Historia jednego pocisku

Historia jednego pocisku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Do ostatniej demonstracji związkowców z Łucznika, na których spadł grad gumowych policyjnych kul doszło w wigilię rocznicy tragicznych wydarzeń Czerwca ?76 w Radomiu
- zagrzmiał na forum Sejmu Marek Wikiński, poseł SLD. Parlamentarzystom rządzącej koalicji odebrało mowę, na szczęście szczęka nie opadła reprezentantowi Naszego Koła Janowi Łopuszańskiemu, który trzeźwo zauważył: "Ktokolwiek, byle nie przedstawiciel SLD, powinien takie wyjaśnienie składać". Przyznam, że niezbyt często skłonny jestem przyznawać rację Janowi Łopuszańskiemu, ale w tym wypadku, gdyby nie zabrakło mnie przy Wiejskiej, biłbym mu brawo do bólu, nie szczędząc ani lewicy, ani prawicy.
Bo wyobraźmy sobie sytuację, że związkowcy Łucznika zaprotestowaliby na przykład w grudniu i że również wówczas doszłoby do konfrontacji z siłami porządkowymi. Czy wtedy także poseł ugrupowania będącego spadkobiercą PZPR mógłby sobie rościć moralne prawo do szukania analogii z "wigilią" tzw. wypadków gdańskich (jak to nazywała ówczesna propaganda) bądź z pacyfikacją kopalni Wujek? Młodszym czytelnikom przypominam, że w grudniu 1970 r. partia mająca w nazwie "robotnicza" nie posługiwała się na wybrzeżu gumowymi pociskami, strzelała do robotników, aby ich zabijać; podobnie jedenaście lat później na Śląsku. Chodzi jednak nie tylko o brak przyzwoitości, która w pewnych okolicznościach nakazuje milczenie, bądź o zwykłą sklerozę, która nazbyt często dotyka politycznych wnuków Gomułki, chodzi raczej o oddanie sprawiedliwości faktom.
Po pierwsze, zauważmy, że krwią po burzliwych wydarzeniach z minionego czwartku na ulicach Warszawy spłynęli nie tylko protestujący pracownicy Łucznika, spośród których kilku trafiło do izby wytrzeźwień. Bo czy można przyjąć, że kilkudziesięciu poważnie rannych w starciach funkcjonariuszy policji perfidnie dokonało w tym dniu samookaleczeń? Innymi słowy, zadając to pytanie, pragnę zwrócić uwagę na fakt, że nim Leszek Miller zaczął zbijać polityczny kapitał na ludzkiej tragedii (skrajnej determinacji, poczuciu beznadziei?) i nawoływać do przyspieszonych wyborów parlamentarnych, winien poczekać na rzetelne wyjaśnienie okoliczności i przebiegu wydarzeń. Po wtóre, spróbujmy ustalić, jakie grupy zawodowe i dlaczego oblegały ostatnio gmachy instytucji rządowych w stolicy, narażając się na kontakt z gumowymi pociskami - stosunkowo świeżej daty wynalazkiem zachodnich demokracji.
Pracownicy prywatnych firm? Nie. Pracownicy sprywatyzowanych firm? Nie. Pracownicy państwowych firm, których szefom nie zabrakło wyobraźni i które odnalazły się na wolnym rynku? Nie. Manifestowały z reguły załogi dawnych socjalistycznych molochów - wegetujące do dziś dzięki "społecznej wrażliwości" (czytaj: brakowi odwagi w reformowaniu gospodarki) poprzedniej koalicji rządzącej, czyli dzięki daninom podatników - żądające: dać, podwyższyć, zagwarantować. No i pielęgniarki - ofiary dziesięcioleci fikcji bezpłatnej służby zdrowia. Weźmy tylko przykład wspomnianego Łucznika. Jak w warunkach gospodarki wolnorynkowej i pokoju może funkcjonować z powodzeniem przedsiębiorstwo produkujące broń, całkowicie uzależnione od zamówień MON, skoro niedawno przyjęto tam dodatkowo do pracy 1400 (sic!) osób? Śmiem z czystym sumieniem twierdzić, że historia pocisku, który pozbawił oka (miejmy nadzieję, że nie możliwości wykonywania zawodu) fotoreportera "Naszego Dziennika", ma swój początek w PRL.
Co nie znaczy oczywiście, że zawsze i wszędzie za wszystko należy obwiniać "komunę". Z pewnością to nie Gierek odpowiada dziś za to, że - jak twierdzą autorzy artykułu "Konsument do bicia" - "ochrona praw konsumenckich w III RP należy do najgorszych w Europie". To wreszcie nie rząd Cimoszewicza, odpowiada za to, że "dwa lata po wielkiej powodzi z lipca 1997 r. jesteśmy gorzej przygotowani do walki z żywiołem niż wówczas". "Trudno się dziwić panice, jakiej ulegają mieszkańcy szczególnie zagrożonych miejscowości, którym często pozostaje liczyć wyłącznie na (...) boską opatrzność" - konkluduje współautor bloku tematycznego "Prognoza dla Polski". Tą ostatnią nie zastępowałbym jednak solidnych wałów ochronnych. Bo słyszałem, a mam nadzieję, że Jerzy Buzek i Marian Krzaklewski również o tym słyszeli, iż Stwórca pomaga tylko tym, którzy sami sobie pomagają.
Więcej możesz przeczytać w 27/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.