Patriotyzm rejsowy

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Polakach i Polkach tkwi głęboko ukryta chęć do wypłynięcia w jakąś swobodną podróż
Od pewnego czasu usiłuję dociec, dlaczego zdołało mnie oczarować coś tak prostego. Chodzi o piosenkę Kayah i Bregovicia "Prawy do lewego", a osobliwie o dorobiony do niej klip telewizyjny. Początkowo myślałem, że to jakieś moje osobiste wariactwo. Gdy jednak zauważyłem, że utwór dostał się na czoło telewizyjnej listy przebojów, uznałem, że sprawa jest zbyt poważna, by pominąć ją milczeniem.

Klucz do wyjaśnienia zagadki to ów klip telewizyjny, który zadziałał jak znakomita reklama. Gdy wcześniej słuchałem piosenki, wyobrażałem sobie jakąś polską balangę stacjonarną - gdzieś w blokowym mieszkaniu lub wynajętym lokalu. Na szczęście ktoś z prawdziwą wyobraźnią przeniósł to wszystko na statek rzeczny. Bo to przecież powinien być rejs: wolność, oddech, swoboda, a nie kiszenie się w czterech ścianach, które stoją w miejscu, zamiast płynąć. Rzecz więc będzie dzisiaj o polskim rejsie - zjawisku magicznym i kompletnie niezrozumiałym dla cudzoziemców.
Myślę, że w Polakach i Polkach tkwi głęboko ukryta chęć do wypłynięcia w jakąś swobodną, piękną podróż. Skąd się to wzięło - trudno dociec. A może nękani przez sąsiadów przez ostatnie 200 lat pragnęliśmy, aby nasza ziemia zerwała pewnego dnia cumy granic i popłynęła sobie gdzieś tam, gdzie jest wolny świat. Hipoteza ta przyszła mi do głowy, gdy myślałem o suwerenności (temat na razie odłożony) i przypomniałem sobie peerelowski żarcik o tym, że Polska powinna dać w międzynarodowej prasie ogłoszenie następującej treści: "Zamienię mało używaną suwerenność na lepsze położenie geograficzne". Może to wyjaśnia zagadkę upragnionego rejsu, rejsu ku szczęśliwości? Kilka dodatkowych argumentów. Dlaczego wśród filmów stulecia rodacy wybierają "Rejs" Marka Piwowskiego? Dlaczego w pewnych okolicznościach mówi się o człowieku, że "popłynął", a popularny toast wznosimy "za tych, co na morzu"?
Popłynął - znaczy, że jest wolny, tak jak ci, co na morzu. Wystarczy więc czasem wejść na pokład wiślanego statku i już się nie jest w PRL. Skrawek wolnego świata na środku brudnej i płytkiej rzeki. A może uda się nie dobić do brzegu?
W 1999 r. lekko spłoszony wolny Serb Bregović ogląda Polskę z pokładu zwariowanego, weselnego statku: "Krowa!", "Kura!"... "Droga na Ostrołękę!". Szeroka jakaś ta nasza Narew. Szeroki, wolny, piękny świat. A na stateczku cała Polska: urzędnicy, Cyganie, górale, podchmielone mieszczki i płaczące wieśniaczki. Trwaj chwilo, jesteś piękna! Polski rejs patriotyczny. Przez małe "p", z dala od odświętnych sloganów: Naród, Polska, Ojczyzna.
Bo Polska to może być Narew i słodkowodny stateczek. Fragmenty zapamiętane z odległej młodości: wyprawa na samym żagielku, bez silnika, spod mostu Poniatowskiego w Warszawie aż do Kamienia nad jez. Bełdany. Jakże pięknie wygląda kraj od strony rzeki! Krótki, dwunastodniowy kurs patriotyzmu. Dzięki rejsowi, oczywiście. Z wywrotką na Narwi pod Ostrołęką, pięćdziesięciokilometrowym burłaczeniem brzegami krętej Pisy i chłopskim chlebem z brytfanny o smaku jakiejś rajskiej potrawy. Inny polski rejs, o którym właściwie nie powinienem pisać, bo zahacza o kryminał, ale działo się to w mrokach PRL i wszystko jest już przedawnione. Na pokład mazurskiego stateczku kursującego między Giżyckiem a Rucianem wsiadamy mocno już zaprzyjaźnieni z sympatyczną załogą.
W połowie drogi wyglądał on już tak, jak ten, którym płyną ostatnio Kayah i Bregović. Na naszym szlaku znalazł się nieopatrznie statek-sklepik Jaś, co pozwoliło uzupełnić paliwo. Z ostatniego przystanku, który pamiętam, statek ruszał z trudem, bo mechanik był zbyt zmęczony, by uruchomić silnik. Wysiedliśmy przed końcem szalonego rejsu, a później dotarła do nas plotka, że dzielny okręt nie mógł trafić w śluzę przed Rucianem.
Pamiętam, że na pokładzie byli jacyś turyści niemieccy. Patrzyli na nas z nabożnym przerażeniem, w którym nie było jednak obrzydzenia czy paniki, bo zachowywaliśmy się szarmancko.
Polska to fajny statek. Zjednoczonymi siłami pasażerów i załogi pokona wszystko. Nawet Niagarę, gdyby przypadkiem znalazła się pod Ostrołęką.
Więcej możesz przeczytać w 35/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.