Wybory wyborów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Politycy walczą o system oddawania na nich głosów
- Społeczeństwo nie jest czarno-białe. Nie dzieli się na "solidaruchów" i "komuchów" - uważa Lech Wałęsa. Były prezydent jest dziś liderem niewielkiej partii i ma prawo obawiać się takiego podziału sceny politycznej, wzmocnionego zmianą ordynacji wyborczej. Zagrożony jest również stan posiadania większych ugrupowań, choćby UW lub PSL, bowiem naturalnym dążeniem AWS czy SLD pozostaje stworzenie ordynacji wzmacniającej siłę "politycznych gigantów".

Pretekstem do zmiany ordynacji stał się nowy podział administracyjny kraju. Pierwsi z okazji skorzystali politycy Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego: Wiesław Walendziak i Andrzej Machowski. Zaproponowali wprowadzenie systemu większościowo-proporcjonalno-wyrównawczego. Jak sami stwierdzili, jest to ważny krok w kierunku utworzenia ordynacji większościowej, w której dominującą pozycję zachowałyby Akcja Wyborcza Solidarność i Sojusz Lewicy Demokratycznej. Zablokowanie takich zmian to "być albo nie być" pozostałych partii.
- Trzeba dopuścić jak najwięcej ludzi do demokracji, pozwolić im wybrać swoich przedstawicieli, budować pluralizm - przekonuje Wałęsa. Te oczekiwania najlepiej spełnia ordynacja proporcjonalna, taki też system wyborów zapisano w konstytucji. Żeby zmienić ustawę zasadniczą, należy zebrać w Sejmie aż dwie trzecie głosów, co oznacza, że nowelizację musiałyby poprzeć AWS i SLD. Obydwa te ugrupowania wspólnie opowiedziały się za zmianą ordynacji samorządowej i właśnie ta korekta dała im większe szanse wyborcze. Czy historia się powtórzy?
- Na to się Unia Wolności nie zgodzi. AWS musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy koalicja z nami jest dla niej przejściowym i raczej nieprzyjemnym przeżyciem, czy też długofalową polityką - ostrzega Mirosław Czech, sekretarz generalny UW. Jego zdaniem, projekt ordynacji mieszanej - przedstawiony przez polityków SKL - utrwala podział Polski między dwa duże ugrupowania. Unia nie miałaby szans na wprowadzenie posłów z jednomandatowych okręgów przewidzianych w projekcie. - Przypuszczam, że AWS będzie się upierała przy tej ordynacji. Chce tyle zdobyć, żeby rządzić samodzielnie - komentuje Czech.
- Według symulacji opartej na wynikach z 1997 r., średniej wielkości partie wcale nie muszą dostać mniej - przekonuje jednak Andrzej Machowski. Unia zdobyłaby kilka mandatów więcej (jednak żadnego z okręgów jednomandatowych), choć straciłoby PSL. - Ordynacja preferująca większe ugrupowania stanowi psychologiczny problem - twierdzi z kolei dr Antoni Dudek, politolog. - Wyborcy będą sprzyjać partiom, które mają szansę wejść do parlamentu z jednomandatowego okręgu. Będzie się mówiło, że wygra albo "komuna", albo AWS. Musiałoby więc dojść do częściowej eliminacji PSL i UW.
Do tej pory koalicjanci nie podjęli oficjalnych rozmów o ordynacji. - Jest to tak sporna kwestia, że każdy boi się o niej rozmawiać w trakcie koalicyjnych zawirowań - przyznaje poseł UW Paweł Piskorski. Trwa jednak "rozpoznawanie intencji" drugiej strony. Oficjalnych rozmów z "większym bratem" nie podjęło też PSL, ale tym razem jest w lepszej sytuacji niż unia. SLD nie proponuje bowiem zmiany zasad wyborów. - Reguły powinny być stałe, a ewentualne zmiany należy wprowadzać jak najszybciej, by partie miały czas na dostosowanie się do nich. Tworzenie ordynacji "pod partie" to manipula- cja - uważa Jerzy Jaskiernia, wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego SLD. Inni politycy sojuszu twierdzą, że nie zgodzą się na żadne rozwiązanie, które będzie wymagało zmiany konstytucji. Ponadto projekt liderów SKL nie jest korzystny dla sojuszu ze względu na szczegóły politycznej geografii. Zaproponowany podział na okręgi preferuje AWS.


System większościowy w najczystszej formie występuje w Wielkiej Brytanii, gdzie okręgi są jednomandatowe i mniej więcej równe. System preferuje duże ugrupowania, a na dłuższą metę prowadzi do modelu państwa dwupartyjnego. Plusem jest jasność wyborczej procedury i przewidywalność życia politycznego. Już w trakcie kampanii wyborczej znani są kandydaci na rządowe posady.
Minusem takiej ordynacji może być wykluczenie z życia publicznego mniejszych partii, a tym samym znacznej części wyborców.

System proporcjonalno- większościowy występuje na przykład w Niemczech. Wyborca ma dwa głosy - jeden oddaje na kandydata w okręgu jednomandatowym (tam wybory są większościowe), drugi na listę partyjną w landzie (proporcjonalne). Przy podziale mandatów brane są pod uwagę listy, na które oddano ponad 5 proc. głosów. Na tym systemie wzorowana jest propozycja polityków SKL. Rozwiązanie to wyraźnie preferuje większe ugrupowania, prowadząc do redukcji liczby partii. Podobnie jak ordynacja większościowa, wiąże posła z okręgiem, daje obywatelom poczucie rzeczywistego wpływu na wybór swego przedstawiciela. Na dłuższą metę może jednak spowodować odpływ elektoratu od średnich partii, których kandydaci nie wygrywają wyborów w okręgach jednomandatowych.

System proporcjonalny obowiązuje od 1991 r. w Polsce. Głosowanie na listy partyjne odbywa się w wielomandatowych okręgach. Do 1993 r. obowiązywała ordynacja proporcjonalna bez progu wyborczego, co powodowało, że w parlamencie zasiadali przedstawiciele wielu małych ugrupowań. Obecnie partie ubiegające się o miejsca w Sejmie muszą zdobyć w skali kraju co najmniej 5 proc. głosów. Wyższe progi obowiązują koalicje i bloki wyborcze.


- Ordynacja nie może zmienić w zasadniczy sposób preferencji wyborczych, by nie okazało się, że partia, która w sondażach otrzymuje dziesięcioprocentowe poparcie, w Sejmie nie będzie miała ani jednego mandatu - przekonuje poseł PSL Aleksander Łuczak. Ludowcy najbardziej obawiają się zmiany granic okręgów. Mają bowiem duże wpływy w regionach wiejskich i mogliby stracić po przyłączeniu ich do miast. Z kolei dla unitów niekorzystne byłoby rozbicie okręgów miejskich, w których zdobywają najwięcej mandatów. Przedstawiciele "średnich" partii starają się jednak być optymistami: - Nie chce mi się wierzyć, by AWS i SLD zamierzały wyeliminować wszystkich - uważa poseł PSL Eugeniusz Kłopotek. Nikt nie ma natomiast złudzeń, że rozstrzygnięcia zapadną szybko i "bezboleśnie". - Sprawa ordynacji będzie się "kotłowała", a decyzje i tak zapadną w sali sejmowej. Targi potrwają do ostatniej chwili - prorokuje inny poseł PSL.
Koalicjanci chcą uniknąć powtórki z debaty nad reformą samorządową, która na skutek konfliktów w rządzących ugrupowaniach pozostawiła decyzje w rękach opozycji. - Dyskusję nad ordynacją musimy podjąć w rządzie i koalicji, nie w Sejmie. W przeciwnym razie arbitrem będzie SLD - mówi Artur Smółko z UW. Część polityków jednak zauważa, że przedstawienie projektu ustawy przez rząd byłoby równoznaczne ze wstępnym naszkicowaniem granic okręgów wyborczych przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, kierowane przez Janusza Tomaszewskiego. Pojawiają się więc obawy, że zaproponowany podział może preferować AWS.
Nieoficjalnie unici przyznają, że koalicyjne rozmowy powinny obejmować nie tylko sprawę sposobu wyłaniania deputowanych. - Musimy doprowadzić do politycznego kontraktu: my poprzemy kandydata AWS na urząd prezydenta, w zamian akcja zrezygnuje z powszechnego uwłaszczenia i niekorzystnej dla nas ordynacji - mówi jeden z prominentnych unitów.
- Ordynacja większościowa jest możliwa przy bardziej zakorzenionej demokracji. W Polsce lepiej zostawić stary system, zmieniając tylko mapę okręgów, bo ordynacja proporcjonalna z pięcioprocentowym progiem z 1993 r. była jedną z nielicznych rzeczy, jakie nam się udały - utrzymuje Antoni Dudek. Właśnie ta ordynacja spełnia podstawowe założenia wyborów: wyłonienie reprezentatywnego Sejmu, w którym znajdzie się większość zdolna do zbudowania stabilnego rządu. Dzięki niej w Sejmie II kadencji zamiast 25 komitetów wyborczych, które weszły do parlamentu w 1991 r., znalazło się tylko sześć ugrupowań i mniejszość niemiecka. W 1997 r. - zgodnie z tą samą ordynacją - do Sejmu weszło pięć komitetów wyborczych. Obecnie nie ma powszechnej zgody na dalszą redukcję liczby partii w Sejmie. Nie akceptują tego politycy mniejszych ugrupowań, a nawet część Akcji Wyborczej Solidarność. - Propozycja jest interesująca, lecz niedopasowana do polskich realiów, a nawet sytuacji w AWS - twierdzi Aleksander Hall, jeden z liderów SKL, wchodzącego w skład AWS. - Taka ordynacja wymaga bowiem silnego wewnątrzpartyjnego przywództwa, jednego ośrodka władzy, który decyduje o losie kandydatów i kieruje się ich rzeczywistymi szansami na danym terenie.
- Jeśli nie uda się nam dogadać z AWS, może być brany pod uwagę wariant porozumienia z SLD. A taki układ musi się wiązać z obietnicą przyszłej koalicji z postkomunistami. AWS nie zdaje sobie na razie sprawy ze wzmocnienia roli prezydenta w systemie dwupartyjnym ani z tego, że głowa państwa niekoniecznie musi pochodzić z obozu solidarnościowego - przestrzega jeden z unitów.


Ordynacja według partii

Projekt Wiesława Walendziaka i Andrzeja Machowskiego (AWS-SKL) zakłada wybór 200 posłów w jednomandatowych okręgach wyborczych, 200 z 16 list wojewódzkich i 60 z listy krajowej. SLD, PSL i UW opowiadają się za pozostawieniem systemu proporcjonalnego i dostosowaniem okręgów do nowego podziału kraju. Według wstępnych ustaleń, SLD w wyborach do Sejmu proponuje utworzenie 35 okręgów po 8-16 mandatów, a do Senatu 100 okręgów jednomandatowych. UW opowiada się za wprowadzeniem 32-35 okręgów nie mniejszych niż ośmiomandatowych. Ta propozycja zbieżna jest z postulatami ludowców. Dodatkowo jednak PSL chciałoby wrócić do korzystniejszej dla mniejszych partii metody obliczania głosów Sainte-Laguë, z ordynacji zastosowanej w 1991 r. Od 1993 r. obowiązuje preferująca większe partie metoda d?Hondta.
Więcej możesz przeczytać w 13/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.