Strażnik świata

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie będzie wielkiego święta z okazji półwiecza NATO
Nie czas na szampana, choć od dawna planowano w Waszyngtonie triumfalną fetę z udziałem największej liczby przywódców państw od czasu pogrzebu prezydenta Johna Kennedy?ego. Wszystko po to, by uczcić zwycięstwo w zimnej wojnie nad ZSRR i przyjęcie nowych członków do sojuszu: Polski, Czech i Węgier. Zatwierdzenie nowej koncepcji strategicznej NATO na jubileuszowym szczycie miało przypieczętować kluczową rolę sojuszu w nadchodzącym stuleciu - jako podstawowego gwaranta bezpieczeństwa i stabilności na świecie. Nikt nie ma wątpliwości, że sytuacja nie sprzyja dziś rocznicowym festynom; nie będzie go więc także w Warszawie.
- Interwencja, a nie integracja jest teraz na porządku dnia - mówi dla "Wprost" Jacques Rupnik, dyrektor paryskiego Centrum Studiów i Badań Międzynarodowych. Amerykańscy dyplomaci są przygnębieni i nieoficjalnie przyznają, że ostatnie tygodnie przesłonią ciemnymi chmurami całe pięćdziesięciolecie. Wprawdzie wielki zjazd polityków nie powinien się zamienić w stypę, ale zamiast pompatycznej uroczystości w Waszyngtonie odbędzie się raczej robocze spotkanie, zdominowane przez wydarzenia w Jugosławii. Na peryferiach Europy, w maleńkim Kosowie, najpotężniejszy sojusz wojskowy świata przechodzi najcięższą próbę w swej historii. Operacja w Kosowie może bowiem zadecydować nie tylko o losach skrawka bałkańskiej ziemi i jej nieszczęsnych mieszkańców. Określi też przyszłość samego paktu i Europy, wpłynie na ustanowienie nowego porządku światowego. "W swoje 50. urodziny NATO musi zwyciężyć" - napisał brytyjski premier Tony Blair w tygodniku "Newsweek".
Wchodząc do sojuszu, Polska liczyła na twarde gwarancje bezpieczeństwa w postaci atomowego parasola i żelaznej zasady muszkieterów: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Teraz jesteśmy jednym z gwarantów tej reguły. O własne bezpieczeństwo będziemy musieli zabiegać, nadstawiając głowy polskich żołnierzy w Kosowie albo gdzieś indziej. Jak już bywało w historii: "za wolność waszą i naszą". Oglądając obrazy wojny w telewizyjnych serwisach informacyjnych, musimy zdać sobie sprawę, że już wkrótce wśród ofiar konfliktu mogą się znaleźć Polacy. Jako świeżo upieczeni członkowie NATO występujemy w obronie praw człowieka i cywilizowanych zasad międzynarodowego współżycia. Nie jest to zadanie z gatunku łatwych i przynoszących splendor. Nie tylko dlatego, że jesteśmy krajem o ograniczonych możliwościach ekonomicznych, technologicznych i militarnych. Na razie możemy wysłać w rejon konfliktu zaledwie jeden samolot transportowy, nie wspominając nawet o maszynach bojowych. Idzie jednak przede wszystkim o to, że perspektywa "umierania za Kosowo" staje się coraz bardziej realna.
Naloty samolotów sojuszu przeciwko siłom serbskim powodują prawdopodobnie ogromne zniszczenia. Jak wielkie - nie wiemy, gdyż brak w pełni wiarygodnych informacji o skutkach działań każdej ze stron konfliktu. Pewne jest, że najważniejszy cel bombardowań nie został osiągnięty. Nie udało się powstrzymać exodusu kosowskich Albańczyków, czystek etnicznych, zapobiec rzeziom i gwałtom. Bombardowania nie złamały wojowniczego reżimu w Belgradzie ani oporu sił serbskich. Przeciwnie - dały Serbom pretekst do odwetu na albańskich cywilach. Na dalszą metę ataki NATO z pewnością ograniczą możliwości działania serbskiej armii, lecz na razie - niestety - powiększają jeszcze liczbę ofiar i cierpienia ludności cywilnej.
Nie było innego wyjścia. NATO musiało zaatakować, by uratować resztki wiarygodności i udowodnić swą skuteczność. W 1993 r. Bill Clinton nie dotrzymał słowa. Interwencji w Bośni nie było. Skończyło się na stu tysiącach ofiar, a pokój w Dayton umocnił dwóch dyktatorów - Milo?sevicia w Serbii i Tudjmana w Chorwacji. Taktyka unikania zwady z agresorami przynosi dziś zgniłe owoce w Kosowie. Tym razem interwencja zbrojna stała się nieunikniona, ale czy i ona nie wpisuje się w pechową logikę działania wspólnoty międzynarodowej: za późno i za mało?
Teraz NATO, chcąc nie chcąc, musi zmienić cele operacji i środki zmierzające do ich osiągnięcia. Masakrom w Kosowie nie będzie końca dopóty, dopóki Milo?sević pozostaje serbskim przywódcą. Powstrzymać rzezie zdolne są tylko wojska lądowe sojuszu. Milo?sević zdaje sobie z tego sprawę i usiłuje za wszelką cenę zniechęcić NATO do takiego kroku, pokazując, że konflikt może się łatwo rozszerzyć na kraje sąsiednie i strasząc widmem wojny partyzanckiej. Wojska sojuszu już faktycznie gwarantują bezpieczeństwo krajów graniczących z Kosowem.
Wraz z komplikowaniem się sytuacji wojskowej w krajach NATO narasta świadomość politycznej porażki. Operację w Jugosławii sojusz rozpoczął samodzielnie, bez zgody ONZ, ponieważ nie otrzymałby jej ze względu na sprzeciw Rosji i Chin. "NATO nie może być zakładnikiem weta tego czy innego kra- ju" - twierdziła szefowa amerykańskiej dyplomacji Madeleine Albright. Teraz jednak sojusz znów szuka oparcia w innych organizacjach międzynarodowych w celu znalezienia politycznego rozwiązania konfliktu.
Po rozpadzie bloku wschodniego znaczenie NATO systematycznie rosło - zdawało się, że będzie to jedyny realny gwarant pozimnowojennego ładu między- narodowego. Szybko ustawiła się długa kolejka chętnych do członkostwa w sojuszu. Ostatecznie przyjęto trzy nowe państwa. Inne musiały się zadowolić ofertą zacieśniania współpracy politycznej i wojskowej. Jednocześnie rola NATO była ciągle kwestionowana. Nawet w ramach samego paktu. "Kit, który nas zlepiał podczas zimnej wojny, przestał istnieć" - stwierdził Warren Christopher, były sekretarz stanu USA. Gdy zniknął wspólny wróg w postaci ZSRR, europejscy członkowie sojuszu zaczęli się emancypować, kontestując pozycję Waszyngtonu. "Dla Polski było to bardzo niebezpieczne, gdyż to sojusz pod przywództwem Stanów Zjednoczonych miał być gwarantem naszej niepodległości i wygaszać konflikty na naszym przedpolu" - mówi Witold Waszczykowski, do niedawna zastępca ambasadora Polski przy NATO.
Sytuacja na Bałkanach stała się przedmiotem przetargu mocarstw; efekty tej polityki są dziś opłakane. Dopiero gdy stało się to jasne, udało się wystąpić zdecydowanie, pod wspólnym sztandarem NATO. Trudno jednak dziś sobie wyobrazić, że w Kosowie i w ogóle na Bałkanach będą jeszcze możliwe polityczne rozwiązania według wzorca zaproponowanego w Dayton dla Bośni: współżycie różnych narodów w ramach jednego państwa. Alternatywnym rozwiązaniem są państwa narodowe, ale byłaby to porażka społeczności międzynarodowej. Zrealizowano by bowiem koncepcje nacjonalistów, którzy parli do konfliktu, ich dążenia do utworzenia wielkiej Serbii, wielkiej Chorwacji i wielkiej Albanii. W najgorszej sytuacji znajdą się wówczas bośniaccy Muzułmanie, którym przypadłyby skrawki terytorium obecnej Bośni. Oznaczałoby to przegraną całej Euro- py - nawet po ewentualnym wygaszeniu obecnego konfliktu sytuacja na bałkańskim "miękkim podbrzuszu" ewoluowałaby w zupełnie innym kierunku niż reszta kontynentu: nowe podziały zamiast pogłębiającej się integracji.
Wiele wskazuje, że konflikt będzie się tlił przez lata. Zachodni politycy, którzy wcześniej ciągle odkładali decyzję o instytucjonalnym zjednoczeniu całego kontynentu, obawiając się importu konfliktów i wygórowanych kosztów ekonomicznych, dziś prawie nie rozmawiają o niczym innym niż Kosowo. Muszą decydować o przeznaczeniu miliardów dolarów i euro (sum większych, niż te, które wysupłują na przygotowanie nowych członków do przystąpienia do unii) już nie na budowanie, lecz na prowadzenie wojny oraz pomoc dla setek tysięcy uchodźców. Teraz dopiero mówi się o "nowym planie Marshalla" dla Bałkanów. Co gorsza, politycy są zmuszeni decydować nie tylko o wydatkach, ale i o posyłaniu żołnierzy na front.
W ekstremalnej sytuacji, pomimo wielu wątpliwości i sporów wewnętrznych, zwłaszcza w Grecji i Włoszech, kraje członkowskie NATO stanęły murem, udzielając poparcia operacji w Jugosławii. Różnice, nieraz głębokie, na temat obecnej roli i przyszłości sojuszu zostały, przynajmniej chwilowo, odłożone na bok. Tradycyjnie niesforna Francja - nieskora do popierania polityki USA i formalnie pozostająca ciągle poza strukturami wojskowymi paktu, w dodatku z powodów historycznych bliska Serbom - jest teraz drugim co wielkości kontrybutorem interwencji sojuszu. Niemcy, które pod rządami nowej koalicji próbowały zastąpić Francję w roli wiecznego enfant terrible (vide: żądanie szefa niemieckiej dyplomacji, by NATO zrezygnowało z prawa do tzw. pierwszeństwa użycia broni nuklearnej w wypadku zagrożenia, również konwencjonalnego), zaangażowały się bardzo aktywnie w operację, po raz pierwszy od czasów II wojny światowej. Oby tej determinacji starczyło na dłużej, wbrew życzeniom prezydenta Białorusi. Aleksander Łukaszenka, w gestach i słowach sojusznik Milo?sevicia, prorokuje, że solidarność członków
NATO załamie się, gdy w wyniku interwencji oddziałów lądowych dojdzie do strat wśród żołnierzy po stronie sojuszu.
Kosowo jest sprawdzianem nie tylko militarnej sprawności oraz politycznej spójności NATO, ale i jego nowej koncepcji strategicznej, która ma być przyjęta na szczycie waszyngtońskim. Pod wpływem wojskowej akcji na dużą skalę, której cel nie jest do końca jasny, a powodzenie niepewne, długofalowe plany aliansu będą musiały najprawdopodobniej zostać zweryfikowane. Globalizacja sojuszu staje się wątpliwa. "Okazało się, że są granice funkcji światowego żandarma - nie da się wybombardować pokoju" - mówi Waszczykowski. Przykład Kosowa wskazuje, że rola światowego szeryfa dla NATO, czego obawiano się w stolicach europejskich, została chyba rzeczywiście nakreślona zbyt ambitnie przez Waszyngton. Operowanie poza granicami sojuszu w celu zwalczania zagrożeń nowego typu okazuje się bardzo trudne w praktyce. W każdym razie potrzebne będzie poszukiwanie specyficznych, odrębnych rozwiązań politycznych, zabieganie o mandat prawny, zawieranie szerszego porozumienia międzynarodowego i zdobywanie społecznego poparcia.
Kosowo udowadnia, że środki, jakimi dysponuje najpotężniejszy sojusz świata, zarówno polityczne, jak i wojskowe, są jednak ograniczone. Pat Buchanan, ubiegający się o nominację Partii Republikańskiej na kandydata w wyborach prezydenckich, mówi o "utopijnych krucjatach w obronie globalnej demokracji". NATO nie jest w stanie działać na kilku frontach. Operacje lotnicze przeciwko Irakowi zostały praktycznie zawieszone. Trzeba było przerzucić lotniskowce i samoloty do Jugosławii. Jaki będzie następny krok Saddama Husajna? Milo?sević wykorzystał pod koniec ubiegłego roku zaangażowanie USA i Wielkiej Brytanii w Iraku i łamiąc warunki porozumienia zawartego z Richardem Holbrookiem, zintensyfikował działania przeciwko Albańczykom z Kosowa.
Indie i Pakistan przeprowadziły ostatnio próby rakietowe, testując środki przenoszenia ładunków nuklearnych. Tymczasem przeciwdziałanie rozprzestrzenianiu broni atomowej i jej nośników miało być jednym z priorytetów NATO, nakreślonych w projekcie nowej doktryny strategicznej. Erozji ulega zaszczepiona w okresie konfliktu nad Zatoką Perską wiara w doktrynę Collina Powella, zakładającą, że wojnę można wygrać bez ofiar albo przy minimalnych stratach dzięki przygniatającej przewadze z powietrza. Opór Husajna osiem lat od zakończenia tamtej operacji i determinacja Serbów zakwestionowały ten sposób myślenia.
John Roper z londyńskiego Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych przekonuje "Wprost", że NATO jest dziś jedyną organizacją próbującą serio sprostać nowym zagrożeniom. "Kosowo pokazało, dlaczego Stany Zjednoczone i Europa wciąż potrzebują silnego sojuszu militarnego w XXI wieku" - stwierdził zastępca sekretarza stanu USA Ronald Asmus. Święte słowa. Czy jednak teraz wielu innych ambitnych i agresywnych przywódców państw nie zacznie testować zdolności do reakcji
NATO i Stanów Zjednoczonych? Zwłaszcza widząc, że nawet interwencja militarna Zachodu może paradoksalnie wzmocnić, a nie osłabić ich pozycję, jak stało się już w wypadku Husajna i może się stać w wypadku Milo?sevicia? Byłoby to fatalne w skutkach. Po zakończeniu zimnej wojny zamiast triumfalnego pochodu demokracji i dobrobytu nastałby czas konfliktów i gorących wojen.

Więcej możesz przeczytać w 17/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.