Nadzieja Irlandii

Dodano:   /  Zmieniono: 
W czasie Wielkanocy 1998 r. świat z nadzieją witał porozumienie pokojowe w sprawie Irlandii Północnej
Rok później gdy bombowce NATO atakowały cele w Jugosławii uczestnicy antyzachodnich demonstracji w Belgradzie wykrzykiwali hasła poparcia dla Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Zapewne liczyli na sprowokowanie akcji odwetowych Irlandczyków wobec armii brytyjskiej. IRA nie jest jednak skora by chwytać znowu za broń albo podkładać bomby.

Od roku w Irlandii Północnej wprowadzane jest w życie porozumienie pokojowe - bardzo skomplikowane jeżeli chodzi o szczegóły ale ogromnie proste w założeniach. Można je streścić w trzech słowach: rządźcie się sami. Konflikt w Ulsterze trwał przez trzydzieści lat pochłonął trzy tysiące ofiar. Nie można przedstawić go ani streścić jedynie w kategoriach powstańcy-okupanci agresorzy-obrońcy albo najprościej: dobrzy i źli choć poza Wielką Brytanią bardzo często słyszy się daleko idące uproszczenia. Trzeba było ćwierćwiecza by walczące strony zrozumiały że nie uda się rozwiązać konfliktu siłą należało więc szukać innego wyjścia. Na początku lat 90. Londyn zadeklarował że "nie ma strategicznego interesu w Irlandii Północnej". Oznaczało to że Brytyjczycy gotowi są do kompromisu. Liczyło się również stanowisko rządu w Dublinie. Irlandzkie władze nie chciały by brytyjski problem z mniejszością katolicką w Ulsterze stał się ich problemem z mniejszością protestancką w Irlandii; terrorystyczne bomby zamiast w Londynie wybuchałyby wtedy w Dublinie.
Kompromis w końcu osiągnięto nie bez wydatnej pomocy z zewnątrz. Funkcję negocjatora i arbitra pełniły Stany Zjednoczone a były amerykański senator George Mitchell sprawnie tonował emocje i argumenty stron. Po wcześniejszym rozejmie ogłoszonym przez IRA na Wielkanoc 1998 r. republikanie lojaliści Londyn i Dublin mogli ogłosić światu że osiągnięto porozumienie. Wielkopiątkowy pokój przypominał dzielenie tortu - każdy myślał że dostał największy kawałek. Lojaliści byli zadowoleni gdyż dostali gwarancje że nie zostaną wbrew swej woli odłączeni od Wielkiej Brytanii republikanie - bo według nich był to pierwszy duży krok do zjednoczenia Irlandii. Władze w Londynie i Dublinie cieszyły się ponieważ w prowincji pojawiły się wreszcie szanse na spokój a mieszkańcy Ulsteru dostali największy prezent - nadzieję na lepsze jutro. W nagrodę za wysiłki unionista David Trimble i republikanin John Hume uhonorowani zostali Nagrodą Nobla.
W praktyce porozumienie zakładało utworzenie ogólnoirlandzkich instytucji a także proporcjonalne wybory do lokalnego parlamentu prowincji który dysponowałby względnie dużą władzą i wyłonienie egzekutywy - rządu złożonego z przedstawicieli wszystkich partii prowincji. Republika Irlandii przestała rościć sobie prawa do Irlandii Północnej co wymagało nowelizacji konstytucji. Londyn praktycznie zagwarantował Ulsterowi autonomię. Przeprowadzone w następstwie porozumień referendum potwierdziło że zdecydowana większość mieszkańców prowincji popiera wielkopiątkowe ustalenia.
Euforia nie trwała jednak długo. Zaczęły się pojawiać problemy. Najpierw rozłam wśród lojalistów - choć nigdy nie byli zwartą i zjednoczoną siłą łączyła ich protestancka tradycja i niechęć do republikanów. Teraz największa partia protestancka - Ulsterscy Unioniści - podzieliła się. Dylemat dotyczył tego jak traktować byłych wrogów - jako morderców czy partnerów. Skrajni protestanci pod wodzą pastora Iana Paisleya zdecydowanie odrzucili porozumienie.
Wkrótce porozumienie przeszło pierwszy poważny test. W Portadown policja zarządziła zmianę trasy prowokacyjnego marszu protestanckiego "zakonu" oranżystów żeby nie antagonizować katolików. Oranżyści nie usłuchali. Doszło do starć. Przez wiele dni policyjne zapory były atakowane przez rozwścieczonych lojalistów. Wydawało się że wypracowane z takim trudem porozumienie legnie w gruzach. Trzeba było kolejnej tragedii i ofiar żeby znalazło się rozwiązanie. Na fali nienawiści lojalistyczni bojówkarze podpalili dom w katolickim osiedlu w hrabstwie Antrim. Zginęło trzech małych chłopców. Po tej tragedii i powszechnym oburzeniu jakie wywołała bezsensowna zbrodnia większość oranżystów zrezygnowała z demonstracji chociaż najbardziej twardogłowi nadal koczowali domagając się "obywatelskiego prawa do przemarszu".
Także wśród republikanów pojawili się niezadowoleni. Dla ekstremistów rozmowy Sinn Fein z protestantami i Londynem oznaczały zdradę. Jedna ze skrajnych organizacji republikańskich przeprowadziła największy i najkrwawszy zamach terrorystyczny w historii Irlandii Północnej. Wybuch bomby w centrum handlowym miasta Omagh zabił 29 osób. Było kilkudziesięciu rannych. Perfidia tej zbrodni nie pozostawiała wątpliwości że sprawcom zależało na zniszczeniu nadziei na pokój. Tak się jednak nie stało. Wręcz przeciwnie - powszechne stało się przekonanie że należy za wszelką cenę szukać sposobów by pogodzić republikanów i lojalistów. Niedawno świat obiegły zdjęcia ze ślubu pary której zamach uniemożliwił wesele. Oboje - pokryci bliznami - stanęli w końcu na ślubnym kobiercu. Kamery starały się nie eksponować ran a jedynie pokazać uśmiech i szczęście na ich twarzach.



Północnoirlandzkie porozumienie pokojowe można streścić w trzech słowach:
rządźcie się sami


Blizny są w Irlandii Północnej widokiem codziennym. Mimo porozumienia w prowincji nadal dochodzi do aktów przemocy. Władze są bezsilne wobec "karnych pobić" stosowanych głównie w społecznościach robotniczych republikanów i lojalistów. Dlatego też nie traktują wypadków "karania odszczepieńców" jako naruszenia porozumień pokojowych. Do brutalnych aktów przemocy dochodzi w obu grupach które wymierzają "sprawiedliwość" swoim. Zwykle kilku zamaskowanych mężczyzn wpada do domu ofiary którą biją na oczach rodziny czasami strzelają w nogi. Paramilitarne organizacje twierdzą że ich ofiary dopuściły się przestępstw są winne "antyspołecznego zachowania" handlują narkotykami itp. Liczba takich napadów wprawdzie się zmniejsza - 326 w 1996 r. i 213 w 1998 r. - ale proceder ten nie ustaje. Tylko w styczniu tego roku było 28 napadów. Jeden z poszkodowanych powiedział później: "Powiedzieli mi że mnie zabiją. Leżąc na podłodze usłyszałem wybuch. Obudziłem się w szpitalu - nie miałem nóg". Problem w dużej mierze polega na braku zaufania do ulsterskiej policji. Poszczególne grupy społeczne wierzą bardziej w efektywność "ludowego" wymiaru sprawiedliwości niż w oficjalne instytucje.
W ostatnich tygodniach pojawiły się znowu głosy wzywające do reformy sił policyjnych w Irlandii Północnej. 93 proc. funkcjonariuszy Royal Ulster Constabulary to protestanci. Katolicy nie mają zaufania do lokalnej policji. Uważają że pomaga ona paramilitarnym organizacjom lojalistów. Równocześnie bardzo trudno zachęcić katolików by wstępowali do policji. Należy pamiętać że IRA niejednokrotnie karała śmiercią katolików którzy podjęli pracę w RUC.
W marcu zamordowany został kolejny były członek IRA będący policyjnym informatorem. O groźbach zamachu na życie właśnie ze strony policji mówiła też Rosemary Nelson adwokatka republikańska która zginęła w zamachu 15 marca. Jechała po dziecko do szkoły gdy w jej samochodzie wybuchła bomba. Do zbrodni przyznała się jedna z organizacji lojalistycznych. Szef RUC do prowadzenia śledztwa sprowadził inspektora z Anglii i zaprosił obserwatorów z FBI wszystko po to by uniknąć podejrzeń że sprawa zostanie zatuszowana a sprawcy nigdy się nie znajdą.
Dwa dni po tym zamachu na słynnej protestanckiej ulicy Belfastu Shankill Road zginął zamordowany jeden z prominentnych lojalistów. Na polityków padł strach. Wszyscy z obawą zadawali sobie pytanie czy spirala zbrodni rozkręca się na nowo. Okazało się jednak że jego śmierć była wynikiem wewnętrznych porachunków wśród protestantów.
W Irlandii Północnej nie zaniechano przemocy. Porozumienie pokojowe wytyczyło tylko drogę którą budują politycy. Jest jednak na niej wciąż bardzo wiele przeszkód. Największa z nich to problem zdania broni przez organizacje paramilitarne. Premier lokalnego rządu Irlandii Północnej noblista David Trimble przywódca największej partii w prowincji Ulsterskich Unionistów wciąż odmawia podania ręki Gerry?emu Adamsowi przywódcy republikańskiej partii Sinn Fein politycznego skrzydła IRA i sprzeciwia się dopuszczeniu go do udziału w rządzie prowincji. "Podanie ręki ma sens tylko wtedy gdy nie ma w niej broni. Pan Adams nie może tego zrobić bo ma trzy tony semteksu 500 albo 600 karabinów AK-47 i Bóg wie ile czego jeszcze".
Problem z oddaniem broni polega na tym że republikanie nie chcą się zdać na łaskę swoich wrogów. Protestanci z Loyalist Volunteer Force oddali symbolicznie część broni która została następnie zniszczona. Były nadzieje na to że IRA postąpi podobnie. Tak się jednak nie stało. Mimo wyznaczenia daty rozpoczęcia rozbrajania mimo rozmów z Londynem Dublinem i z Amerykanami republikanie nie oddają broni. Obecnie na linii Londyn-Dublin-Waszyngton-Belfast prowadzone są bardzo intensywne rozmowy w celu wypracowania kolejnego kompromisu. Bez rozbrojenia nie powstaną lokalne władze a bez tego w Ulsterze nie będzie pokoju. Brytyjski premier Tony Blair w rocznicę porozumień wielkanocnych powiedział: Zaszliśmy za daleko by się cofać. Gdybyśmy mieli odebrać ludziom nadzieję na pokój w Irlandii Północnej byłaby to największa zdrada jaką można sobie wyobrazić". Następny termin osiągnięcia porozumienia w sprawie rozbrojenia wyznaczony został na 13 kwietnia. Nikt nie dopuszcza nawet myśli że może to być data pechowa.
Więcej możesz przeczytać w 16/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.