Popyt na ubogich

Dodano:   /  Zmieniono: 
Instrumentalne wykorzystywanie biedy w walce o władzę jest bardzo niesmaczne
Nie zamierzam, broń Boże, pokpiwać sobie z ubogich i ubóstwa, na co mógłby może wskazywać tytuł. Przeciwnie, uważam biedę za jedną z największych plag świata i Polski. Cały właściwie wysiłek, jaki kierujemy od dziewięciu lat, by poprawić sprawność naszej gospodarki, ma na celu przede wszystkim usuwanie najważniejszego źródła rodzącego nędzę. Jest nim dysproporcja między liczbą ludzi zasiadających do "narodowego stołu" a zdolnością gospodarki do zaopatrzenia tego stołu, by nikt nie odchodził od niego głodny. Nie zawsze się o tym mówi, często cel ten jest ukryty w abstrakcyjnym "wzroście gospodarczym", ale chodzi przecież o to, byśmy żyli wolni od ubóstwa.

Lecz oto zbliżają się wybory prezydenckie i nagle wszyscy do tej pory ujawnieni kandydaci do prezydenckiego fotela zaczęli odkurzać swoją wrażliwość na sprawy ludzi biednych i pokrzywdzonych. To mamy spotkanie z rolnikami, na którym gospodarz o zatroskanej minie prawie nie zauważa chamstwa związkowego bossa wobec wicepremiera, choć będąc personifikacją państwa, wypadałoby zareagować stanowczo. To znów, równie zatroskane spotkanie z pielęgniarkami po zażegnaniu konfliktu przez rząd, ze słabo ukrytą sugestią, że rząd może kręcić, więc prezydent będzie czuwał i starał się, oczywiście "w granicach swych uprawnień". Czyta się to tak: "Popieram was całą moją bezsilnością, więc na wszelki wypadek nie liczcie na wiele, ale pamiętajcie, że jestem z wami". Pamiętajcie szczególnie wtedy, gdy przyjdzie czas wędrówki do urn. Pachnie wyborczą kalkulacją na milę.
Na kilka mil natomiast pachnie tym inicjatywa, z jaką wystąpił nasz były prezydent, oby - parafrazując formułę z "Faraona" Prusa - żył wiecznie... i prywatnie (to będzie mój, też prywatny, wkład w kampanię prezydencką Lecha Wałęsy). Prezydent Lech z wrażliwością społeczną odświeżoną "na glanc" najpierw więc obrugał rząd za "strzelanie do ludzi", nie rozróżniając - tak jak "Trybuna" i SLD - strzelania ostrymi kulami, by zabić, od strzelania kulami gumowymi, by zabolało. Małe piwo. Zaraz potem, żeby był ciąg dalszy troski, zaprosił wachlarzyk polityków na spotkanie ponad podziałami, ale oczywiście pod swoją egidą, by dyskutować, jak pokonać biedę. Pomysł jest sprytny - jeśli wielu odpowie na zaproszenie i przyjdzie, będzie można powiedzieć: "Patrzcie, jam to uczynił, do nikogo nie przybyli tak licznie jak do mnie, w waszej, ubodzy, sprawie". Jeśli nie przyjdą, można będzie powiedzieć: "No, tak, wypięli się na ludzi biednych, widzicie teraz, na kogo możecie tylko liczyć". Przypomina się skecz Edwarda Dziewońskiego o facecie, który dostał w papę, kiedy pytany zaprzeczył, że był w Gródku Jagiellońskim. No, a co by było, gdyby nie zaprzeczył? Wtedy to dopiero by dostał.
Szanowni czytelnicy, nie wiem jak wy, ale ja nie wierzę w szczerość zatroskań o skrzywdzonych i biednych, jeśli widać, że budzą się one z nadchodzącą kampanią wyborczą i są tym intensywniejsze, im głosowanie bliżej, a potem zasypiają. Bieda jest wielkim nieszczęściem tych, których dotyka, i ludzie wrażliwi na nią nie sezonowo, starający się tej pladze zapobiegać, zasługują na powszechną wdzięczność. Ale właśnie dlatego, że bieda to nieszczęście, jej instrumentalne wykorzystywanie w walce o władzę jest bardzo niesmaczne. Szczególnie jeśli jest to walka o stanowisko nie dające prawie żadnych możliwości realnego udowodnienia, że wyborcze troski o biednych były czymś więcej niż figurą retoryczną. Tak właśnie jest z funkcją prezydenta w naszej konstytucji. Może on apelować, zgłaszać inicjatywy i ewentualnie się żalić, że go nie słuchają, bo nie on decyduje, lecz rząd i parlament. Kandydaci na urząd prezydenta wiedzą, że ludzi naprawdę zajmuje to, czego oni - objąwszy urząd - nie będą mogli spełnić, więc udają, że będą to spełniali. Chwyt bywa skuteczny, bo wielu obywateli nie rozumie nadal mechanizmu demokracji, tego, że opiera się on na podziale władz, z których każda coś może, a czegoś nie może. W ten sposób prezydencka kampania wyborcza zaczyna się upodabniać do parlamentarnej kampanii wyborczej z o wiele większym jednak marginesem politycznej fikcji, a potem z rozczarowaniami, że obiecywał, lecz nie dotrzymał.
Więcej możesz przeczytać w 30/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.