11m2? „To luksusowe więzienie dla singli”

11m2? „To luksusowe więzienie dla singli”

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. materiały prasowe dewelopera 
Ile metrów przypada na przeciętnego mieszkańca Tokio? Niewiele. Japończycy przyzwyczaili się do tego, że swoje potrzeby mieszczą na bardzo niewielkim metrażu. Jeden z wrocławskich deweloperów chce przekonać, że Polacy również mogą się tym zadowolić i proponuje mieszkania między 11 a 27 m2. Czy ten plan może się udać?
- Moim zdaniem nie. To pomysł zupełnie na przekór kulturze europejskiej, w dodatku dezintegrujący społeczeństwo. To dziwaczny chybiony eksperyment – ocenia dr Ewa Pietrzak-Zieniewicz, psycholog z UW. – To m.in. za takie klitki mieliśmy pretensje do socjalizmu - dodaje.

Mieszkam samotnie na 27 metrach. Jeszcze nie śpię w wannie, ale już za chwileczkę, już za momencik.... Kiedyś (w dużym mieszkaniu, nie akademiku) zdarzyło mi się widzieć rower górski wiszący na suficie nad łóżkiem mieszkańca. Na tych jedenastu metrach to co ma wisieć na suficie? Toaleta? (komentarz internauty) 

Niedawno przy ul. Żelaznej w Warszawie miało miejsce otwarcie najmniejszego domu świata, w którym ma mieszać i tworzyć izraelski pisarz Etgar Keret. Jego dom – mieszczący kuchnię, łazienkę i sypialnię, oraz kąt do pracy, wciśnięty w szczelinę pomiędzy dwoma warszawskimi kamienicami – liczy zaledwie 14m2 tyle, że projekt jest instalacją artystyczną a pisarz nie mieszka w nim na stałe.  

W Polsce nie wszyscy jeszcze zdążyli się oswoić z terminem „mieszkanie kompaktowe”, określającym niewielkie 30-metrowe lokale. Mogłoby się wydawać, że Polacy, zwłaszcza pamiętający PRL i trudność ze zdobyciem własnego M2 są zmęczeni przebywaniem na zbyt ciasnych, przeludnionych przestrzeniach. Tymczasem wrocławski deweloper wprowadził na rynek pomysł 11-metrowych apartamentów. To niewiele więcej niż pokój w akademiku, tyle że poza biurkiem i łóżkiem ma się na tej przestrzeni zmieścić też aneks kuchenny i łazienka. – Moim zdaniem te mieszkania to odpowiedź rynku na rzeczywiste procesy, które zachodzą w społeczeństwie, czyli na alternatywne formy związków i układy singielskie. Ci ludzie to spora klientela deweloperów, a cześć z nich stać na niewielkie, ale luksusowe mieszkania dla co najwyżej dla dwójki – ocenia sytuację prof. Marek Szczepański, wykładowca Uniwersytetu Śląskiego i SWPS. 

Chybiona inwestycja?

A jak mówi polskie prawo budowlane? czy 11 metrów może być samodzielnym mieszkaniem? Chyba na zasadzie skromnej kwaterki gdzie kuchnie i łazienki są wspólne. Nie wyobrażam sobie na 11 metrach kw. pokoju z aneksem i łazienką. (komentarz internauty) 

Nowoczesny mikroaparrtamentowiec ma powstać w miejscu 40-letniego gmachu hotelowego we Wrocławiu. Projekt przewiduje maksymalne skompresowanie przestrzeni przy maksymalnie wysokim standardzie. To mniej więcej tak, jak w Japonii, tyle że tam metraż wymuszają warunki przestrzenne – np. w Tokio po prostu fizycznie brakuje miejsca na nowe inwestycje. W Polsce problem polega na czym innym. Polaków nie stać na kupno i utrzymanie dużych mieszkań. Niestety, te najmniejsze też nie są tanie. Za wrocławski apartament trzeba zapłacić minimum 100 tys. zł. Zdaniem dr. Ewy Pietrzak-Zieniewicz to chybiona inwestycja - Widzę tu też niedobrą lokatę kapitału, bo przecież taki metraż nie nadaje się nawet do tego, żeby go sprzedać na biuro. Chyba, że będzie się walić ściany i robić większe mieszkanie metodą wykupywania sąsiadów. To też nieco dziwaczna opcja układania sobie życia – stwierdza. – To m.in. za takie klitki mieliśmy pretensje do socjalizmu - dodaje. 

Może rzeczywiście byłby to jakiś pomysł na mieszkanie przejściowe, gdyby nie cena metra kwadratowego, która jest dość wysoka.  – Jeżeli ktoś dostanie kredyt na 100 tys., to powinien raczej pertraktować z bankiem czy rodziną, wziąć nie 100 a 100 kilkadziesiąt tys. i kupić tych metrów dwadzieścia kilka, być może w mniej komfortowym miejscu, ale za to z metrażem, na którym da się żyć – ocenia psycholog. – Lokale do tych, proponowanych przez wrocławskiego dewelopera były już w czasach gomułkowskich. Nikogo nie integrowały, bo ludzie przychodzili do nich żeby zjeść, wypić pół litra i uwalić się spać. To przypomina hotel robotniczy, tylko tyle, że może z większą ilością urządzeń, chociaż też nie wiem jak je tam nawstawiać na tych 11m2– mówi specjalistka UW.  

To nie jest pomysł dla europejczyka 

Nie dajcie nam pracy, zamknijcie nas w puszkach. I czekajcie na "dziękuję" (komentarz internauty)

Zdaniem specjalistki UW pomysł tak małych apartamentów jest na przekór kulturze europejskiej.  – Tak mała przestrzeń może się przyczynić wyłącznie źle do prawidłowego funkcjonowania w sensie psychologicznym - ocenia. – Poza tym jest tu jeszcze jedno założenie, zupełnie w poprzek kulturze europejskiej. Na tak małych przestrzeniach człowiek nie ma czegoś takiego jak dom, gniazdo rodzinne, miejsce, które jakoś sobie przyjaźnie urządza, żeby w nim odpoczywać również psychicznie. Jest tylko miejsce do spania, ewentualnie do poklikania na komputerze, jeżeli ktoś tak pracuje – zauważa psycholog.  Według Pietrzak-Zieniewicz takie mieszkanie wybiera albo ktoś z głębokiej konieczności albo ktoś, kto specjalnie nie potrzebuje kontaktu z innymi ludźmi.

Specjalistka zauważa, że w żaden sposób nie sprzyja to pogłębianiu kontaktów społecznych. – Nasza kultura od czasu do czasu zaprasza do domu na kawę czy herbatkę. Poza tym mamy tradycję świąt. Nie bardzo widzę jak można by na te 11m wstawić choinkę i przyjąć chociażby dwójkę przyjaciół – stwierdza. Jej zdaniem Europejczycy mają też potrzebę gromadzenia bibelotów, pamiątek, urządzania sobie wnętrza tak, żeby jakoś ich indywidualnie wyróżniało. – Mam wrażenie, że to tradycja ładna i dobra i jako społeczeństwo wszyscy w swoim czasie zaprotestowaliśmy przeciwko socjalistycznym pomysłom, że mieszkanie ma służyć tylko temu, żeby się przespać i zagotować herbatę, a wszystko inne załatwimy w zakładzie pracy. To nam nie wyszło. Może będą single, którym ten pomysł się spodoba, ale na dłuższą metę będzie to raczej popierało ten nurt dezintegrujący życie rodzinne – ocenia. 

Opcja dla singla

 Tak jest w wielu krajach. Nie wszyscy są zwolennikami wielkich przestrzeni. Mam 15 m i pełny komfort. (komentarz internauty) 

Ze stwierdzeniem psycholog, nie zgadza się do końca prof. Szczepański. Jego zdaniem, nie możemy ignorować faktu, że w społeczeństwie jest coraz więcej osób deklarujących się jako single.  – W tej chwili to 2,4 proc dorosłych Polaków. Te lokale nie zachęcają do rodzinności, ale musimy przyjąć do wiadomości, że mamy nowe formy życia rodzinnego lub osobistego. Singiel to jednak pewna grupa społeczna. Istnieją też LAT-y, czyli living apart together To dwójka ludzi, którzy są ze sobą, ale mieszkają osobno, są dość zamożni, ale wiodą odrębne życia, będąc w związku. Właśnie oni mogą zaludniać takie niewielkie apartamenty – mówi socjolog. – Są  tez DINK-sy double income no kids – czyli związki, deklarujące, że nie chcą mieć dzieci. Im też 27 metrów na początek drogi może wystarczyć. Czym innym jest oczywiście polityka prorodzinna, bo tej de facto nie ma – kontynuuje.  

Zdaniem profesora takie mieszkania to świetny pomysł, przy coraz większej ilości singli i ludzi mieszkających już bez dzieci. 

 Samotność w tłumie 

To istny horror. A tak się wyśmiewano z całkiem porządnego budownictwa w l.60-tych i 70-tych. Mieszkam właśnie na takim osiedlu z l.50-tych. Mieszkanie 48 m2, rozkładowe, 2  pokoje, wygodna kuchnia z oknem, łazienka i do tego dość obszerna komórka będąca zakończeniem przedpokoju.W przedpokoju szafa w ścianie.Piszę ten komentarz w mniejszym pokoju, mającym 12m2, rozglądam się dookoła i nijak nie mogę sobie wyobrazić na tym metrażu luksusowego "mieszkanka". Jest tu łóżko, biurko, szafki, komódka, regał, telewizor na ścianie, fotel obrotowy i mały stoliczek pod oknem. A gdzie miejsce na mycie,gotowanie? Absurd, bzdura, chichot, paranoja,WSTYD!!! (komentarz internauty)

Szczepański podkreśla jeszcze jedną kwestię. W takich warunkach łatwo o styl życia, który w socjologii nazywany jest samotnością w tłumie. – Obok takiego singla są mieszkańcy podobni do niego, a okazują się być obcymi. Ludzie w tych swoich łupinach są blisko fizycznie, a jednocześnie bardzo daleko psychicznie. To jakaś kopia zamykania się w swoim własnym świecie, bez otwarć na zewnątrz, poza pracą. – mówi. 

Na społeczny, czy też raczej aspołeczny aspekt lokali tego typu wraca też uwagę Pietrzak-Zieniewicz. – Ten pomysł może wypali w tej chwili, ale nie sądzę, żeby miał przyszłość i że ludzie, którzy się na niego zdecydują, będą zadowoleni. Nawet ci młodzi single nie będą przecież młodnieć i od czasu do czasu będą się pewnie chcieli łączyć w jakieś pary. A warunki mieszkaniowe mogą być pretekstem, żeby się nie łączyć. To jest jakiś dziwaczny, bo bardzo drogi eksperyment, a przecież nie jest skierowany do ludzi zamożnych – mówi. 

 – To rodzaj luksusowego więzienia, zwłaszcza, jeżeli na tych 11m2 miały pomieszkać dwie osoby. Nie bardzo widzę, do kogo skierowana jest ta oferta. Nie dla zamożnych albo średniozamożnych, bo taki metraż to przecież klaustrofobia. Dla biedaków też nie, bo cena metra usadza w fotelu - stwierdza psycholog.