisko Cezarego Gmyza. Z tego co pamiętam, to nie - opisuje wydarzenia z nocy poprzedzającej publikację artykułu.

- Dla mnie skandalem jest, że na bazie kompletnego braku informacji bądź informacji niesprawdzonych, można było opublikować w tak poważnym dzienniku na pierwszej stronie taki artykuł - oburza się prezes Presspubliki. - Przeprosiłem czytelników. Absolutnie uważam, że nie mieliśmy podstaw do napisania takiego artykułu. Zdezinformowaliśmy opinię publiczną i za to przeprosiłem, bo uważam że wiarygodność to rzecz najważniejsza - bije się w pierś.

Hajdarowicz pytany, czy w związku z listem jaki wystosowała do niego redakcja "Rzeczpospolitej" i oświadczeniem redakcji "Uważam Rze", której również jest właścicielem ma zaufanie do redaktora naczelnego tygodnika, odpowiada, że "pełne zaufanie to ma do siebie". - U Lisickiego cenię to, że jest redaktorem naczelnym najlepiej sprzedającego się tygodnika w Polsce, choć niekoniecznie muszę się utożsamiać z wszystkimi poglądami zawartymi w "Uważam Rze". Jest to jednak bardzo ciekawy tygodnik i wiem, że wiele osób czyta go z uwagi na jakość - kończy właściciel "Rz" i "Uważam Rze".

mp, onet.pl