Komisja po stronie konwentu

Komisja po stronie konwentu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Konwent Europejski miał prawo proponować reformę systemu głosowania w Radzie UE, uzgodnionego w 2000 r. w Nicei - uznała po kilku dniach wahań Komisja Europejska.
Tym samym zaprzeczyła tezie premiera Hiszpanii Jose Marii Aznara i polskiego ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza, że konwent nie był do tego upoważniony.

"Konwent nie miał żadnych tabu i miał upoważnienie, żeby uprościć traktat (podstawę prawna Unii). W sporządzonym przez niego projekcie konstytucji system głosowania w Radzie UE staje się prostszy w porównaniu z Niceą" - powiedział rzecznik Komisji Europejskiej Stefaan de Rynck. Wcześniej on i jego koledzy z organu wykonawczego Unii przez kilka dni udzielali wymijających odpowiedzi na pytanie, czy zgadzają się z Aznarem, że konwent nie miał takiego upoważnienia.

Konwent Europejski, w którym zasiadali przedstawiciele parlamentów i rządów 25 obecnych i przyszłych państw Unii, zredagował projekt konstytucji na prośbę przywódców Piętnastki zawartą w Deklaracji z Laeken z końca 2001 roku.

Rzecznik nie chciał natomiast komentować wypowiedzi przewodniczącego konwentu, byłego prezydenta Francji Valery'ego Giscarda d'Estaing sugerującej, że konwent musiał skorygować zbyt korzystne dla Hiszpanii postanowienia Nicei. Hiszpanie "uzyskali w Nicei (zbyt) korzystne prawo głosu. Proponujemy zmienić reguły i sprawić, żeby w przyszłości przy podejmowaniu decyzji wszyscy obywatele byli równi, żeby nikt nie miał przewagi" - powiedział we wtorek Giscard w radiu francuskim.

Wkrótce potem Aznar nie bez ironii "podziękował" Giscardowi za "wyjaśnienie, że jednym z celów konwentu było pozbawienie Hiszpanii korzyści uzyskanych w Nicei". Szczyt w Nicei przyznał Hiszpanii i Polsce po 27 głosów w Radzie UE, a Niemcom, Francji, Wielkiej Brytanii i Włochom po 29. W nicejskim systemie liczenia większości Madryt i Warszawa mają niemal takie same możliwości blokowania unijnych decyzji jak cztery największe kraje Unii. W systemie zaproponowanym przez konwent mają one dwa razy mniej głosów od Niemiec, ponieważ uzależnia on siłę głosu każdego państwa od jego liczby ludności. Decyzja wymaga poparcia 60 proc. ludności Unii, ale też ponad połowy liczby państw członkowskich.

Giscard podał też w wątpliwość zapewnienia zwolenników tego systemu, w tym samej Komisji Europejskiej, że projekt konstytucji przyjęty przez konwent jest owocem kompromisu między jego uczestnikami, zaaprobowanego przez ich przytłaczającą większość. "To nie kompromis, lecz jednolite rozwiązanie, do którego doszliśmy" - oświadczył były prezydent Francji w cytowanym wywiadzie dla radia France Inter.

em, pap