Dziennik "Kommiersant" łączy śmierć Radujewa ze zgonem Turpał-Ali Atgierijewa, innego skazanego za to samo przestępstwo (wtargnięcie czeczeńskiego komanda do Dagestanu i pojmanie zakładników w szpitalu w Kizlarze)
"Atgierijew, odbywający 15-letni wyrok w kolonii nr 2, położonej w obwodzie swierdłowskim, zmarł w sierpniu tego roku. Oficjalną przyczyną śmierci była białaczka, jednak krewni znaleźli na jego ciele liczne skaleczenia i zadrapania. Salman Radujew, którego, podobnie jak i Atgierijewa lekarze (w areszcie w Lefortowie) określili jako absolutnie zdrowego, niewiele przeżył swojego wspólnika" - pisze dziennik.
Gazeta powołuje się na głównego lekarza kolonii karnej - Siergieja Borisowa, według którego więzień ani razu nie zwracał się o pomoc do 6 sierpnia, kiedy to zaczęło się u niego krwawienie w przewodzie pokarmowym.
Za możliwą uznał podaną wersję Hasan Baijew - czeczeński lekarz, który uratował życie Radujewowi w 1996 roku. "Salman dobrze wiedział o stanie swojego zdrowia, o tym, że bardzo trudno u niego zatamować krwotok, wiedział czym to grozi" - stwierdził Baijew, dodając, że "nie raz" Radujew miewał krwotoki z gardła.
"Kommiersant" zauważa jednak, że ostatnia choroba Radujewa nastąpiła niedługo po tym, jak pod koniec listopada złożył on zeznania obciążające specjalnego wysłannika Czeczenów na Zachodzie Achmeda Zakajewa, o którego ekstradycję z Wielkiej Brytanii - a wcześniej z Danii - zabiega Rosja, próbując łączyć go m.in. z akcją w Kizlarze. Radujew w listopadzie potwierdził swój udział w tej akcji.
Według "Kommiersanta" śmierć czeczeńskiego bojownika to dodatkowy argument dla obrońców Zakajewa.
"Teraz obrońcy pana Zakajewa mogą oskarżyć rosyjskie specsłużby o to, że biciem wymusili zeznania u świadka Radujewa, a potem sprzątnęli go, żeby +ukryć prawdę+". Jak na złość łączy się to z prostym faktem - anonimowe źródła w kolonii karnej twierdzą, że Radujew zmarł nie w szpitalu, a we własnej celi i że stało się to w dniu, kiedy u więźniów dokonywano rewizji - komentuje gazeta.
"Salman Radujew odmówił podporządkowania się komendzie +leżeć+, po czym któryś ze strażników kilka razy uderzył go pałką albo pięścią po nerkach" - pisze gazeta powołując się na jedno ze źródeł.
"Kommiersant" dodaje, że choć Radujew skazany był na dożywocie, to jego sytuacja nie była beznadziejna. Po 10 latach w obozie pracy mógł ubiegać się o przeniesienie do zwykłego więzienia, po kolejnych 10 latach o kolejne ulgi w traktowaniu, zaś po odbyciu 30 lat kary mógł nawet wyjść na wolność.
"Najprawdopodobniej prawdziwa przyczyna śmierci Salmana Radujewa nigdy nie wyjdzie na jaw, a przynajmniej nie poznają jej jego krewni. Wczoraj (w niedzielę) przedstawiciele ministerstwa sprawiedliwości oświadczyli, że +więzień Radujew zostanie pochowany według instrukcji, zgodnie z obowiązującym ustawodawstwem+, czyli na terenie obozu, w którym odbywał karę, zaś +podstaw prawnych wydania ciała terrorysty Radujewa jego krewnym nie ma+" - komentuje dziennik.
Dziennik "Wriemia Nowostiej" - podobnie jak "Kommiersant" - zauważa, że jeszcze kilka miesięcy temu więźniowi nic nie dolegało i także łączy jego śmierć ze zgonem Atgierijewa.
"Według ludzi znających Radujewa i Atgierijewa, zbyt wiele w ich zagadkowych zgonach wspólnych elementów - pisze +WN+ - (obaj) dowódcy polowi byli wtajemniczeni we wszystkie zakulisowe tajemnice pierwszej kampanii czeczeńskiej (...). Gdy Radujew i Atgierijew dostali się do więzienia, specsłużby prowadziły z nimi operacyjne gierki".
"Tak na przykład fakt aresztowania Atgierijewa FSB ponad miesiąc trzymała w tajemnicy próbując wydobyć z niego potrzebne informacje. Radujew okazał się bardziej +rozmowny+ i udzielał odpowiedzi na wszystkie pytania interesujące prowadzących śledztwo. Wiosną tego roku pozwolił się nagrać na wideo dokładnie omawiając swoje kontakty z Borysem Bieriezowskim oraz kontakty oligarchy z innymi ważnymi separatystami" - przypomina "Wriemia", dodając, że wypowiedzi Radujewa pozwoliły prokuraturze potwierdzić podejrzenia wobec przebywającego w Londynie Bieriezowskiego i oskarżać go o finansowanie Czeczenów.
Podobnie postąpiono - zauważa dziennik - gdy Rosja potrzebowała dowodów przeciwko Zakajewowi. "Jak mówią ludzie znający (Radujewa), w czasie aresztu opowiedział (on) już prawie wszystko co wiedział i teraz - jak widać - po prostu stał się niepotrzebny" - komentuje "Wriemia Nowostiej".
Radujew zdobył wśród Czeczenów sławę w styczniu 1996 dokonując brutalnego wypadu na dagestański Kizlar. Około 250 czeczeńskich separatystów pod komendą Radujewa zajęło szpital z prawie 2 tys. pacjentów domagając się wycofania rosyjskich wojsk w Czeczenii.
Wziąwszy ponad setkę zakładników, terroryści próbowali uciec do sąsiedniej Czeczenii. Wojska rosyjskie osaczyły ich w rejonie wioski Pierwomajskoje, gdzie doszło do regularnej bitwy. W walkach zginęło 78 partyzantów, rosyjskich żołnierzy i cywili. Radujew zdołał wymknąć się z okrążenia.
Został schwytany 12 marca 2000 roku przez siły FSB w czeczeńskiej miejscowości Nowogroznienskij. 25 grudnia 2001 roku Sąd Najwyższy Dagestanu wymierzył mu karę dożywotniego więzienia. 11 kwietnia 2002 roku Sąd Najwyższy Federacji Rosyjskiej odrzucił jego apelację i utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji.
Od lipca czeczeński komendant, wielokrotnie ranny w potyczkach z wojskami rosyjskimi, odbywał karę w Kolonii nr 14 w Solikamsku. Obóz ten znany jest pod nazwą "Biały Łabędź" i cieszy się opinią jednego z najcięższych miejsc odbywania kary.
em, pap