Pociął twarz kobiecie. Nie zdążyli z ustawą o izolacji

Pociął twarz kobiecie. Nie zdążyli z ustawą o izolacji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ludwik S. był wielokrotnie karany, a w więzieniach łącznie spędził 42 lata życia (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Jak podaje TVN24, morderca Ludwik S., któremu wyrok śmierci zamieniono na karę 25 lat więzienia, po wyjściu na wolność zaatakował kobietę, rozcinając jej twarz, a także ranił jej brata. Psychologowie i wychowawcy więzienni ostrzegali jednak, że tak może się stać.
- Ten przypadek świadczy o tym, że gdyby ustawa o postępowaniu z osobami zagrażającymi zdrowiu, wolności seksualnej i życiu innych weszła w życie rok temu lub wcześniej, to do takiej sytuacji by nie doszło – mówi portalowi tvn24.pl Marek Biernacki, minister sprawiedliwości.

Na "czarnej liście" przestępców, którzy potencjalnie mogliby stanowić zagrożenie dla społeczeństwa po wyjściu z więzienia znalazł się również Ludwik S., z zawodu kaletnik i elektryk.Mężczyzna w 1985 roku zabił kobietę, uderzając ją kilkakrotnie w głowę, a potem zadał jej ciosy sztachetą. Usłyszał wyrok śmierci, zamieniony później na 25 lat więzienia.

W trakcie odbywania kary Ludwik S. zachowywał się agresywnie, dostał m. in. kolejne 3 lata za brutalne pobicie współwięźnia, w 1989 r. próbował wywołać bunt w więzieniu.

Zdaniem biegłych S. "prezentuje cechy osobowości nieprawidłowej (socjopatycznej), co przejawia się w m.in. w braku poszanowania norm społecznych".

Ludwik S. wyszedł bowiem na wolność w drugiej połowie sierpnia 2013. Ustawa o postępowaniu wobec osób, które przez swoje zaburzenia psychiczne mogą zagrażać życiu i zdrowiu innych osób, weszła w życie dopiero 7 stycznia 2014 roku.

Kilka miesięcy po wyjściu z zakładu karnego, Ludwik S. ponownie zaatakował. Tym razem w Chełmnie (woj. kujawsko-pomorskie). Mężczyzna został oskarżony o dwa przestępstwa popełnione tego samego dnia. Doszło do nich późnym listopadowym wieczorem 2013 roku. - Mężczyzna uderzył nożem dwudziestokilkuletnią dziewczynę, rozcinając jej twarz od policzka aż za ucho, a następnie ranił jej brata. Z zeznań poszkodowanego młodego mężczyzny wynika, że zdążył się uchylić i dlatego nóż ranił go tylko w okolice ust - powiedziała w rozmowie z tvn24.pl Judyta Głowacka z Prokuratury Rejonowej w Chełmnie.

- Cała historia zaczęła się od tego, że poszkodowany mężczyzna i Ludwik S. przebywali razem w zakładzie karnym w Sztumie. Chyba się zaprzyjaźnili. Po tym, jak Ludwik S. 18 sierpnia 2013 roku zakończył odbywanie kary, przyjechał do Chełmna, miejsca zamieszkania poszkodowanego i jego siostry - tłumaczyła w rozmowie z tvn24.pl prokurator Judyta Głowacka.

- Przez dwa dni, 26 i 27 listopada, Ludwik S. i rodzeństwo spędzali razem czas w chełmińskich lokalach. Ludwik S., który miał ze sobą trochę gotówki, kupował alkohol. W trakcie pobytu w Chełmnie kupił też telefon, który dał pokrzywdzonej kobiecie. Gdy telefon okazał się zepsuty, Ludwik S. oddał go do naprawy, ale później nie chciał go już zwrócić - mówiła prokurator Głowacka.

Zanim rodzeństwo zostało zaatakowane nożem, mieli spożywać alkohol w jednym z lokali w centrum miasta. Po wyjściu, Ludwik S. zaatakował nożem kobietę, a kiedy brat próbował jej pomóc, również został "draśnięty".

 27 marca 2014 roku, w Sądzie Rejonowym w Chełmnie ma się odbyć jego rozprawa. Za czyn, którego się dopuścił, grozi kara pozbawienia wolności do lat 5.

Prokurator Głowacka uważa jednak, że z powodu "multirecydywy" kara ta może zostać przedłużona.  - Twierdzi [Ludwik S. - dop. red.], że był wzburzony. Tłumaczył, że czuł się wykorzystywany przez rodzinę - mówiła w rozmowie z tvn24.pl prokurator. Mówił, że wydaje mu się, że wyciągnął nóż. - Był osobą wielokrotnie karaną przed popełnieniem zabójstwa. Łącznie na mocy wyroków odbył karę 42 lat pozbawienia wolności - wyjaśniła prokurator Głowacka.

- Ten, a także inne przypadki, pokazują, że ta ustawa była bardzo potrzebna i nie chodzi tylko o jednego Mariusza T. – twierdzi minister Biernacki.

- Osoby, które odbyły karę, a były osobami, które w opinii biegłych i specjalistów miały zaburzoną osobowość i mogły popełnić przestępstwo, nie były wcześniej monitorowane. Nie można było poddać ich dozorowi lub kierować na terapię. Do momentu wejścia w życie ustawy takie osoby wychodziły na wolność i nie można było ich kontrolować - mówił w rozmowie z tvn24.pl minister Biernacki.

DK, TVN24