Komu przeszkadza Edyta Górniak

Komu przeszkadza Edyta Górniak

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zaskakują mnie ci, którzy podejmują się rozbiórki gwiazdy na części składowe. Mozolnego interpretowania jej fenomenu. Głównie chodzi o to, by uszczypnąć, nadszarpnąć i nieco "poszarzyć"
Jest taka bajka, w której czarny charakter-kobieta pyta zwierciadełka: "Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy na świecie?". "Tyś, królowo, jest piękna jak gwiazda na niebie, ale piękniejsza jest... Edyta Górniak od ciebie". To wersja uwspółcześniona. Górniak jest piękna, młoda i na swoje szczęście albo - jak chcą inni - na nieszczęście bardzo utalentowana. Do tego niebezpiecznie szczera. Jest sobą.

Wydaje się mieć jeszcze jedną trudną do przeoczenia "wadę"... jest jedyna w swoim rodzaju. Nie można ani wyglądać jak ona, ani tym bardziej zaśpiewać jak ona. Nie można jej nawet naśladować. Bo takie przedsięwzięcie z góry naraża ewentualną kopię na śmieszność. Na tym w skrócie polega przewaga klasy nad bylejakością. Nieprzeciętności nad miernotą. Na nic odpowiednie kursy i podpatrywania. I tak lustereczko niezmiennie odpowiada tak samo. Dlatego zaskakują mnie ci, którzy z jakiegoś powodu podejmują się żmudnej rozbiórki gwiazdy na części składowe. Mozolnego interpretowania jej fenomenu. Głównie chodzi przy tym o to, by uszczypnąć, nadszarpnąć i nieco "poszarzyć". To przecież u nas normalne, że monolit niezwyczajnych talentów budzi niepohamowaną chęć, aby w nim destrukcyjnie podłubać. W czyim imieniu? Z pewnością nie nas, "maluczkich", którym proces odbrązawiania gwiazdy do niczego nie jest potrzebny. Niewygodna to dla recenzorskich wyroczni prawda, że takiej intuicji jak "maluczcy", co do tego, kto jest gwiazdą, a kto nie, nie ma nikt. Po co więc ich przekonywać, że w swoich gustach błądzą i nie wiedzą, co dobre? W wysokonakładowym dzienniku już od samego wyliczania środków, za pomocą których Górniak manipuluje "maluczkim", może się zawrócić w głowie. A to się artystka zaśmieje zbyt głośno, a to zapłacze prawdziwymi łzami, a to westchnie za głęboko. Wszystko na zawołanie i w podtekście umiejętnie zagrane, czyli nieprawdziwe. W dzienniku czytam: "W wywiadach Górniak sprawia wrażenie, jakby nie potrafiła zliczyć do trzech, ale ci, którzy z nią pracowali, twierdzą, że jest wyjątkowo uparta i pewna siebie". Otóż w imieniu tych, którzy jej nie znają, czyli "maluczkich", chciałoby się zauważyć, że Górniak sprawia wrażenie, jakby nie tyle nie umiała, ile nie chciała zliczyć do trzech. Pod dyktando wywiadujących ją dziennikarzy. Jej szczerość, która podoba się "maluczkim", poważnych autorytetów nie zachwyca. Seksualny celibat przed koncertem, niefortunnie lokowane uczucia, ojciec Cygan, z którym nie miała najlepszych kontaktów. "I kiedy już wydawało się, że rzesze jej fanów odwrócą się od niej, ona przetrwała" - pisze dziennikarz. Trudno powiedzieć, czy w tym momencie dziwi się, czy oddycha za gwiazdę z ulgą. No, bo na logikę - oczywiście "maluczkich" - z jakiego powodu mieliby się od swojej gwiazdy odwrócić? Czy dlatego, że nie ukrywała biedy, jakiej doświadczyła i tego, że kiedy mama wychodziła z domu, ona musiała w nim pozostać? Miały tylko jedną parę butów. Taka wiadomość na pewno robi wrażenie na "maluczkich". Dlaczego nie robi wrażenia na recenzencie? Nie wiadomo. Górniak rzuca więc te swoje czary na admiratorów jej talentu, a ci też się zaśmieją, wzruszą i westchną głęboko. W ten sposób tworzy się trudna do rozbicia symbioza artystki z jej wielbicielami. To się recenzentowi także nie podoba. Przecież tyle jest innych nadzwyczajnych kandydatek na gwiazdy, z którymi "maluczcy" powinni poflirtować. Niestety, "maluczcy" po raz kolejny nie wiedzą, co czynią i stale są nienasyceni informacji o tej jednej, jedynej, z którą - według recenzenta - budują świat kiczowatej ułudy. W którym wszystko pachnie i jest w kolorze różowym. Na niby. Czy to jednak rzeczywiście tandetny romans rozpisany na głosy, czy dopiero połowa opowieści? "Edyta zawsze wygrywa" - już nie wiem, martwi się czy cieszy krytyk. "Od dziesięciu laty kroczy od sukcesu do sukce- su - wynik całkiem niezły jak na osobę, która rzekomo nie potrafi zliczyć do trzech. Nowe gwiazdy rodzą się i upadają, a ona trwa". Lustereczko powiedz... Górniak, to prawdziwy diament z pięknym już szlifem. Życzę jej kogoś, kto zapewni jej godną oprawę. Tak jak to kiedyś uczynił José Carreras. Nie rozumiem tylko, skąd się bierze taka siła i wola nawet w najwytrawniejszym krytyku, żeby o czyimś życiu napisać takie oto zdania: "Nie wolno jej popełnić fałszywego kroku, np. obrazić publiczności [przecież to nie byłby fałszywy krok, tylko brak dobrych manier], dać do zrozumienia, że są nieważni [ale przecież są ważni]. To byłaby katastrofa - cała siła tej miłości mogłaby się skierować przeciwko niej. Możemy być o to jednak spokojni. Edyta w tej materii postępuje z niezwykłą wprost finezją. Mówi i robi dokładnie to, co fani chcą usłyszeć i zobaczyć. I nigdy się nie pomyli, bo nie jest aktorką, która może zapomnieć wyuczonej roli - ona gra siebie. U niej nie ma podziału na sprawy publiczne i prywatne - życie i rola to to samo. Jest to jednak gra - życie rodzinne, osobiste i zawodowe nie jest prawdziwe, ale jakby przykrojone do potrzeb serialu. Ten scenariusz nie naśladuje życia - to życie Edyty Górniak naśladuje scenariusz tandetnego filmu". Uff. Nie rozdzierając szat co do gatunku literackiego, jaki przypomina życie gwiazdy, z pewnością w innym kraju byłoby ono wymarzonym materiałem na scenariusz filmowy. Chociaż i tak najlepszą puentę dopisze samo życie, czego Edycie Górniak w imieniu nas, "maluczkich", serdecznie życzę. Lustereczko zresztą też.
Więcej możesz przeczytać w 21/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.